środa, 25 lutego 2015

35. Kurde! Thomas co Ty robisz?!



Inspiracja:



DOM W HALLEIN...

To popołudnie będzie jeszcze cięższe niż myślałam.
Cholera. Nie mógł wybrać lepszego momentu.
Martwi mnie to, że jest dopiero 17:00 a On znów jest pijany. Patrzę na Michaela. Jest wściekły. Zaraz wyrzuci Go za drzwi. Nie mogę na to pozwolić. Podaję Amy Stefanowi, który z obawą patrzy na obu blondynów i proszę żeby poszedł do kuchni i nikomu nie mówił kto przyszedł. Didl i Manu wystarczą. Staję na przeciwko Michaela, który w tym momencie chce podejść do Thomasa, a Manu z Didlem podchodzą do drugiego blondyna.
- Jemu trzeba pomóc a nie wyrzucać na ulicę. To Twój przyjaciel Michael. - mówię spokojnie ale stanowczo. Teraz patrzy na mnie i jakby się nad czymś zastanawia.
- Przez ostatnie dni, jak chciałem Mu pomóc to wychodził stąd trzaskając drzwiami. - zauważa.
- Bo się wstydzi tego co się z Nim dzieje.
- A Ty to wiesz, bo? - pyta.
- Bo z Nim rozmawiam.
- Jak jest zalany w trupa i bełkocze.
- Podobno wtedy człowiek jest najbardziej szczery. - mówię.
- Od kiedy tak Ci na Nim zależy co? - pyta. No nie. Nie wierzę. Serio Michael? Unoszę tylko brew. Widzi, że przegiął. Wzdycha i pociera oczy. - Zaprowadzę Go z chłopakami na górę. Pogadaj z Sabriną. Mnie słuchać żadne z Nich nie chce. - mówi i idzie w kierunku uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna. 
  Kiedy wchodzę do kuchni Sandra, Schlieri i Matylda kłócą się o to, co zrobić z obiadem, a Stefan i Matt porównują dziewczynki i licytują się, który co Im kupi. Sabrina stoi z boku i tylko się Im przygląda. Podchodzę do Niej i kiwam głową, żeby poszła za mną. Siadamy na malutkiej dwuosobowej zielonej sofie w rogu tej ogromnej kuchni. Patrzy na mnie z zaciekawieniem. No tak. O co mi chodzi tak?
Wyglądasz jakbyś miała Jej powiedzieć, że zaraz świat się rozpadnie.
Jej już się rozpadł. Kiedy Thomas nie potrafił zapanować nad swoim przyrodzeniem.
- Jak się czujesz? - pytam. Dziwi się.
- To Ciebie powinniśmy o to pytać Julka. - mówi z delikatnym uśmiechem. Słabym i nieprawdziwym, bo uśmiech nie może być smutny. Nie taka jest jego definicja.
- Thomas tu jest. - mówię wprost. Wydaje mi się, że na chwilę przestaje oddychać. - I nie jest z Nim dobrze.
- Znowu jest pijany? - pyta z lekkim przerażeniem.
- Mniej niż zwykle... Sabi... - chwytam Ją za rękę. - Może gdybyś z Nim porozmawiała...
- Nie. - przerywa mi. W Jej oczach widzę obawę i rozpacz ale jest nieugięta. - Jak mam Go uszanować i z Nim porozmawiać kiedy On sam siebie nie szanuje? - pyta. Dobre pytanie kochana. - Nie może mnie szantażować.
- Szantażować? - dziwię się.
- Jeśli do Niego nie wrócę to będzie pił. To jest szantaż Julia. Niech chociaż raz zachowa się jak facet a nie jak dupek. Wtedy z Nim porozmawiam. - mówi poważniejąc. Chce Jej się płakać ale nie zrobi tego tutaj. - Przepraszam Cię Julka ale chyba będzie lepiej jak już sobie pójdę. Nie chcę psuć Wam reszty dnia. - mówi i wstaje udając się do wyjścia. Idę za Nią.
- Sabrina, poczekaj. - zatrzymuję Ją jeszcze zanim wychodzi. 
- Tak?
- Z tego wszystkiego nie zdążyliśmy z Tobą porozmawiać o najważniejszej rzeczy. - mówię z uśmiechem. Jest zdezorientowana. - Chcielibyśmy z Michaelem żebyś została matką chrzestną Amy. - dodaję. 
- Na prawdę? - w końcu uśmiecha się ciut weselej i ściska mnie mocno. - Oczywiście, że się tak...


***

Bezradność to cholernie podłe uczucie. I to własnie w sobie mam. Bo mogę jedynie patrzeć na Morgiego i Mu współczuć. 
Straty kochanej kobiety czy głupoty?
Obu. Do sypialni wchodzi Julia. Sama. 
- Tak myślałem. - mówię.
- Nie dziwię się Jej. - mówi cicho i siada na łóżku obok blondyna. I znowu trzyma Go za rękę i głaszcze po głowie, a On znów kładzie swój blond-łeb na Jej kolanach. Muszę mówić jak mnie to denerwuje?
Twoje zaciśnięte pięści mówią same za siebie.
Staram się je rozluźnić ale to cięższe niż się spodziewałem. Chwila. Przecież to mój przyjaciel. I jest zalany bo kocha do szaleństwa Sabrinę. Więc dlaczego jestem zazdrosny?
Jesteś zazdrosny o każdego kto Ją choćby dotknie. Najpierw Stefan, potem Matt, teraz Thomas... Lecz się Hayboeck.
Dzięki. Zawsze służysz dobrą radą.
- Nie ma Jej tu? - słyszę Jego niewyraźny głos.
- Nie Thomas. - odpowiada spokojnie. I dalej Go głaszcze.
- Nienawidzi mnie? - pyta. Brzmi jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Kocha Cię Thomas. - mówi pewnie. I chyba obaj patrzymy na Nią zaskoczeni. - Cholernie walczyła sama ze sobą żeby tu nie przyjść. Ale nie szanujesz siebie Thomas. Zachowujesz się jak ofiara losu, którą nie jesteś. A Ona potrzebuje prawdziwego faceta, który będzie dbał o siebie, o Nią, który jest na tyle dorosły, żeby zmierzyć się ze swoimi błędami, takiego, który o Nią zawalczy zamiast upija się do nieprzytomności z rozpaczy niszcząc sobie i innym życie. - mówi pewnie. I zapada cisza. - Weź się w garść Thomas... - dodaje cicho. 
- Julka co ja mam robić? - pyta.
- Kochasz Lilly? - pyta nagle.
- Najbardziej na świecie. - odpowiada od razu.
- To zacznij od naprawienia siebie. Dla Lilly. Potem spędź z córką trochę czasu. Odzyskaj równowagę. Nic tak nie motywuje do życia i dalszego walczenia o siebie niż dziecko. - mówi z determinacją w głosie. Patrzy teraz na mnie. Wiem o co Jej chodzi. Wychodzę na korytarz i biorę w dłoń telefon. Nie chcę ale muszę to zrobić. Więc wybieram odpowiedni numer i czekam aż odbierze...

***

- Lepiej? - pytam kiedy wychodzi z łazienki z mokrą twarzą. Kiwa głową i staje obok mnie przy oknie. Wszyscy wyszli z kuchni na podwórko i tam przygotowują ogromny ogrodowy stół do obiadu. A właściwie obiado-kolacji. Patrzę na Niego. Jest zamyślony, wygląda jak wrak człowieka. Schudł. Bardzo. - Źle wyglądasz Thomas. - mówię. Uśmiecha się delikatnie.
- Wyglądam tragicznie Jula. Nie musisz mi prawić komplementów. - odpowiada. Uśmiecham się ale wiem, że mimo żartów nie jest z Nim dobrze. - Nie wiem dlaczego to zrobiłem. - mówi. W końcu coś mówi. - Byłem odwiedzić Lilly. Miała gorączkę i chciała, żebym został z Nią na noc. Więc zostałem, a kiedy zasnęła siedzieliśmy z Kristy w salonie i zaczęliśmy wspominać stare czasy. - kontynuuje. - To jak się poznaliśmy, jak się nienawidziliśmy, jak nienawiść zmieniła się w miłość... - mówi. - A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zauważyliśmy jak się od siebie oddalamy. Obiecałem sobie, że jeśli kiedyś jeszcze kogoś pokocham tak silnie jak kiedyś Kristy to zrobię wszystko, żeby nie skończyło się tak samo. - przerywa. - Wypiliśmy przy tym o jedną lampkę wina za dużo. - wzdycha i kręci głowa pocierając oczy. - Wszystko stało się tak szybko...

