sobota, 31 stycznia 2015

26. Jula, może czas posłuchać serca?


Inspiracja: 
Coldplay - Fix You




SZPITAL W SALZBURGU...

- Co z dziećmi? - pytam lekarza, który właśnie wyszedł z sali. Patrzy na mnie poważnie i bierze głęboki oddech.
- Niestety... - zaczyna, a Mi krew odpływa z głowy. Że co? - Niestety istnieje duże ryzyko, że dzieci urodzą się dużo wcześniej niż powinny. - mówi poważnie. 
- Co to znaczy? Coś jest nie tak? Ja nic nie rozumiem. - jęczę ze zdenerwowania.
- Michi spokojnie... - po plecach klepie mnie Stefan, który przyjechał tu za Nami. 
- Pani Julia przeżyła ostatnio dużo stresu z tego co mówiła... - zaczyna. - I to nie wpłynęło zbyt dobrze na ciążę. Dzieci odczuwają stres matki dwa razy silniej niż Ona sama. I dzisiaj powiedziały "dość". Na szczęście zdołaliśmy zatrzymać akcję porodową i sytuacja jest w miarę opanowana ale nie możemy zagwarantować, że ciąża będzie donoszona do odpowiedniego terminu. 
- Przecież to za wcześnie! - burzę się.
- Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. - odpowiada lekarz. - Dlatego będziemy robili wszystko aby utrzymać ciążę co najmniej jeszcze przez miesiąc. 27 tydzień to stanowczo za wcześnie na przyjście na świat. Zwłaszcza, że mamy do czynienia z bliźniętami. - dodaje.
- Co to oznacza? - teraz odzywa się Matthias.
- Przez najbliższy miesiąc Pani Julia zostaje u Nas na oddziale. Podpisała już zgodę na leczenia farmakologiczne i...
- Leki nie zaszkodzą dzieciom? - wtrącam zaniepokojony. Lekarz uśmiecha się lekko.
- Czyli to Pan jest ojcem... - jaki spostrzegawczy... - Wiemy co robić. Teraz Pani Julia potrzebuje dużo spokoju i nie należy Jej dostarczać więcej silnych wrażeń. Trzeba dać Jej dużo ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Żeby czuła, że nie jest sama i że ma na kogo liczyć. Należy Ją wspierać, bo czeka Ją trudne zadanie. Leżenie w łóżku przez miesiąc nie jest wbrew pozorom takie proste. Chociaż... - przez moment się zastanawia po czym uśmiecha się ponownie. - Widząc Jej reakcję na wiadomość o płci dzieci jestem pewien, że choćby miała leżeć przez kolejne pół roku dla Ich dobra to zrobiłaby to. Przepraszam ale mam innych pacjentów... - mówi i odchodzi. 
No uspokój się, jest stabilnie. Jest ok.
Nic nie jest ok! 
- Michi... Będzie dobrze. - pociesza mnie Stefan. Zerkam na Jego dziewczynę. Czuje się nieswojo, chyba nie bardzo orientuje się w relacji jaka łączy Stefana i Julkę. 
- Jula jest silna, da radę. - dodaje Matt. - Musisz tylko teraz przy Niej być. - mówi poważnie.
- Idź do Niej. - mówi w końcu Stefan. Patrzę na Niego. Wpatruje się w szybę, za którą leży brunetka. Widzę, że ma wielką ochotę do Niej pójść. W końcu wraca wzrokiem do mnie. - Odwiedzimy Ją jutro. Ostrzeż Ją, że zrobimy Jej nalot z chłopakami. I jeżeli nie rodzi to wracamy na imprezkę wypić za Ich zdrowie. - dodaje z uśmiechem. Kiwam głową, a Stefan biorąc za rękę Marisę wychodzi.
- Ja też wpadnę jutro. Musze jeszcze z kimś pogadać. - mówi poważnie brunet patrząc w szybę.
- Nie rób głupot Matt. On tylko czeka aż któryś z Nas coś głupiego zrobi. - dodaję. Odwraca się w moją stronę i patrzy poważnie. 
- Wiesz co On Jej robił kiedy byli razem? - pyta. W oczach ma wściekłość. Kiwam głową i zaciskam dłonie w pięści. - Rok próbowałem wyciągnąć Ją z tego toksycznego związku. Każdy jeden siniak jaki pojawiał się na Jej ciele powodował, że miałem ochotę Ją wywieź gdzieś gdzie Jej nie znajdzie...
- Dlaczego tego nie zrobiłeś? - pytam. Gdyby to zrobił nie przeżywałaby takiego koszmaru.
I nie spotkałaby Ciebie...
- Wykrzyczała mi w twarz, że mnie nienawidzi. Że chcę zniszczyć Jej miłość, bo nie mogę znieść myśli, że mnie zostawiła dla Niego... I zniknęła razem z Nim. - przerywa na chwilę. - Gdybym wtedy coś Mu zrobił... to tak jakby zrobił to Jej. Była tak w Niego wpatrzona... Ale teraz... - przerywa i wraca wzrokiem do brunetki. - Jej ulubione kwiaty to słoneczniki Michael. - dodaje. - Do zobaczenia jutro. - mówi i odchodzi. I z jednej strony boję się tego co może zrobić ale z drugiej bardzo chcę żeby to zrobił. Ktoś powinien raz a porządnie wbić do głowy temu idiocie, że nie jest nieosiągalny, że nie jest bezkarny. Nawet jeśli to miałby być samosąd...

