RIJAD...
Wszystko jest tak ekskluzywne, że boję się czegokolwiek dotknąć. Ciepłe beże zmieszane z elegancką czernią i złotymi akcentami czyli wszystko to co Arabia lubi i co lubi Arabię. Pieniądze, bogactwo i przepych. Kwiaty, jeszcze więcej kwiatów i lustra okute złotymi ramami. Wszystko perfekcyjne. Prawie wszystko... Widzę jak Julia zaczyna się trząść ze złości kiedy widzi główną salę konferencyjną. Wygląda jak sala królewska. Przeszklona jak na XXI wiek przystało, nowoczesna ale kotary w drzwiach, ozdoby na ścianach i ogromny kryształowy żyrandol dodają pewnego rodzaju klimatu. Niepowtarzalnego. Ciemny mężczyzna w turbanie na głowie i szarym garniturze patrzy na Nią z lekkim przerażeniem, kiedy Julka zaczyna krzyczeć na Niego po arabsku. I nie wiem co czuję. Czy podziw za to, że tak doskonale zaprojektowała każde z tych pomieszczeń w tym molochu, czy zaskoczenie tym jak świetnie włada arabskim, czy niepokój o Jej nerwy i stan w jakim teraz się znajduje. Od kilku dni...
- Niekompetentni idioci! - warczy i przechodzi obok mnie szybko, kierując się w stronę wielkiego eleganckiego holu. Idę za Nią prawie biegnąc. Nie podoba mi się to, że wszystko zostało na Jej głowie. Dosłownie wszystko...
- Julka poczekaj! - warczę, bo prośba nie pomaga. Chwytam Ją mocno za rękę, a obok Niej od razu staje wysoki, postawny Arab patrzący na mnie jak na przestępcę. Wnoszę ręce do góry w geście kapitulacji. Ciągle zapominam, że Julka jest tutaj teraz traktowana na równi z Królem czy prezydentem, czy cholera wie co Oni tu mają. Brunetka grzecznie uspokaja narwanego ciapatego, który odchodzi kawałek ale bacznie mnie obserwuje.
- Co?! - warczy jak ja.
- Julio... - zaczynam poważnie, a Ona wywraca oczami i idzie dalej. Nie mam do Niej siły. - Od kiedy tu przyjechaliśmy i dowiedziałaś się o chorobie Kim zachowujesz się jak nie Ty. - mówię.
- Nie mam czasu na pogaduszki o twoich teoriach mojej przemiany. - mówi i podchodzi do recepcji prosząc o coś młodą Arabkę. - Mam dużo do zrobienia.
- Wszystko jest zrobione, masz tylko oddać klucze właścicielom. - przypominam Jej. - A Ty biegasz, krzyczysz, denerwujesz siebie i terroryzujesz Arabów jakkolwiek niedorzecznie to zabrzmi.
- Jeśli Ci coś przeszkadza to wracaj do hotelu. - mówi i dostaje od recepcjonistki jakieś papiery. Przegląda je po czym zaczyna krzyczeć. - Tariq!! Tariq jalla! - wrzeszczy a młody przerażony Arab przybiega natychmiast do Niej i patrzy na Nią z pytajnikami w oczach. I znowu mówi coś do niego nerwowo machając rękami i pokazując coś na jednej z kartek. Arab tłumaczy się z czegoś ale widząc Jej wzrok kłania się nisko i odchodzi pospiesznie mówiąc coś niezrozumiałego.
- Powiesz mi chociaż czemu prawie spowodowałaś zawał u tego dzieciaka? - pytam.
- Ten dzieciak pomylił faktury kotar w auli. - mówi. - Widzisz? - pokazuje mi wzór na kartce. Są tam jakieś złote kwiaty na czekoladowym materiale. I nadal nie wiem o co chodzi. To samo widziałem w auli.
- A jakie są? - pytam spokojnie chcąc zauważyć różnicę. Pokazuje mi materiał z innej kartki. Na pierwszy rzut oka są takie same. Patrzę na Nią z zapewne dziwną miną, bo widzę jak zaczynają Jej chodzić policzki ze złości.
- Na tym projekcie miała być Guzmania a dali kotary z Amarylisem! - warczy z poirytowaniem. Więc patrzę jeszcze raz dla świętego spokoju i nadal nie widzę różnicy, a jeżeli nawet jakaś jest to minimalna. Wracam wzrokiem do brunetki, która trzyma się za brzuch i głęboko oddycha. Odkładam papiery na blat i unoszę Jej brodę tak, żeby na mnie spojrzała.