***

- Daj Im pogadać Michi. Jula to dobry psycholog. - Stefan zatrzymuje mnie w drzwiach do domu. - No o Morgiego raczej zazdrosny być nie musisz. - śmieje się.
- Aż tak to widać? - pytam siadając na ławce na tarasie. Siada obok mnie i uśmiecha się szeroko.
- Stary, ja już wolę nie wchodzić Ci w drogę i z Julką rozmawiam tylko w Twojej obecności albo przez telefon. Z resztą... Marisa ma ten sam rodzaj świra co Ty. - mówi. 
- Nie mam świra.
- Taka chorobliwa zazdrość, w dodatku nieuzasadniona wymaga leczenia Michi. Matthias ciągle ma wrażenie, że chcesz Mu za coś przywalić i nie ma pojęcia jak się zachowywać w twoim towarzystwie. - kontynuuje poważniejąc. - Wiesz, że przez coś takiego łatwiej stracić kochana osobę niż przez zdradę? 
- Wiem. - mówię patrząc jak Matthias i Sandra zabawiają leżące w wózeczkach dziewczynki.
- No to czemu nic z tym nie robisz? - pyta.
- Staram się ale...
- Ale?
- To jest silniejsze ode mnie. Julia jest taka, że...
- Że każdy się w Niej zakocha? - kończy. Patrzę na Niego uważnie. - To dziewczyna do rany przyłóż. I najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Przyjaciółka każdego. Tylko Ona cholernie dużo przeszła w życiu i za bardzo pragnie stabilizacji, spokoju i miłości, żeby sobie komplikować życie jeszcze bardziej. 
- Co masz na myśli?
- Jest tak w Ciebie wpatrzona, że choćby Jej się odmieniło i spojrzała na jakiegoś faceta jak na faceta a nie osobę, której można pomóc, to i tak to jak bardzo Cię kocha wygra z pożądaniem czy fascynacją. 
- Skąd to możesz wiedzieć? - pytam. To siedzi w głowie człowieka. I w sercu. A ono lubi płatać figle.
- Bo próbowałem. - wyznaje. Szokuje mnie tym. Patrzę na Niego z niedowierzaniem i nie wiem co powiedzieć. - W Planicy, kiedy dowiedziałeś się, że jest w ciąży... Twoja reakcja była dość jednoznaczna. Nie chciałeś Jej znać. A mi za bardzo na Niej zależało, żeby zostawić Ją z tym samą. Chciałem z Nią być. Chciałem uznać dziecko, stworzyć coś trwałego, bo cholernie byłem zakochany. I poniekąd nadal jestem ale bardziej jak we własnej siostrze... - przerywa na moment. Nie mówię nic. Zaciskam mimowolnie pięści. Widzi to i uśmiecha się. - Powiedziała, że to tak duża odpowiedzialność... że nie zdaję sobie sprawy z tego co chcę zrobić... a potem powiedziała, że kocha mnie jak brata i dlatego nie może ze mną być. Widziałem jak na Ciebie patrzyła. Jak o Tobie mówiła. Kochała Cię zanim sama się do tego przyznała. 
- Matthias...
- To Jej pierwsza miłość owszem. I co z tego? - pyta wzruszając ramionami.
- Stara miłość nie rdzewieje Stefan.
- Chcesz się licytować? Mam Ci wygarnąć Ellę? - pyta lekko poirytowany. - To Jej przyjaciel. Zawsze będzie dla Niej ważny ale najważniejszy jesteś Ty. Bo Cię Kocha idioto.
- Idioto... - powtarzam patrząc na Niego z wyrzutem.
- Tylko idiota zamiast się cieszyć szczęściem szuka problemów wokół. - mówi. Milkniemy. Bo cholera ma rację. - To nie Ella Michi. - dodaje i z uśmiechem na twarzy idzie w stronę dziewczynek...

***

- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - pyta z lekką obawą w głosie.
- Michi właśnie dzwoni do Kristiny. Lilly będzie u Nas jutro rano. Spędzicie razem tydzień. Będziesz miał czas dla córki i dla siebie. Na pomyślenie o sobie i ułożenie sobie wszystkiego w głowie. - mówię z uśmiechem. Przez chwilę nic nie mówi. Tylko patrzy na mnie uważnie.
- Nie wiem jak Ci się odwdzięczę za to wszystko Julka.
- Przestań. Jesteśmy przyjaciółmi tak? A przyjaciele sobie pomagają w ciężkich chwilach. - kręci głową. - Coś źle powiedziałam? - dziwię się.
- Przyjaciele kazali mi przestać pić i się ogarnąć. Nie potrafili słuchać. A Ty... jesteś przyjaciółką Sabriny i... Zamiast mnie krytykować i wyzywać od najgorszych jeszcze mnie pocieszasz, chronisz przed zrobieniem kolejnej głupoty i dajesz rady... - przerywa na chwilę. Uśmiecha się blado. - Tylko Ty próbujesz mnie zrozumieć.
- Thomas... - chwytam Go za dłonie i delikatnie ściskam. - Miłość jest cholernie trudna. Wiem coś o tym. Uczucia płatają nam figle i czasem człowiek robi rzeczy, których nigdy by się nie spodziewał, że zrobi. Nie można nikogo za to nienawidzić. Jeżeli tylko chce te błędy naprawić. Bo nic innego w życiu się nie liczy. Tylko miłość. - mówię spokojnie. W Jego oczach widzę wdzięczność ale i ogromną potrzebę...
- Czasem mam wrażenie, że jestem całkiem sam... - mówi cicho. - Potrzebuję czegoś... potrzebuję trochę czułości Julia... - kładzie dłoń na moim policzku. Przechodzi mnie dreszcz.
yyyy... 
- Thomas...
- A Ty to rozumiesz... Jesteś taka piękna Julio... - mówi cicho i w tym samym momencie Jego ciepłe usta łączą się z moimi. Jestem w szoku. Kurde! Thomas, co Ty robisz?! Jestem w szoku, że to takie cholernie przyjemne a takie być nie powinno... A to cholernie podłe uczucie...




**********~*~**********
Witajcie :)
Rozdział jest wcześniej :)
I z małą niespodzianką na końcu ;)
Co o tym sądzicie?
Zapraszam również do zaglądania na
Kolejny felieton już w piątek wieczorkiem :)
Buziole :*

wtorek, 24 lutego 2015

NOWY PROJEKT




Cześć i czołem Kochane :*
Dziś nie ma rozdziału, będzie dopiero w czwartek przed konkursem w Falun :)
Dziś tylko informacja o moim nowym projekcie, czyli 
Mam nadzieję, że zajrzycie i zostawicie ślad, opinię lub powiecie, że ten projekt to kiepski pomysł ;)
Zapraszam gorąco, buziole :*

poniedziałek, 23 lutego 2015

34. Ma duża być...


Inspiracja:



DOM W HALLEIN...

- Gdzie dziewczynki? - pyta trzaskając drzwiami do domu. Jest wkurzona lekko mówiąc ale i zdenerwowana i zmartwiona. Musi odreagować.
- Śpią u siebie. - mówi jedna z blondynek. Od razu tam idzie. Nie odpowiadając na żadne pytanie przyjaciół siedzących w salonie. Patrzę w prawo i widzę zmartwiony wzrok wielkiej murzynki. Też na mnie patrzy. 
- Pójdę do Niej. - mówi cicho i zmierza na schody.
- Proszę poczekać. - zatrzymuję Ją na chwilę. Odwracam się do reszty. - To jest Matylda, nasza nowa przyjaciółka. Proszę, traktujcie Ją z szacunkiem, bo teraz jest częścią naszej rodziny. - mówię poważnie. - Matyldo, to są wszyscy. - uśmiecha się miło. 
- Miło mi Was poznać dzieciaki. - mówi z sympatią i przepraszając cicho wychodzi na górę. Jej szeroka spódnica pląta się Jej pod nogami i zastanawia mnie jakim cudem się na niej nie potknie.
Ma wprawę. Pewnie chodzi w niej od 100 lat.
- I jak? - pyta Stefan. Siadam na fotelu i pocieram oczy. Zmęczenie. To jest to co teraz czuję.
- Nijak. - mówię. 
- To znaczy? - tym razem odzywa się Manuel. Nie mam ochoty na gadanie. 
- Zeznania złożone przez Nas, przez Matyldę i Julkę razem z dowodami obciążają Karola na dobre kilka lat. - mówi w końcu Matthias, który nie wytrzymuje ciszy. 
- To chyba dobrze... czy nie? - gubi się Didl.
- Bardzo dobrze. Trzeba było tylko czekać na wyjaśnienia Karola. Cała ta checa z domniemaniem niewinności...
- No i? - dopytuje się Schlieri, który oderwał wzrok od telefonu.
- Żeby kogoś przesłuchać ten ktoś musi stawić się do sądu. - wyjaśniam. - A Karol zniknął zanim policja zdążyła dojechać do Jego domu. - mówię. Tak. Jestem wściekły i dlatego prawie warczę. Bo cholernie długo Ją przekonywałem do tego, że to dobry pomysł. Najlepsze wyjście z możliwych. Matt tyle się ukrywał razem z Matyldą... Wszystko było w tajemnicy a Karol jednak zniknął. 
- I nikt nie wie gdzie jest? - pyta Sandra.
- Zapadł się pod ziemię. Willa stoi pusta, w firmie został wspólnik z upoważnieniem do wszystkich decyzji. - dodaje Matt. Czuję, że na mnie patrzy. Chyba chce o coś zapytać ale się waha. Więc spoglądam na Niego i jestem zaskoczony. Bo Jego wzrok skierowany jest nie na mnie a na schody prowadzące do góry. 
Chyba chce iść do Julki...
- I co teraz? - odzywa się w końcu Sabrina. Do tej pory stała tylko cicho w kącie i przysłuchiwała się ze smutkiem w oczach. 
Założę się, że bała się, że zaraz przylezie tu Morgi.
Nie zanosi się na to.
- Karol jest poszukiwany. Na proces trzeba będzie jeszcze poczekać. - mówię.
- Czyli znowu będzie się to wszystko ciągnąć za Julką nie wiadomo ile. - wzdycha Stefan i siada na kanapie.
- Biedna Maggie, nie dość, że musiała uciec z niczym, przez Ciebie musi zmieniać dwa razy więcej pieluch to jeszcze to... - posyłam Didlowi mordercze spojrzenie. 
Chłopak ma trochę racji.
Ale nie musi mi o tym przypominać. 
- Michael? - Matt zwraca się już bezpośrednio do mnie. - Mógłbym... zobaczyć dziewczynki? - pyta jakby lekko onieśmielony.
- Drugi pokój po lewej. - mówię. Uśmiecha się.
I jakby motorek do tyłka Mu przyczepili.
Mam ochotę wywrócić oczami. I zapada cisza. Wszyscy siedzą na kanapie i fotelach i nikt nic nie mówi. Dobrze, że Schlieri nie znosi ciszy. Może i jest zapatrzony w telefon ale musi słyszeć ludzi wokół siebie. 
To chyba daje Mu poczucie, że jest słuchany. 
Jakby jeszcze coś mądrze mówił.
Czasem się zdarzy... np... jak coś sobie przypomnę to Ci powiem.
- No, to nie ma co się łamać, trzeba z tym żyć. Zrobiliśmy Wam z Sandrą obiad więc mamy co jeść. - mówi. Mamy? Czyli nie pójdą sobie teraz do domu?
- Jak damy Julce spokój to będzie ciągle o tym myśleć. - mówi Sandra. - Idę podgrzać jedzenie a Ty idź po Julkę. - dodaje wychodząc z Gregorem do kuchni. Niechętnie, bo niechętnie ale wstaję z kanapy widząc jak reszta włącza telewizor i idę na górę. Chcę iść ale zatrzymuje mnie czyjaś dłoń. Więc odwracam się chcąc powiedzieć Stefanowi, że wszystko jest na prawdę ok i żeby dał mi spokój ale to nie On. 
- Coś nie tak? - pytam blondynkę. Jest przybita, widać, że nie sypia zbyt dobrze, bo podkowy pod Jej oczami można zobaczyć z kilometra. No i te cholernie smutne oczy. Mam ochotę przywalić za nie Morgiemu ale kurde, Jego oczy są identyczne.
- Jak On się trzyma? - pyta cicho. No i co mam powiedzieć? To nie jest przecież moja sprawa.
- Nie będę Cię okłamywał. Codziennie się upija. Nie raz przygarnialiśmy Go na noc. Po pijaku nie da się z Nim normalnie rozmawiać, bo jęczy, że nic nie ma dla Niego już znaczenia i że Jego życie bez Ciebie to nie życie. A jak wytrzeźwieje to jest drażliwy i co bym nie powiedział odbiera jak atak na siebie. Dzisiaj rano powiedziałem Mu, żeby się za siebie wziął, bo picie nie pomoże Mu ani w zatuszowaniu rozpaczy a tym bardzie nie pomoże Mu w odzyskaniu Ciebie. Trzasnął drzwiami i wyszedł. Nie wiem gdzie jest, nie mam już do Niego nerwów. Jeśli wróci wieczorem znowu zalany to przysięgam, że Go nie wpuszczę. Więc albo z Nim pogadaj albo z legendy sportu stanie się zwykłym żulem. - mówię w końcu to co leży mi na wątrobie.
- To nie jest takie proste jak Ci się wydaje Michael. - odpowiada przygaszona jeszcze bardziej. 
Chyba Ją załamałeś.
Świetnie, jeszcze tego mi brakowało. Przecieram oczy i wzdycham.
- Wiem Sabrina. Ale rozmowa z Nim nie oznacza tego, że od razu do siebie wrócicie czy rzucicie się sobie w ramiona. Po prostu Go wysłuchaj. Gdyby Cię nie kochał nie robiłby tego wszystkiego.
- Gdyby mnie kochał nie przespałby się z Kristiną. - mówi od razu.
- Jest tylko człowiekiem. Każdy popełnia błędy. 
- I mam Mu tak po prostu wybaczyć? - pyta zszokowana. - Bo każdy popełnia błędy?
- Nie. - zaprzeczam. - Po prostu z Nim porozmawiaj. Najpierw musi się opamiętać póki nie jest jeszcze za późno a tylko Ty możesz sprawić, że to się stanie. - mówię i idę na górę, bo ta rozmowa dalej nie ma sensu. Ja będę wysuwał argumenty "za", a Ona argumenty "przeciw". Nie potrzeba mi więcej kłótni...


***

- Wyglądają jak aniołki. - mówi z uśmiechem murzynka. - Są takie podobne do Pana Michaela... - wspomina.
- Pana Michaela? - dziwię się. - Matyldo to Ty jesteś starsza, to Tobie należy się szacunek za to co dla as robisz.
- Już mnie tak nie postarzaj młoda damo. - kiwa na mnie palcem jak zawsze. Powoduje to u mnie pierwszy tego dnia szczery uśmiech. - Poza tym, pracuje tutaj.
- Michi powiedział, że jesteś częścią rodziny, to znaczy, że tak na prawdę jest. - zauważa Matt.
- Dobra dobra, lepiej pójdę zobaczyć co dzieciaki wyprawiają na dole. Nie chcę, żeby taki ładny dom rozniosły. A Wy chyba macie o czym rozmawiać. - puszcza mi oko i wychodzi. Za to kocham tą kobietę. Patrzę teraz na Matthiasa. Jest skupiony na dziewczynkach. Ma zmarszczkę na czole. Znów się uśmiecham.
- Amy ma pieprzyk. - mówię. Śmieje się cicho. - Nie Ty pierwszy Ich nie możesz rozpoznać. - dodaję.
- Są na prawdę śliczne. - mówi. Jedna z Nich otwiera właśnie oczka i wpatruje się w Niego intensywnie. Mruga delikatnie powiekami i macha rączkami.
- Chyba chce na rączki. - mówię. 
- Mogę? - pyta ucieszony.
- Jasne, że tak. - kiwam głową. Delikatnie bierze małą na rączki i szczerzy się do Niej. Wygląda na szczęśliwego. - Matt, poznaj swoją chrześnicę, Kim. - dodaję z uśmiechem. Patrzy na mnie i szczerzy się jeszcze bardziej o ile to możliwe.
- Na prawdę? - dopytuje. Ponownie kiwam tylko głową. - Hej maleńka... Obiecuję, że będę Cię rozpieszczał bardziej niż ktokolwiek inny, a jak podrośniesz to będę Cię krył przed rodzicami jak będziesz na randce.
- Ej... - uderzam Go lekko w ramię. Oboje się śmiejemy. Lekko Ją kołysze. Zachowuje się tak swobodnie... Dawno Go nie widziałam i dawno nie widziałam Go tak wesołego. - Do twarzy Ci z dzieckiem Matti. - zauważam. Patrzy teraz na mnie uważnie. Jego uśmiech lekko się zmniejsza ale nadal tkwi na twarzy. 
- Wiesz, że zawsze chciałem mieć gromadkę. - przypomina.
- 4 synów i córkę. - cytuję Jego słowa sprzed lat. - Więc córkę poniekąd już masz. - dodaję.
- Poniekąd... - przyznaje. - Mieliśmy Jej dać na imię Remmy. - przypomina. 
Ech... nawet ja to pamiętam. Siedzieliście na parapecie Twojego okna w bidulu i planowaliście Waszą przyszłość.
To było dawno.
I masz szczęście, że Michi tego nie słyszy. 
Stare dzieje.
Ale wspomnienia działają.
To już tylko wspomnienia.
Dla Matta też?
Patrzę na Niego uważnie. Robi głupie miny do dziecka. Jest taki... beztroski.
- Więc będzie miała tak na drugie. - mówię. Znów na mnie patrzy.
- Kim Remmy Hayboeck. - mówi. I to z takim czymś w głosie, że nie można się nie uśmiechnąć. Tak. Matthias będzie świetnym ojcem chrzestnym. - Jesteś szczęśliwa? - pyta nagle. Zaskakuje mnie tym pytaniem...