- To tylko głupi kwiatek na deseniu, który i tak nikt nie zauważy. - mówię spokojnie ale widząc nadchodzący z Jej strony opiernicz kontynuuję stanowczo. - Nie wybudowali ściany przez środek auli, nie zrobili przezroczy w łazienkach ani nie zgubili piętra. - mówię. - Wyluzuj. Skończyłaś inspekcję i wszystko jest perfekcyjne. Nawet Pani w recepcji ma idealnie gładką fryzurę i nieskazitelny makijaż więc uspokój się i oddychaj głęboko, bo jeśli nie, to wyniosę Cię stąd na plecach i żaden narwany Arab mnie nie powstrzyma. To, że Kim zachorowała nie jest Twoja winą. I wiem, że chcesz to od siebie odrzucić, bo to jest cholernie niesprawiedliwe ale taka jest rzeczywistość i musisz się z tym pogodzić. - kończę patrząc Jej prosto w oczy. Milczy. Zaciska zęby ale wiem, że nie robi tego ze złości tylko z bezsilności i smutku. - Pojedziemy do Niej, a potem odpoczniesz. Tak? - pytam. Kiwa głową nic nie mówiąc i idzie w kierunku parkingu. Po drodze chyba przeprasza dzieciaka, który uśmiecha się pogodnie i idzie dalej. Julia mówi tylko wtedy kiedy musi albo wtedy kiedy kogoś opiernicza. Nie chce rozmawiać ze mną. Zamknęła się kiedy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania Kim. Kiedy tylko dowiedziała się, że Azjatka jest w szpitalu i walczy o życie. Wtedy sama wyglądała jakby za chwilę miała umrzeć. A nie sądziłem, że były aż tak blisko.
Ta dziewczyna umiera Michi...
- Pamiętaj, że nie jesteś sama. I musisz dbać o siebie dla Nich. - mówię dotykając Jej brzucha kiedy siedzimy w samochodzie wynajętym na lotnisku. Nadal milczy i kiwa tylko głową. Nie pozostaje mi nic innego jak ruszyć przed siebie w kierunku największej kliniki onkologicznej w Rijadzie...
SALA NR 7...
- Leżę pod siódemką... To przynosi szczęście... Poza tym złego diabli nie biorą. - macha ręką mówiąc trochę niewyraźnie. Jest blada, zmęczona, słaba... Jej oczy są puste. Straciły te iskierki, które ciągle tam tańczyły. - Hej, eommeoni! - grozi mi palcem a ja się delikatnie uśmiecham. Ciągle rzucałam w Nią poduszką kiedy do mnie tak mówiła. Teraz bardzo mi tego brakuje. Bo jest dla mnie jak siostra. Umierająca siostra. Chemia i naświetlania nie pomagają. Wątroba nie działała kiedy Ją przyjmowali na oddział a teraz doszły do tego nerki. I zamiast pięknych dużych czarnych oczu widzę słabe pożółkłe i schorowane kulki, które usiłują wmówić mi, że jest dobrze. A nie jest i już nie będzie. - Wszystko w porządku? - pyta. Nie Kim, nic nie jest w porządku. Nie kiedy tu leżysz. Jesteś na to za młoda i zbyt dobra. I za bardzo cieszysz się życiem...
- Tariq pomylił desenie na kotarach w auli... - mówię a Ona się krzywi.
- Mówiłam, że jest roztrzepany. - wspomina. - Ale ja pytam o Ciebie i tego blondaska, który bacznie Cię obserwuje z fotela obok łóżka. - zauważa z uśmiechem. Bardzo słabym. I dziękuję Bogu, że rozmawiamy po arabsku...
- Byliśmy u Jego rodziny.
- I jak?
- Dziwnie... - mówię szczerze. - Ma fantastycznego ojca i młodszego brata ale... nie rozumiem ani Jego matki ani Jego starszego brata.
- To ten co Mu odbił kobietę? - pyta. Kiwam głową.
- Przyjechał z Nią do rodziców kiedy tam byliśmy.
- Co Ty gadasz? - dziwi się. Zainteresowanie moim życiem odciąga Ją od przykrych myśli. Od tego, że prawdopodobnie umrze tutaj sama, bo ojciec nie chce Jej znać a matka nie może się Mu przeciwstawić. I tego też nie potrafię zrozumieć.