***

Zaraz ucho Ci się zrobi tak duże jak nie wiem. 
Zamknij się, słucham.
Podsłuchujesz. Dalej dalej ucho Hayboecka!
Cicho!
- Czemu pytasz? - pyta. 
- Bo mi na Tobie zależy Jula. Przecież dobrze o tym wiesz.
No weź! To tylko Jej przyjaciel Michi! Nie zaciskaj tak tych pięści!
- Będę w pełni szczęśliwa kiedy przestanę się martwic o moją rodzinę Matt. - odpowiada. - Ty też do niej należysz. - dodaje.
Michael przestań podsłuchiwać!
- Kochasz Go? - pyta. Na chwilę przestaję oddychać. 
- Najbardziej na świecie. - mówi. Uśmiecham się pod nosem.
No widzisz? Było tak ranić sobie dłonie?
Rozluźniam ściśnięte ręce.
- To szczęściarz. Cholernie Mu zazdroszczę. - przyznaje brunet.
- Nie mówi Mu tego. - mówi brunetka śmiejąc się. - Wystarczająco mnie denerwuje i irytuje a jak usłyszy, że mimo tego kocham Go jak wariatka to z Nim zwariuje bo będzie mnie wkurzał jeszcze bardziej. - dodaje. No dobra, dosyć tego flirtu.
Weź poczytaj słownik Hayboeck.
Wchodzę do pokoju i widzę Matthiasa z Kim na rękach. Coś mnie kłuje ale nie pokazuję tego, bo po co? Patrzę na Julię. Uśmiecha się. Mimo tego, że przeze mnie i mój upór teraz codziennie będzie się stresować. Matt się patrzy? Niech patrzy. Właśnie dlatego obejmuję Julkę w pasie.
- Schlieri z Sandrą zrobili obiad. I serdecznie na Niego zapraszają. Wszystkich niestety. - mówię.
- Czyli dzisiaj już spokoju nie będzie?
- Nie.
- A jak Im powiem, żeby sobie poszli?
- Ich jest więcej i nie wyjdą. - wzdycham bezradnie.
- Jula pamiętasz co zawsze mówiła moja mama? - pyta nagle Matt. - "I Herkules dupa, kiedy ludzi kupa." - mówią razem. Ha ha jakie to zabawne.
A Ty to komik stulecia jesteś tak?
- No to chodźmy na ten obiad. - mówi. - Matt weźmiesz Kim? - pyta.
- Z największą przyjemnością. - mówi i wychodzi. Już chce wziąć na ręce Amy ale nie pozwalam Jej na to. Obracam Ją do siebie i tak po prostu całuję. Tak, żeby wiedziała, że ja tez Ją kocham. 
- A to za co? - pyta z uśmiechem.
- Bo Cię kocham. - mówię poważnie. Patrzy mi w oczy. Jest... szczęśliwa. Odgarniam Jej włosy z czoła i znów całuję. 
Całowanie jest cholernie przyjemne.
Geniusz. Amy w tym momencie dostaje czkawki. Nie można się nie zaśmiać. 
- To będzie dobry dzień Michael. Mimo wszystko. - mówi. 
 Kiedy schodzimy na dół z Amy na rękach połowa ludności jest w kuchni ratując to, co Gregor przypala i broniąc Go przed Matyldą, a druga połowa siedzi przed telewizorem. W tym Matthias z Kim na rękach nie potrafiący się nie śmiać. Manu patrzy z niedowierzaniem, bo tak jak ja nie myślał, że głupota ma w tym pomieszczeniu aż takie stężenie. Na ekranie widać dwa Hipopotamy a przed telewizorem, na kanapie dwa skurcze materiału ludzkiego czyli Didl i Kraftl bujają się na boki i wydają z siebie dźwięki prawdopodobnie mające być śpiewem...

"Ma duża być
Ma mieć krągłości
Ma stale tyć
Ma nie mieć kości
Ma w sobie mieć
Coś szczególnego
Ma głosu chcieć
Posłuchać mego."

- To będzie długi dzień... - poprawiam Ją. I wtedy drzwi wejściowe otwierają się z hukiem. A kiedy widzę gościa wiem, że ten dzień będzie dodatkowo skomplikowany. A komplikacje wywierają cholernie podłe uczucia...


**********~*~**********
Proszę bardzo :)
Po kłopotach udało mi się wstawić rozdział.
Kochane moje!
Dziękuję Wam za wsparcie w konkursie na Opowiadanie Roku!
Dzięki Wam to opowiadanie weszło do ścisłego finału.
Ostatni etap oznacza ostatnie głosowanie.
Jeśli nadal uważacie, że zasługuje na ten tytuł, głosujcie po raz ostatni!
Czym się da i gdzie się da!
Z góry dziękuję za głosy i przy okazji zapraszam z pytaniami na http://ask.fm/PannaBoop :)
A już wkrótce mój nowy projekt ;) (nie będzie to opowiadanie ale mam nadzieję, że okażecie wsparcie i zainteresowanie)
Buziole :*

czwartek, 19 lutego 2015

33. Uzależnienia nie są dobre...





HALLEIN, 3 TYGODNIE PÓŹNIEJ...


Nadal siedzę i uwierzyć nie potrafię, że to ten sam dom, w którym mieszkałam z Michaelem przed porodem. Wszystko jest inne. Nowe. Salon kipi ciepłem. Beże ścian połączone z głębokim brązem drewna i bielą ogromnej kanapy w świetle malutkich lampek wmontowanych w sufit dają wrażenie przytulności i spokoju. Spory kominek jest piękną ozdobą całości pomieszczenia. Nowoczesna kuchnia cała w bieli i szarości, eleganckie łazienki i pokoje gościnne... Aż do sypialni. Błękitnej. Spokojnej. Małej...
Łoże na pół pokoju! Aaaaaa!!!!!!!!!!!! Jakie Ono jest piękne!!
Wywracam oczami.
A jakie rzeczy można na nim robić!!!!! Aż mi się gorąco robi!
Można np oglądać filmy w tym wielkim wiszącym na ścianie telewizorze. I oprócz wielkiej szafy w ścianie nic więcej w owej sypialni nie ma.
Bo sypialnia jest od spania... i paru innych przyjemności hihihihi
- Jula! - słyszę wołanie blondyna z góry. - Jula pomocy! - woła z jękiem. 
W poważaniu mam taką pomoc przy dzieciach.
Przestań. On ciągle się uczy. Wchodzę do pokoiku dziewczynek. 
Trochę przesadził z tą miłością, nie sądzisz?
Róż i czerwień. Wszędzie. Dobrze, że meble są białe. Będę musiała tutaj dać kilka paprotek.
Jeśli coś jeszcze zmieścisz wśród tych wszystkich pluszaków...
Uśmiecham się widząc jak blondyn stara się zrobić... coś... niewiadomego z pampersem Kim, która teraz uśmiecha się szeroko tak jak tylko niemowlak potrafi. Podchodzę do Nich i patrzę na Niego pytająco.
- Mamusiu mamy problem. - mówi trochę zdenerwowany. 
- Co się stało? - pytam. Wygląda jakby miał rozwiązać równanie Schrödingera, a nie przewinąć dziecko.
- Kupa. - odpowiada poważnie. W oczach ma strach i bezradność. Patrzę na Niego uważnie. Zastanawiam się czy mówi serio czy się nabija. Ale On jest jak najbardziej serio. 
- Michael... gdzie jest ten problem? - pytam dla upewnienia.
- No jak to gdzie? - pyta jakbym była idiotką i nic nie rozumiała. - Posłuchaj... umiem już Je wykąpać, przebrać i uśpić ale pampersy to dla mnie za dużo. 
- Przecież to tylko pampers... - mówię z niedowierzaniem i lekkim rozbawieniem. Jest ewidentnie przerażony możliwością majstrowania przy pampersach. - Prędzej czy później i tak będziesz musiał to zrobić. Co będzie jak pójdziesz z dziewczynkami na spacer i coś się wydarzy? - pytam opierając się o ścianę obok przewijaka. Moje rozbawienie nie działa na Niego zbyt dobrze. Właściwie to jest chyba zdenerwowany. I nie chyba ale na pewno. Na czole pojawia Mu się zmarszczka. 
- Będziesz chodzić z Nami. - odpowiada.
- A jak pójdę do pracy a Ty z Nimi zostaniesz? - kontynuuję. Dziwi się. I nie wiem dlaczego. Normalne pytanie. 
- Do jakiej pracy? - pyta.
- Normalnej. Jestem architektem, coś znajdę. - wyjaśniam.
- Po pierwsze, Matylda z Nami zamieszka, więc nie będzie problemu, po drugie, nie było mowy o tym, że pójdziesz do pracy. - mówi poważnie. I teraz to ja jestem zdziwiona.
- Pójdę. Matylda się wprowadzi, trochę się ogarnę i pójdę do pracy. - mówię twardo.
- Nie ma takiej potrzeby. - mówi i słychać dzwonek do drzwi. Przechodzę w miejsce, gdzie stał i to ja zajmuję się przewinięciem Kim.
- Uratowany przez dzwonek. - mruczę pod nosem uśmiechając się do wpatrzonej wielkimi błękitnymi oczami we mnie dziewczynki.
- Chyba Ty. - mówi. Wywracam oczami. - Jeszcze o tym porozmawiamy. - mówi i wychodzi z pokoju.
To była groźba?
Jeśli myśli, że będę siedzieć w domu i nic nie rozbić to się grubo myli. To, że wygrał Kryształową Kulę i zarobił na reklamach nie oznacza, że jest tak bogaty, że mam leżeć i pachnieć. Dziewczynki mają swoje potrzeby, Matyldzie też zamierzam płacić, remont domu pewnie kosztował fortunę, a treningi do nowego sezonu zacznie dopiero we wrześniu, bo Letnie Grand Prix ma z głowy. 
No! Powiedz Mu to!
Powiem. I znów się uśmiecham kiedy mała zaczyna pluć na wszystkie strony. Kładę Ją w łóżeczku obok śpiącej już siostry i otulam kocykiem. Nakręcam grającą zabawkę, która kręci się nad Jej główką i dziękuję Bogu za tak grzeczne dzieci. Za 10 minut będzie spała. Jeśli nie zaśnie wtedy do akcji wkroczy Michi. I Jego talent wokalny. 
Gdyby mi tak miał wyć nad uchem też wolałabym zasnąć.
- Jula, teraz na prawdę mamy awarię. - mówi poważnie zaglądając do pokoju.
- Co się stało? - pytam.
- Chodź na dół. - mówi i znika na schodach...

***

Przynoszę szklankę z wodą i kładę ją na stoliku przed blondynem. Zerkam na brunetkę, która spokojnie głaszcze Jego głowę leżącą na Jej kolanach. Ma zmartwioną minę. 
Bo to nie pierwszy raz.
Owszem. Thomas się załamał. Może gdybym nie kazał Mu mówić o tym co się stało...
I żyć w kłamstwie? To też by Go załamało. On nie potrafi kłamać.
Skazany na załamanie? Ale to nie oznacza, że ma się zalewać w trupa co drugi dzień. 
Może...
- On tak woła o pomoc Michael. - mówi cicho. 
Nie dziw się. Widzi jak na Niego patrzysz. Nie wiesz co masz z tym zrobić bo czujesz się winny. Nie pchałeś Go do kieliszka.
- Pościelę Mu w gościnnym, a jak wytrzeźwieje to z Nim pogadam. - mówię i wychodzę zrobić to co powiedziałem. 
Hej, uspokój się. To Twój przyjaciel. Powinieneś Go wspierać. Każdy ma prawo do błędu.
Jeśli Sabrina Mu nie wybaczy, to te błędy będą się powtarzać co noc tak? I mam Go głaskać jak Julia i mówić, że wszystko będzie dobrze? Nie. Thomas potrzebuje kopa w dupsko. Może wtedy zobaczy co ze sobą robi. Za błędy trzeba ponosić odpowiedzialność.
- Jeszcze kilka kroczków Thomas... - słyszę Jej głos. Za chwilę wchodzi z Nim uwieszonym na ramieniu do pokoju i praktycznie zrzuca Go na łóżko. 
- Nie powinnaś Go dźwigać. - mówię podając Jej koc, którym Go okrywa. Mrozi mnie wzrokiem. Gasi lampkę przy łóżku Morgiego i chce wyjść z pokoju ale ten łapie Ją za rękę. 
- Zostań... Proszę... - mówi z zamkniętymi oczami. Słucham?! Patrzę na Nią wyczekująco chcąc jak najszybciej opuścić ten pokój i porozmawiać z Nią o Naszych sprawach. 
- Za chwilę przyjdę Michi. - mówi i siada na łóżku obok Thomasa. Że co?!
- Czekam w salonie. - mówię i wychodzę. 
Ale drzwi mógłbyś zamknąć.
Po co? Przecież nie potrzebują prywatności.
Czy Ty aby nie jesteś zazdrosny?
A mam o co?
Chyba o kogo.
Nie, nie jestem. Ale to nie zmienia faktu, że Thomasa najlepszym przyjacielem jest Gregor a nie Julia. I to u Niego powinien teraz zdychać.
U Gregora jest Sabrina. A nawet jeśli by Jej tam nie było to byłaby tutaj, bo oprócz Sandry i Julii nie ma tu nikogo.
Pocieram oczy dłońmi. Jestem zmęczony. Problemami innych. Mam ochotę w coś walnąć. Bo chcę w końcu spokojnie porozmawiać z własną narzeczoną. 
Jesteś lekkim egoistą nie uważasz?
A niby czemu? Bo chcę z Nią spędzić trochę czasu sam na sam? Najpierw ojciec z Aleksem przyjechali zachwycać się dziewczynkami, potem Sandra z Sabriną, przy okazji plotkowały o Bóg wie czym, Manu z Didlem postanowili być cudownymi wujkami i uczyć się opieki nad dziećmi a teraz Morgi... I oczywiście każdy potrzebuje Julii. Stefan jest tylko kwestią czasu.
- Jak nie przestaniesz to powbijasz sobie szkło z tej szklanki w rękę. - mówi cicho i siada obok mnie na kanapie. 
Ma rację, lepiej to odstaw.
Więc odstawiam na stolik szklankę z wodą i chowam twarz w dłoniach.
- Zasnął? - pytam.
- Musiałam Go trochę uspokoić ale zasnął.
- O czym rozmawialiście?
- Trudno to nazwać rozmową. - przyznaje. Patrzę na Nią w końcu. Podwija nogi pod brodę i owija kolana rękoma. Rozciągnięty podkoszulek, ciemne getry i wysoki niedbały kucyk. Zero makijażu... Dlaczego mi się to nie podoba? - To był bardziej Jego monolog. Ale nic nowego nie powiedział. Ciągle przepraszał za kłopot, za swoją głupotę i jęczał, że Jego życie nie ma już sensu... - mówi opierając głowę o oparcie sofy. - Współczuję Mu.
- Sam się do tego doprowadził. - mówię. - I wciąga wszystkich dokoła w swoje problemy. 
- Potrzebuje przyjaciół.
- Nikt za Niego nie przestanie pić i nie weźmie się w garść. A każdy ma swoje życie i swoje problemy. 
- Dlaczego taki jesteś? - pyta w końcu. 
- Jaki?
- Zimny i nieczuły. Ostatnio jakieś ciepłe uczucia można zobaczyć u Ciebie tylko przy dziewczynkach. 
- Gdybyś miała czas dla mnie a nie dla wszystkich wkoło może widziałabyś je częściej. - mówię twardo. Patrzy na mnie jakby niedowierzając w moje słowa.
Bo trochę przegiąłeś. Każdy chce się cieszyć Waszym szczęściem razem z Wami.
Wolałbym się nim pocieszyć tylko z Nią.
- Michael co się z Tobą dzieje? - pyta spokojnie.
- A co ma się dziać? Chcę zacząć spokojne życie ale nikt mi na to nie pozwala.
- Jeśli spokojne życie dla Ciebie to Ty, ja i dziewczynki i nic więcej to się przeliczyłeś. Nie zamierzam zamykać się tutaj i nikogo nie wpuszczać. 
- Jeśli tym chcesz mnie przekonać do tego, żebyś jednak poszła do pracy to Ci nie wyjdzie.
- Słucham?
- Zajmiesz się dziewczynkami, domem, zadbasz o siebie... Ja zarabiam. To wystarczy.
- Chyba sobie żartujesz... Jesteś sportowcem Michael, nie zawsze będziesz na podium, poza tym... Nie będę Cię do niczego przekonywać, bo to moja decyzja i jej nie zmienię! - warczy. Wkurza mnie to niezmiernie. 
Bo Twoje zawsze musi być na wierzchu?
Bo chcę Ją mieć zawsze w domu. Bezpieczną.
- Nie pójdziesz do żadnej pracy! - teraz i ja warczę. 
- Jakim prawem za mnie decydujesz? Kto Ci na to pozwolił? - oburza się. Chwytam Jej dłoń i wskazuję na pierścionek na palcu.
- To daje mi takie prawo. - mówię zdecydowanie. - Moja żona ma być z dziećmi, w domu, bezpieczna i zadbana a nie zabiegana i zmęczona po całym dniu pracy! - wyrywa dłoń z mojej ręki.
- Po pierwsze, jeszcze nie jestem Twoją żoną, po drugie, jeśli tak ma to wyglądać, to nie wiem czy w ogóle chcę nią być! - mówi pewnie i rzuca pierścionek na szklany stolik, po czym wychodzi na górę.
- Julia wracaj tutaj! - wołam za Nią ale zamyka głośno drzwi do pokoju. I znowu mam ochotę w coś walnąć.
Najlepiej siebie, w czoło. Bo jesteś idiotą.
Idę za Nią do sypialni ale Jej tam nie ma. Zaglądam do dziewczynek ale tam też Jej nie ma. No chyba sobie żartuje... Próbuję otworzyć drzwi do gościnnego pokoju na górze, który nie jest wykończony i jest w nim tylko materac ale nie udaje mi się to. 
- Julia otwórz. - mówię spokojnie.
- Dobranoc! - słyszę przez drzwi. Co za uparta baba!
- Julia nie wygłupiaj się tylko otwórz i porozmawiajmy jak ludzie!
- Jeśli jedna ze stron nie widzi nic poza swoimi argumentami to rozmowa nie ma sensu. Idź spać, bo jutro mamy pierwszą rozprawę!
- Nie pójdę stąd bez Ciebie!
- To siedź pod drzwiami. Dobranoc!
- Och nie zachowuj się jak dziecko! - poziom mojej irytacji jest tak wysoki, że zaraz chyba wybuchnę i jak Boga kocham rozwalę te drzwi.
- To Ty nie zachowuj się jak...
- Buc?
- Despotyczny buc! - odkrzykuje. Mogę jedynie westchnąć. Nie mam do Niej siły.
A ja do Ciebie.
- Ok... trochę przesadziłem. - przyznaję. - Po prostu... wydaje mi się, że w domu będziesz bezpieczna. - dodaję wyjaśniając. - I będziesz tylko dla mnie... Nawet teraz jesteś na każde zawołanie Stefana, dzisiaj Thomas... jak pójdziesz do pracy to już w ogóle nie będziesz miała dla mnie czasu, bo kiedy będziesz miała wolne, będziesz chciała spędzić je z dziewczynkami i... - słyszę jak przekręca kluczyk w drzwiach. Po chwili drzwi się otwierają i staje w nich Julia. Patrzy tymi swoimi szarościami na mnie i nie umiem być stanowczy. - Tęsknię za Tobą. - mówię tak po prostu. I tylko patrzy i analizuje czy to co mówię jest prawdą. A jest cholerną prawdą. A tęsknota to cholernie podłe uczucie. 
- To dlaczego wolisz się ze mną kłócić zamiast po prostu mnie pocałować? - pyta.
Och...
Widzisz? To takie proste a Ty utrudniasz... Jesteś taki głupi Hayboeck...
Takie proste a takie trudne... W końcu mogę Ją dotknąć, odgarnąć kosmyk włosów za ucho i zrobić to. Dawno nie czułem tych ust. I nie chcę przestać ich czuć. Są zbyt miękkie, zbyt ciepłe, zbyt... dobre. Więc przyciskam Ją do ściany i biorę to co należy do mnie. To czego tak cholernie potrzebuję do normalnego funkcjonowania. 
Dziwna ta Twoja miłość Hayboeck...
Bo to nie jest zwykła miłość. To inna miłość. Jak uzależnienie. 
Burzliwe uzależnienie. Uzależnienia nie są dobre.
To jest jedyne jakie mogę mieć. I nie chce iść na żaden odwyk.
- Michael... - przerywa pocałunek. Nie chcę tego. Znów napieram ustami na Jej usta. Mam chęć na więcej niż tylko pocałunek. Chcę Jej całej tylko dla siebie. Tu i teraz. - Michi Amy płacze... - mówi cicho. Co? 
Nooo tak jakby... rzeczywiście płacze.
Skąd Ona wie, że to nie Kim? 
- Muszę Ją przewinąć... puść mnie. - mówi uśmiechając się lekko. Musze wyglądać jak idiota. Co za menda! Ona doskonale wie co ze mną robi! Zapominam przy Niej o całym świecie i Ona dobrze o tym wie! 
- Jesteś okropna.
- A Ty masz wzwód. - wystawia mi język i wyślizguje mi się z rąk. 
hahahaha 
Zamknij się!
Ale Ona jest świetna!
Gdyby taka nie była, nie byłaby moją narzeczoną.
Póki co pierścionek jest w Twojej kieszeni.
Rano będzie Go miała na palcu.
Skąd ta pewność?
Wchodzę do sypialni i siadam na łóżku. Ochłonięcie dobrze mi zrobi. 
Dokładnie. Jest zmęczona, niewyspana, a przez ostatnie dwa tygodnie w Jej dłoniach nie było nic więcej oprócz pampersów, pajacyków i jedzenia, które Ci gotowała. Seksu nie będzie.
Wtedy wchodzi do pokoju, zamyka drzwi i siada mi na kolanach, po czym zdejmuje podkoszulek. I ma coś takiego w oczach...
To są kurwiki Michael.
Znowu to robi.
- Mam to zrobić sama czy mi pomożesz? - pyta bawiąc się szelką od biustonosza.
Ok... wygrałeś. 
Owszem, wygrałem...