- Są małżeństwem i 3 miesiące temu urodziła Im się córka. Ich matka o wszystkim wiedziała. - mówię poważnie. Kim jest zamyślona. Zerka na Michaela i ponownie na mnie.
- Dobrze, że jesteście razem. - mówi nagle. Patrzę na Nią zdziwiona. Razem? Nikt nie powiedział, że jesteśmy razem... - Przywiozłaś Go tutaj, żeby o tym nie myślał... żeby zajął się opieką nad Tobą, żebyś pomogła Mu przez to przejść w miarę bezboleśnie... Jesteś dla Niego wsparciem i oparciem i chyba... teraz już jesteś Jego przyszłością.
- Przyszłością?
- Do tej pory ciągle miał w głowie tą kobietę... Teraz ma tylko Ciebie z tego co widzę. - mówi. - Widać, że cierpi. - dodaje. - Ale patrzy na Ciebie jak na szansę ratunku... Jakbyś była tlenem, którego teraz potrzebuje żeby się nie udusić we własnej rozpaczy, która Mu ten tlen odbiera... - kontynuuje. Nie pomyślałam o tym. Właściwie to od przyjazdu tutaj nie pomyślałam o Nim i Jego uczuciach ani raz. Choroba Kim opanowała mój umysł i duszę tak bardzo, że zapomniałam o wszystkim wokół. Zapomniałam o Michaelu... - To jest teraz Twoja przyszłość eommeoni. - mówi z uśmiechem. Słabym bo słabym ale z uśmiechem. - Może to jest szansa na uwolnienie się od własnych koszmarów. - mówi ciszej. Może...
Tylko, że Ty nadal kochasz... Mimo wszystko kochasz tak chorym uczuciem, że sama nie mogę się pozbyć Karola z głowy.
Czuję ból w sercu. Bo chciałabym. Chciałabym się Go pozbyć z głowy, z serca, z przeszłości... Chciałabym móc być w pełni dla kogoś innego. Zerkam na Kim. Przysypia. Uśmiecham się lekko i głaszczę Ją po dłoni. Wygląda tak spokojnie...
- Obiecaj mi coś eommeoni... - mówi niewyraźnie. Pochylam się nad Nią i widzę, że coś jest nie tak. Ma zamglony wzrok. Jakby mnie nie widziała.
- Kim? - pytam zdezorientowana. Wodzi wzrokiem po przestrzeni wokół mnie. - Kim co się dzieje? - pytam. Michael wstaje z fotela i podchodzi do mnie zaalarmowany moim głosem. - Idź po lekarza, proszę... - mówię do Niego ze łzami w oczach, bo boję się, że to zaczyna się dziać, że to początek końca. Stanowczo za wcześnie. Nie jesteśmy na to gotowe, ani ja ani Kim. Prawda?
Julka...
Zamknij się! To nie może być koniec!
- Kim! - lekko Nią potrząsam.
- Obiecaj... - bierze głęboki wdech i na Jej twarzy pojawia się grymas bólu. Nie potrafię już powstrzymać łez. - Obiecaj, że... będziesz szczęśliwsza ode mnie... - mówi cierpiąc. Z Jej oczu wylewają się łzy. Tak jak z moich.
- Kim...
- Obiecaj... - szepcze opadając na poduszkę. Jakby cały Jej ból odszedł.
- Obiecuję! Obiecuję! Przysięgam tylko mnie nie zostawiaj! - krzyczę przez łzy widząc jak Jej oczy się zamykają. Jak Jej twarz staje się tak spokojna i błoga jak jeszcze nigdy. Słyszę ciągły pisk maszyny... Czuję odciągające mnie od łóżka silne ramiona, w których po chwili tonę wypuszczając z siebie całą moją rozpacz. Bijąc w ciało blondyna pięściami... chcąc dać upust emocjom, których nie potrafię okiełznać. Bo kto potrafi okiełznać rozpacz?! I wtedy słyszę to czego słyszeć nigdy nie chciałam...
- Czas zgonu... 18:20...
HOTEL W RIJADZIE...
Nigdy w życiu nie widziałem kogoś w takiej rozpaczy. Nigdy w życiu nie bałem się tak o kogoś innego. O to czy nie stracił zmysłów z bólu. Sam byłem tego bliski. Raz. Bo nie miałem nikogo. A ktoś na kogo mógłbym liczyć ten ból spowodował. I przez ponad rok walczyłem z tym bólem sam. I nigdy nie chciałbym żeby ktokolwiek musiał przechodzić przez coś podobnego. A na pewno nie Ona... Patrzę na Jej zapłakaną twarz. Ma rozmazany makijaż. Jej oczy są wyprane z emocji, puste... Niepodobne do siebie. To nie jest Moja Julka.