**********~*~**********
Proszę :) 
Kolejny w sobotę :)
Jednak jest jakieś zainteresowanie moją osobą (dziwi mnie to), pełen pozytyw!
Pytacie - odpowiadam:
Buziole :*

wtorek, 17 lutego 2015

32. Gdzie jest Matylda?!




Inspiracja:
(nie mogę znaleźć tego nagrania na Youtube więc wysłuchajcie na chomiku ;) )


SZPITAL W SALZBURGU...

- Sandra mówiła, że stał najpierw pod oknem i rzucał w nie kamieniami, żeby z Nim wyszła porozmawiać. Nie działało, więc rzucił za mocno i okno poszło. Jakieś małe odłamki wbiły Mu się w policzki.
- Ech... Co na to Sabrina? - pytam zaciekawiona.
- Wściekła się prawie tak samo mocno jak Schlieri. Tylko, że On się wściekł, bo Mu Thomas chatę rozwalać zaczyna. Sandra opatrzyła Mu te skaleczenia i kazała jechać do domu. No i pojechał ale zaraz wrócił. 
- Po co? Przecież Sabrina z Nim nie chciała rozmawiać.
- Stanął pod tym rozbitym oknem i zaczął wołać do Niej różne rzeczy.
- Jakie rzeczy? 
- Najpierw mówił podobno, że cholernie Mu wstyd, przykro i że żałuje jak nigdy niczego, że to dla Niego nic nie znaczyło itd. Rzuciła w Niego trampkiem. - brunet jest ewidentnie rozbawiony tą sytuacją. Ja mniej. - Na tym się nie skończyło. Jak to nie podziałało to zaczął robić Bryana Adamsa i wył "Please forgive me". I dostał drugim trampkiem. 
- O matko... - nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. Sytuacja jest trudna ale przecież tak nie może być.
- Najgorsze jest to, że... Dzisiaj rano tłukł się do moich drzwi, a kiedy Mu otworzyłem okazało się, że jest kompletnie zalany. - mówi poważniejąc. Nie jest dobrze. - Może gdybyś porozmawiała z Sabriną...
- Nie Stefan. Oni sami muszą się ze sobą dogadać. Sami muszą zrozumieć, że czasem błędy się zdarzają i że to co jest między Nimi jest od tych błędów silniejsze. 
- Martwię się, że zacznie pić coraz częściej. - mówi przygaszony. Ja też się o to boję ale przecież nie wstanę z łóżka i nie pobiegnę Ich godzić. 
- Są dorośli. Nie mamy na Nich wpływu, ani prawa do wpływu na Nich.
- To nasi przyjaciele Julka. - zauważa.
- I dlatego możemy jedynie Ich wspierać. Decyzje muszą podejmować sami.
- A Ty... Podjęłaś już decyzję? - pyta nagle. Patrzy uparcie na mnie wwiercając swój wzrok w moje oczy. Nie rozumiem o czym mówi.
- A jaką miałam decyzję podjąć? - pytam lekko zdezorientowana. Przez chwilę nic nie mówi. Tylko patrzy jakby trochę zmartwiony. 
- Julka... - pochyla się lekko i mówi trochę ciszej. Kładzie swoją dłoń na mojej. Nie czuję się z tym komfortowo ale Jego dziwne zachowanie mnie martwi bardziej. - Powinnaś zeznawać. - mówi w końcu. I wszystko jasne.
Co za menda...
Zabiję Go.
- Michael Cię tu przysłał... - bardziej stwierdzam niż pytam i wyrywam dłoń ze słabego uścisku bruneta. Lekko się uśmiecha ale nadal jest poważny. - Podobno miał nikt nie wiedzieć... - zauważam.
- Michael nie mógł przemówić Ci do rozumu przez ostatnie dwa tygodnie więc...
- Więc stwierdził, że Ty będziesz w stanie tak? Nie Stefan, nie będziesz. Nie mam zamiaru znowu przez to przechodzić. Nie teraz kiedy w końcu jestem szczęśliwa bez Karola.
- Ok... - kiwa głową i jakby się nad czymś przez chwilę zastanawia. - Ty nie chcesz przez to przechodzić, Ty chcesz zacząć coś nowego, Ty nie chcesz Go widzieć, Ty chcesz zapomnieć... Myślisz, że kiedy będzie na wolności to Ci na to wszystko pozwoli? - pyta. Mrożę Go zimnym wzrokiem ale nic nie mówię. Bo sama mam obawy, których nie bardzo chcę do siebie dopuszczać. - A pomyślałaś o Michim? O Amy i Kim? O Matyldzie, która tak cholernie chce Ci pomóc narażając się na Jego gniew? Od ponad miesiąca się ukrywa z Matthisem tylko po to żeby w końcu Cię uwolnić od tego idioty. Pomyślałaś o innych kobietach, które mogą zająć wkrótce Twoje miejsce, czy tylko o sobie teraz myślisz? - zadaje kolejne pytania.
Kraft potrafi być stanowczy... coś nowego.
I ma dużo racji.
- Stefan ja...
- Przestań mówić "ja" i pomyśl o ludziach, którzy dla Ciebie się poświęcają i chcą dla Ciebie dobrze, bo Im na Tobie zależy. - przerywa mi stanowczo. Od kiedy On jest taki poważny co?
- Jeśli zacznę batalię przeciwko Niemu wszystkim tym osobom może stać się krzywda. - zauważam.
- Jeśli tego nie zrobisz też. Myślisz, że da Ci tak po prostu spokój? Odpuści, bo jesteś szczęśliwa? Właśnie dlatego nie odpuści. Bo Go upokorzyłaś na oczach wszystkich tych Jego ważniaków. Będzie chciał się zemścić i prędzej czy później będzie chciał odebrać Ci to co jest dla Ciebie najważniejsze. - mówi uparcie.
Jula... On ma rację. Pomyśl o dziewczynkach. To Jemu miałaś urodzić dzieci.
Boję się, że coś Im się stanie kiedy złożę zeznania.
Jeśli ich nie złożysz tym bardziej coś może się Im stać! Pomyśl logicznie!
- Pomyśl logicznie Julka. Zastanów się nad tym co Ci powiedziałem i błagam Cię wybierz dobrze. Nie chcę potem opłakiwać ani Ciebie ani Michiego ani tym bardziej Waszych córek. 
- Jeśli chciałeś mnie nastraszyć to Ci się udało. Zadowolony jesteś?! - warczę wyrywając dłoń z Jego uścisku.