Chyba czas pokazać, że nie jesteś egoistą Michi. Czas coś dać zamiast tylko brać.
Tak. Czas zacząć leczyć Jej rany tak jak Ona potrafi leczyć moje. Byciem obok. Byciem blisko. Zwykłym ciepłem. Tylko czy Julia potrzebuje akurat mnie?
Po prostu bądź Michael. Teraz nie może być sama.
I musi odpoczywać. Za dużo wszystkiego. Jest Moja i muszę o Nią zadbać. O Nich... Więc podchodzę do łóżka i kładę się obok Niej. Gaszę lampkę nocną. W ciemności łatwiej uwolnić ból. Bo mrok powoduje uczucie, że nikt nas nie widzi. I czuję jak zaczyna drżeć. Więc otaczam Ją ramieniem i mocno do siebie przytulam kiedy odwraca się w moją stronę. Czuję na szyi Jej łzy. Zaczynam delikatnie i powoli głaskać Ją po głowie i plecach...
- Przepraszam. - mówię w końcu. - Przepraszam, że jestem egoistą. Przepraszam, że chcę Cię przy sobie tylko po to, żeby nie zwariować. Przepraszam, że jestem kimś kogo nie da się kochać i kto kochać nie umie... - mówię cicho wprost do Jej ucha. Słyszę jak cicho płacze. - Ale nie jestem całkiem pozbawiony uczuć Julka... Nie jesteś tylko lekarstwem na samotność... - podnosi powoli głowę i widzę zaszklone oczy i ten ogromny smutek. - Nie jesteś sama. Jestem tutaj, jestem przy Tobie i dla Ciebie... - mówię głaszcząc Ją po policzku. - Powiedz tylko czego potrzebujesz a dam Ci wszystko czego tylko zechcesz... - nadal głaszczę Ją delikatnie tym razem po policzku. Patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Jest nieszczęśliwa, a tego nie mogę znieść... Choć nie wiem dlaczego...
Bo nie jest dla Ciebie jedynie lekarstwem na samotność Michael...
I wtedy mówi coś czego nigdy nie spodziewałbym się od kogoś, kto kocha kogoś innego tak chora miłością jak Ona Karola.
- Proszę... Proszę powiedz, że jestem tą jedyną Michael... albo skłam i powiedz to przynajmniej tej nocy... - szepcze. I jestem bezradny na tą prośbę, na ten wzrok pełen błagania o pomoc, na tą prośbę, która nie oznacza złożenia deklaracji tylko oderwanie się od rzeczywistości... I składam na Jej ustach czuły pocałunek. Bo chcę, żeby choć przez chwilę poczuła się szczęśliwa, żeby choć przez chwilę odeszła od Niej rozpacz... Odrywam się na moment od Jej ust i patrzę głęboko w oczy. Jest taka delikatna... Jak z porcelany...
Michael... Jesteś pewien?
Jestem pewien, że nie mogę Jej zostawić samej. Muszę Jej pomóc...
- Jesteś kimś, na kogo czekałem całe życie Julia... - mówię cicho ale wyraźnie. Czuję, że mogę to powiedzieć nie czując wyrzutów sumienia. Czy to jest miłość? Nie wiem... I widzę kolejne łzy, które wypływają z Jej oczu. - Jesteś dla mnie tą jedyną... - dodaję poważnie i łączę się z Nią w głębokim pocałunku, który jest pełen już nawet nie rozpaczy ale rozpaczliwej potrzeby miłości... A to cholernie podłe uczucie...
**********~*~**********
Dziś smutno ale piosenka mnie kompletnie rozkleja.
Więc taki rozdział.
Kolejny w sobotę albo niedzielę.
I dziękuję Wam moje Kochane za te nominacje, które już dostałam.
To najlepszy prezent jaki może sprawić czytelnik autorowi.
Jestem Wam bardzo za to wdzięczna. :*
Komentujcie choćby słowem. To daje mi motywację i zastrzyk weny, której teraz potrzebuję.
Buziole :*
Popłakałam sobie :-(
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Julki... Tak samo Kim.... Była taka młoda :-(
Dobrze,że Michi jest przy Julce... Oni są wspaniali, pasują do siebie idealnie. Czekam na kolejny :-)
Witaj.