- Jeśli to jedyny sposób, żebyś się obudziła i zaczęła działać to tak. Jestem zachwycony. A wiesz dlaczego? - pyta twardo. - Bo jesteś moją przyjaciółką. Jesteś dla mnie siostrą i martwię się o Ciebie jak jasna cholera! - tym razem to On warczy.
Nie poznaję człowieka.
Widocznie Michael nauczył Go jak ze mną dyskutować. 
Mistrz i uczeń hę?
Nie mogę dyskutować z takimi argumentami. 
- Nie ma dnia żebym o tym nie myślała Stefan. To ciągle siedzi mi w głowie. A najintensywniej mnie to dobija kiedy mam na rękach dziewczynki. I kiedy widzę jak Michael na Nie patrzy. Jak widzę Jego uśmiech w tym momencie... - muszę przerwać, bo do sali wchodzi starsza pielęgniarka z wózeczkiem. 
- Dzień dobry mamusiu - mówi wesoło. - Czas na obiadek. - dodaje i zostawia dziewczynki obok mojego łóżka. Nie potrafię się nie uśmiechnąć kiedy Je widzę. Zerkam na Stefana. Jest trochę jakby spięty. I nie bardzo wiem o co Mu chodzi. Ach no tak... Dopiero wczoraj przenieśli Je na normalną salę. Uśmiecham się widząc Jego minę. 
- O porodzie dowiedziałeś się jako ostatni... - przypominam. - Ale poznasz Je jako pierwszy. - dodaję. - Stefan, to jest Amy, a to jest Kim. - mówię patrząc na Niego. Podchodzi do wózeczka i patrzy intensywnie na Nie. Ma tak zabawną minę, że nie mogę się nie zaśmiać. 
- Są... identyczne. - mówi z jękiem. - Jak Ty Je rozpoznajesz? - pyta patrząc to na jedną to na drugą.
- Amy ma pieprzyk nad ustami. - mówię. Na Jego czole pojawia się zmarszczka.
- Rzeczywiście... - przyznaje zapatrzony. No i uśmiecha się tak jak tylko On potrafi. Szeroko, wesoło i ukazując wszystkie swoje ząbki. Jak stary dobry Kraft. - Ale są śliczne... - mówi rozmarzony. - O rany... - nagle zmienia minę. Jest przestraszony.
- Co jest? - pytam zdezorientowana.
- Amy na mnie patrzy. - mówi. I tak zabawnie przełyka ślinę. - Maggie co ja mama zrobić? 
- Uśmiechnij się i mi Ją podaj. - mówię.
- Że co?! - patrzy spanikowany.
- Podaj mi Ją. Muszę Ją nakarmić. Są głodne. - wyjaśniam spokojnie i z wyraźnym rozbawieniem. W tym momencie do sali wchodzi Michael. Podchodzi do wózeczka i całuje dziewczynki w Ich malutkie rączki po czym wita się ze Stefanem. Patrzy na Niego dziwnie. No cóż... Nie ma się co dziwić. Stefan stoi jak wryty w podłogę i patrzy na mnie niedowierzając w moje słowa. - Stefan? Dobrze się czujesz? - pytam.
- yyy... Michael przyszedł to może Ci podać Amy prawda Michi? - pyta blondyna z nadzieją w oczach. Ten już wie o co chodzi więc tylko się uśmiecha.
- Nie chcesz wziąć na ręce swojej chrześnicy? - pyta Go udając powagę.
- Mojej... - zacina się. Ma troszkę opóźniony zapłon. - Serio? - pyta ucieszony.
- Jeśli się zgodzisz. - dodaję.
- Jasne że tak! - cieszy się jak dziecko lizakiem. 
- No. To mi Ją podaj. - kontynuuję. I znowu mina Mu rzednie. Boże...
Co za strachliwy typ...
- Ale... ja nie wiem jak. - mówi patrząc z przerażeniem na małą. 
- Podłóż tą dłoń pod Jej główkę a drugą pod plecki i podnieś Stefan. - instruuje Go Michael. Z obawą ale robi to. I znowu się szczerzy. 
- Haha udało mi się. - jest taki głupiutki... - O Jezuniu... ale Ona się ślicznie uśmiecha... - mówi rozanielony. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenia z Michaelem. Stefan się właśnie zakochał. 
- Stefan... daj mi Ją nakarmić - powtarzam. - Możesz w tym czasie ponosić Kim. - dodaję. Brunet delikatnie przekazuje mi małą ale nie odwraca od Niej wzroku. Ale Jego zachwyt nie trwa długo. 
Hahahahahaha
Nie śmiej się. Może się krępuje?
Widzi twoją pierś. A obok Niego stoi Twój facet. Krępuje to mało powiedziane. Hahaha jest przerażony i płonie rumieńcem.
- To może ja wyjdę... - mówi nie patrząc na mnie tylko na Michiego.
- Czemu? - pytam. Amy kładzie swoją ciepłą rączkę na mojej piersi. Od razu uśmiech wkrada się na moje usta. To takie przyjemne ciepełko...
- Wiesz co... właśnie sobie przypomniałem, że umówiłem się z Marisą pod kinem... Muszę uciekać ale wpadnę jutro. - mówi i udaje się do drzwi. Nie mogę przestać się śmiać. - Codziennie karmisz je o tej samej porze? - pyta jeszcze zanim wyjdzie.
- Tak Stefan. - odpowiadam próbując nie parsknąć śmiechem.
- Ok. Paaaa! - mówi i znika za drzwiami.
- Uciekł. - stwierdza Michael ze zdziwieniem.
Cóż za geniusz dedukcji...
- Powinieneś porozmawiać z Morgim. - mówię patrząc ciągle na Amy.
- Jeśli wytrzeźwieje to może to zrobię. - odpowiada biorąc Kim na ręce. I znów zapada cisza. Jak przez ostatnie dwa tygodnie. Rozmowy na temat Thomasa albo Karola. Nic więcej. 
Bo jak gadacie o Karolu to zaczyna się kłótnia. Zmiana tematu wtedy jest lekko mówiąc... dziwna.
Bo jest uparty jak osioł.
A Ty jak dwa.
Nie rozumiesz mojego punktu widzenia. Boję się.
Jesteś egoistką. Cholerną egoistką.
Przecież myślę o Nich wszystkich!
Tak? To popatrz na tą małą istotkę w Twoich rękach i powiedz z czystym sumieniem, że jest bezpieczna. Że nic Jej nie grozi kiedy Karol jest wolny...