OdpowiedzUsuńPamiętasz mój poprzedni komentarz? Ten, w którym Cię krytykowałam?
ODWOŁUJĘ!
Wczoraj skończyłam czytać 'Kilka prostych pytań... '. Oczarowało mnie to kompletnie. To opowiadanie też mnie czaruje.
W swoich opowiadaniach nie słodzisz, pokazujesz życie, jakie jest. Tak naprawdę to nie liczą przecinki odpowiednio postawione, brak literówek lub stylistyka, ale uczucia i emocje.
Dziękuję za to wszystko!
A tak z ciekowości to ile masz lat i czym się zajmujesz? :)
:*
Cieszę się, że Ci się podobało :)
Usuń22 ;)
Obroniłam licencjaty z biologii i chemii na UJcie, a obecnie jeszcze jestem w Anglii jako AuPair i przeżywam jedną z zapewne wielu przygód mojego marnego życia ;)
Ja też chcę studiować biologię, zdaję maturę w tym roku.
UsuńNawet nie wiesz z jaką niecierpliwością czekałam na ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńJulii musi być teraz cholernie ciężko, to wszystko działo się tak szybko. Nie miały nawet dużo czasu, aby się pożegnać. Całe szczęście, że znalazła oparcie w Michaelu, u którego zmiana z każdym rozdziałem jest coraz bardziej widoczna. Jestem ciekawa, czy to, co powiedział Julce było całkowicie szczere, czy jednak zrobił tak tylko po to, aby ją pocieszyć i nie mieć potem wyrzutów sumienia. Mam nadzieję, że przez najbliższy czas jeszcze bardziej się do siebie zbliżą, a Michi otoczy opieką Julkę, tak jak ona to robiła, kiedy tego potrzebował.
No to zaczynam odliczać czas do następnego. Buziaki :*
Wchodziłam dzisiaj chyba milion razy z nadzieją,że pojawi się rozdział,aż się doczekałam. Płakałam,nie ukrywam.Dobrze,że Michael poleciał z nią i jest przy niej. Mam nadzieję,że jego słowa nie były puste. Oni muszą być ze sobą,ale nie zdają sobie z tego sprawy.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadania są dla mnie rodzajem odskoczni od samotności i desperacji. Miło się czyta jak innym się udaje,to co mi nie. Dziękuje
Odliczam minuty do nowego rozdziału.
Pozdrawiam Karolina
I się popłakałam. Obiecałam, że poczekam i poczekałam i jak zwykle warto było. Nie widzę wyraźnie liter na klawiaturze, dlatego wybacz, jak zrobię jakiś błąd w wyrazie. Tak bardzo współczuję Julii, nie ma nic gorszego od straty kogoś bliskiego, kto wiele dla ciebie znaczył. Niestety sama coś o tym wiem i choć minęło tyle lat, ja wciąż pamiętam i to boli tak samo jak wtedy. Dobrze, że nie jest sama i ma wsparcie kogoś, komu na niej zależy. Nie okłamujmy się, Michi choć nie potrafi przed sobą tego przyznać ją kocha. On nie pozwoli jej się załamać, wierzę w to, że jej pomoże. Ona też w końcu zrozumie, że to uczucie do Karola skończyło się wtedy, gdy poznała Michaela. Ciągnie ich do siebie i choć było między nimi źle, to zawsze mogą na siebie liczyć. Dlatego uwielbiam ich razem. To, jakim wsparciem się obdarowują nawzajem... No po prostu ich kocham i nic na to nie poradzę. Oby Julia była szczęśliwa z Michaelem, tak, jak to obiecała Kim. Stęskniłam się za Kraftim wiesz. Jak długo jeszcze będzie sobie to musiał przemyśliwać? Brakuje mi tych jego rozmów z Julką. Jego wsparcie też będzie dla niej ważne. Krafti, ogarnij się chłopie i zrozum, że lepiej będzie, jak zostaniesz dla niej bratem. Przecież to widać, że nic by z tego nie wypaliło, jakby mieli być parą.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny i się już doczekać nie mogę. Całusy i do następnego.