***

Męczy się.
Dziwisz się? Codziennie bombardujesz Ją tylko i wyłącznie tematem Karola i rozprawy. Woli nie rozmawiać w ogóle jeśli ma znowu wysłuchiwać tego wszystkiego. 
Chcę dobrze.
Nie wychodzi Hayboeck. Myślisz, że wpędzanie Jej w poczucie winy Matyldą i dziewczynkami sprawi, że będzie szczęśliwa?
Chcę żeby były bezpieczne.
- Nie chcę żebyś wciągał Stefana w Nasze sprawy. - mówi w pewnym momencie.
Słyszysz? Brawo! 
Patrzę na Nią uważnie ale nie odwraca wzroku od Amy. 
- Miałem nadzieję, że...
- Że mnie przekona do zeznawania tak? - teraz patrzy na mnie. Jest wściekła. - Nie życzę sobie żeby ktokolwiek więcej wiedział o mojej teczce, o dowodach, o tym, że złożyliście zawiadomienie na policję. To tylko i wyłącznie moja sprawa Michael i nie masz prawa decydować komu możesz o niej powiedzieć.
- Stefan i tak wiedział o wszystkim.
- Nie wiedział, że jest możliwy proces, że jest ktoś taki jak Matylda. 
- Ale teraz wie i On też sądzi, że to jest dla nas szansa na uwolnienie się od Karola.
- Czym Go zmusiłeś do straszenia mnie? - pyta. Ma złość w oczach. Gdyby nie to, że Amy zasnęła przy karmieniu pewnie by krzyczała. Odkłada małą do wózeczka a ja podaję Jej Kim. Siadam na krześle obok łóżka i poprawiam kocyk w wózeczku. - Stefan jest najbardziej miłym i sympatycznym człowiekiem jaki chodzi po Ziemi więc sam nie wpadłby na to, żeby mnie straszyć i dobić wykorzystując do tego dziewczynki. 
- Julia...
- To był cios poniżej pasa Michael. - mówi ostro. I co mogę zrobić? Mogę jedynie westchnąć nad Jej uporem i przetrzeć oczy dłońmi. Jak do Niej dotrzeć? Ani prośbą ani groźbą się nie da. Obie próby spełzły na niczym. A czasu coraz mniej. - Gdzie ukrywacie Matyldę? - pyta. Jest poważna. I zmartwiona. 
Dziwisz się? To jedyna pozytywna osoba w Jej poprzednim życiu.
- Jest z Matthiasem. 
- Nie pytam z kim tylko gdzie. - mówi zniecierpliwiona. - Jeśli mam zeznawać musisz mi powiedzieć gdzie jest Matylda. - dodaje. 
Czekaj... co Ona powiedziała?
- Będziesz zeznawać? - pytam dla upewnienia.
- Gdzie jest Matylda? - powtarza pytanie.
To Jej się nie spodoba.
Co Ty nie powiesz...
- Nie mogliśmy Jej ukryć ani u Matthiasa ani w Innsbrucku ani u Nas w Hallein. - mówię spokojnie. Tylko jak to Jej powiedzieć tak, żeby nie zaczęła we mnie rzucać wszystkim co Jej w ręce wpadnie? - Pamiętaj, że wszystko co robiłem, robiłem tylko i wyłącznie dla Twojego dobra.
- Michael? - przerywa mi na moment. - Odłóż Kim do wózka. - mówi podając mi małą. Robię to o co prosi. Zapina bluzkę i patrzy na mnie poważnie. - Gdzie jest Matylda? - pyta ponownie.
Raz kozie wio!
- Matylda i Matthias mieszkają tymczasowo... 
No dawaj!
- Mieszkają tymczasowo... - powtarza.
- W Klagenfurcie. - oznajmiam. Mruga przez chwilę i ciągle mi się przygląda. Jakby przetwarzała tą informację dość dokładnie.
Wiesz, że sam Klagenfurt nic Jej nie mówi i musisz coś dodać?
Wiem. Będzie wściekła.
- A co takiego jest w Klagenfurcie, że Karol nie będzie Ich tam szukał? - pyta.
Zadaje dobre pytania.
Jest dużo bystrzejsza od Ciebie.
- Powinnaś zapytać kto tam jest. - mówię. 
- Więc?
- Pamiętaj, że dziewczynki dopiero co zasnęły. 
- Michael, z kim mieszka Matylda i Matthias?
- Ze Stefanem i Ellą. - oznajmiam. Szok na Jej twarzy jest ogromny. Szok i coś czego nie potrafię określić. 
Myślisz, że jest wściekła?
Jestem tego pewien. Nic nie mówi. Tylko patrzy. Ta cisza mnie dobija.
- Jak tylko wyjdę ze szpitala pójdę na policję i złożę zeznania. - mówi spokojnie.
Eeee... Ok. Zgubiłem wątek. Czy Ona właśnie zgodziła się na proces?
- I nie jesteś zła?
- Mam być zła, bo? - pyta ale nie pozwala mi odpowiedzieć. - Dla Mojego dobra odstawiłeś wszystkie złe wspomnienia i uczucia na bok i poprosiłeś brata o pomoc. Brata, któremu nie potrafisz wybaczyć i kobiety, która zrobiła z Ciebie wrak człowieka... - kontynuuje. - Nikt nigdy nie poświęcił się dla mnie tak jak Ty w tym momencie. I nie wiem jak mam Ci za to dziękować Michael.
- Daj sobie pomóc. Niczego więcej nie chcę. - mówię biorąc Jej dłoń w swoją. 
Jednak istnieją rzeczy, które mogą mnie zaskoczyć. Np Twoja przyszła żona. Będziesz miał ciekawe życie chłopie.
Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.
- Obiecaj mi coś Michael. - mówi poważnie. - Jak wszystko się skończy, Matylda zamieszka z Nami.
- Widziałem jak bardzo pomaga Elli i Stefanowi. Nie ma mowy, żebym Ją Im zostawił. - mówię pewnie. Uśmiecha się. Wesoło. Tak jak przy Stefanie. A to coś nowego. I przyjemnego. W końcu dzięki mnie. I tak ma być już zawsze. Bo to jedno z tych uczuć, które będąc silne nie są podłe...


**********~*~**********
Po pierwsze: przepraszam za takie opóźnienie.
Po drugie: dziękuję za wyrozumiałość i cierpliwość zwłaszcza Cichej i Alex :*
Po trzecie: rozdział przejściowy. Następny będzie dużo lepszy. Obiecuję :)
Co do muzyki: moja murzynka (źle to brzmi więc będę pisać M.), moja M. zabrała mnie w sobotę na koncert Halli. Dziewczyna ma talent, super gra na gitarze, ma taki charakterystyczny styl podkręcania niektórych dźwięków - taki islandzki - i poza tym, jest mega sympatyczna. Jeszcze nie jest gwiazdą ale kiedyś na pewno będzie. I co najważniejsze - uwielbia rozmawiać ze swoimi słuchaczami.
A teraz czas zamówić pizzę i razem z moim N. (mąż M.) przygotować szaliki Bayernu :D
Wyczuwam wysyp bramek :D
Buziole Dzióbaski :*

P.S.: Jeśli ktoś chciałby coś wiedzieć o mnie, o rozdziale, historii lub kolejnych rozdziałach specjalnie dla Was założyłam coś tak magicznego i mi obcego jak "Ask", więc jeśli coś to odpowiem :)
[Nawet na najbardziej nietypowe pytania ;)]