PS. Chcesz się jeszcze bardziej wzruszyć? Posłuchaj tego: https://www.youtube.com/watch?v=ffJp49fKKYM Wspaniała piosenka i tak jakoś mi się skojarzyła właśnie z Kim.
czekałam czekałam i się doczekałam a już mnie tak ssało bałam się że dodasz jutro
OdpowiedzUsuńmam dla cb dobrą wiadomość..masz kolejną czytelniczkę-podesłałam twojego bloga koleżance która o skokach wie tyle co jej napomknę i w większości jest to polska kadra ale lubi blogi więc podesłałam...jak dzisiaj doczytała do najnowszego rozdziału napisała mi cytuję "Co to ma kurna być co ona se myśli pisząc to niech ona szybciej to pisze ja chce więcej nie dam rady uzależniłam się to nie fair Ola zmuś ją by to już dodała"
tak więc wiesz...to opowiadanie jest nałogiem z resztą ja dobre blogi które czytam zapisuję na komputerze (linki i nazwy) i w wracam do nich...o skokach mam takich niewiele ale ten po zakończeniu na 1000% się tam znajdzie
co do rozdziału to faktycznie taki smutny ale końcówka piękna :) czekam na nexta i przepraszam bardzo-JAKA NIEDZIELA?! ja nie wytrzymam do niedzieli...moja koleżanka też nie więc jeśli nie chcesz mieć nas na sumieniu to wstaw nowość w sobotę :p
pozdrawiam
Rozdział faktycznie przygnębiający. Życie jest nieprzewidywalne. W jednej chwili Julka straciła przyjaciółkę. Jedyną osobę, która znała jej problemy, rozterki i radości poza skoczkami. Taka dobra dusza, w tym opowiadaniu, trochę jak Stefan :) Córka Naszej pary powinna nosić imię, po zmarłej cioci. Zachowanie Julki mnie zaskoczyło, gdyż nie spodziewałam się takiego rozsypania, nie miałam pojęcia, że tak bardzo brakuje jej oparcia osoby bliskiej. Mam nadzieję, że Michi dotrzyma słowa, że nie zostawi jej gdy np. Ella będzie chciała wskoczyć mu do łóżka, bo po niej wszystkiego można się spodziewać. Dlatego Michi musi być teraz silny, za Julkę, siebie i dzieciaki. Musi pokazać, że prawdziwy z niego facet :)
OdpowiedzUsuńLiterki w telefonie są zbyt małe, powinna być specjalna klawiatura dla osób płaczących podczas czytania. No rozkleiłam się jakbym jakąś cebulę kroiła.
OdpowiedzUsuńBiedna Kim, biedna Julka... Co ona musi przeżywać? Nie wyobrażam sobie straty którejś z moich przyjaciółek, to byłoby okropne. Straszne. Niedopuszczalne.
Tym bardziej współczuję Julce.
Michi zachowuje się z każdym kolejnym rozdziałem coraz dojrzalej, jakby wiadomość o ciąży Julki sprawiła że przybyło mu lat. I ta końcówka, niech jeszcze zrozumie że ją kocha i będzie naprawdę dobrze.
Ogólnie to że wspierają się wzajemnie i to że są sobie potrzebni też jest dobre, od czegoś trzeba zacząć.
Okej, to ja spróbuję się uspokoić, może.
Pozdrawiam :)
Piękne. Tak dużo emocji. Boję się że ta rozpacz którą teraz przeżywa może mieć ogromne skutki w niedalekiej przyszłości.
OdpowiedzUsuńTęsknię za Kraftem
Pynia
Czekalam bardzo, bardzo dlugo na ten rozdzial. Zakochalam sie w tym opowiadaniu i nadrobilam wszelkie wczesniejsze. Masz niebywaly talent. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJednym słowem? Jesteś genialna :) Dawno nie czytałam tak interesującego bloga o skoczkach. Każde jedno słowo czytam z ciekawością i otwartą buzią :) Uwielbiam to opowiadanie. Śmieje się a czasem płacze. Jesteś najlepsza. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*
Ściskam :*
Sonia.
Płaczę...
OdpowiedzUsuńAle się wciągłam <3 Przeczytałam wszystkie rozdziały za jednym zamachem. I jest cudownie, świetny styl, fabuła kreacja bohaterów i wszystko. Ubóstwiam te wewnętrzne dialogi z własnym ego. No i teraz mam to uczucie głodu wynikające z przerwania czytania, potrzebuje więcej, jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuńŚmierć Kim? Nadal nie wierzę, że to zrobiłaś...
OdpowiedzUsuńMichi i Maggie <3
Pozdrawiam! ;*
Oszaleje chyba, zaglądam tu od wczoraj chyba setny raz :D Zmiłuj się nad Nami i dodaj kolejny rozdział, mógłby być weselszy, albo jakikolwiek, byle się pojawił! ;)
OdpowiedzUsuń