***

- Proszę! - wołam kiedy ktoś puka do drzwi od sali. Po chwili w drzwiach pojawia się blondyn z wyraźnie zmartwioną miną. On na prawdę bardzo pokochał te dzieci...
Chyba nie tylko dzieci...
Przestań.
- Mogę? - pyta.
- Jasne. - mówię i lekko się uśmiecham. Delikatnie unoszę się na łóżku żeby móc choć trochę usiąść. Robię to powoli i bardzo uważnie. Natychmiast pomaga mi z poduszką za plecami i poprawia bladozieloną kołdrę, która okrywa moje nogi i brzuch. - Dzięki. - uśmiecham się lekko. On również. Siada na krzesełku zaraz obok łóżka i patrzy na mnie jakby się bał cokolwiek powiedzieć. Więc ja też milczę. Dam Mu czas... Jest zestresowany, widać to gołym okiem. Ma lekko potargane włosy od ciągłego nerwowego przeczesywania ich dłonią i brakuje Mu krawata, który dodawał Mu bardzo dużo klasy i seksapilu. Jego oczy są trochę rozbiegane. Widać, że nad czymś się zastanawia. W końcu nie wytrzymuje tej ciszy.
- Przepraszam... - mówi.
- Za co? - pyta zdziwiona.
- To przeze mnie tu wylądowałaś. 
- Słucham? - nadal się dziwię skąd doszedł do takiego wniosku. - Michael o czym Ty mówisz?
- Najpierw ta cała sytuacja w moim rodzinnym domu, potem wyjazd do Arabii a teraz ten bal... Zabrałem Cię tam choć wcale tego nie chciałaś, mimo, że wiedziałem, że może tam być Karol... - mówi. - Miałem Cię pilnować i przed Nim chronić a zamiast tego zachowywałem się jak kompletny idiota mając ciągłe o coś pretensje. Dawałem Ci nakazy i zakazy jakbyś była moją własnością... Zachowywałem się jak... jak Karol. - przyznaje. Moje oczy robią się chyba wielkości monet ze zdziwienia. 
- Michi ja ani raz, rozumiesz? Ani raz nie pomyślałam o tej sytuacji w ten sposób. - mówię spokojnie i ściskam Jego dłoń. - Ciesze się, że poznałam Twoją rodzinę, że tak ciepło mnie przyjęli, że wpuściłeś mnie do swojego świata... Ciesze się też, że byłeś ze mną w Arabii, bo w ten sposób ja mogłam wpuścić Ciebie do swojego... A ten bal... Widziałam jak błyszczały Ci oczy kiedy mówiłeś o dzieciach. - uśmiecham się. Patrzy na mnie uważnie. Przez chwilę nic nie mówi. - Karol nie potrafiłby tak kochać nikogo oprócz siebie. A Ty kochasz nasze dzieci w tak piękny sposób... I nawet Twoje zakazy czy nakazy nie powodują, że widzę w Tobie Karola. I to ja powinnam Cię przeprosić, że porównałam Cię do Niego w domu... - mówię szczerze. I znowu zapada cisza.
- Czyli... nie nienawidzisz mnie? - pyta.
- Irytujesz mnie, denerwujesz i często mam Cię po kokardę ale... 
Ale Kocham Cię Michael!
- Ale? - dopytuje. I patrzy tymi swoimi pięknymi oczami na mnie. Bardzo intensywnie. Jakby chciał wydobyć ze mnie najgłębsze myśli i uczucia. Jakby chciał żebym wszystko wyciągnęła na wierzch.
- Ale nie wyobrażam sobie teraz życia, w którym Cię nie ma. - mówię. Mam ochotę zapaść się pod ziemię kiedy uświadamiam sobie co właśnie powiedziałam. 
Powiedz już wszystko!
To jest wszystko!
Julia!
I nagle następuje zmiana tematu.
- Stefan tu był. Matt też. Wpadną jutro z chłopakami. Pojechali wypić Twoje zdrowie. - mówi. Dopiero po chwili dodaje... - Kochasz Go jeszcze? - pyta. Jest cholernie poważny. 
- Zamieniłam moją miłość w nienawiść. - cytuję słowa jakie powiedział mi kiedy byliśmy u Jego rodziców. I wtedy robi coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Tak po prostu wychodzi. Wychodzi nie mówiąc ani słowa. I cholernie mnie to niepokoi, bo nie wiem co kryje się w Jego głowie. W ogóle nie wiem co mogę o tym wszystkim myśleć. On jest tak cholernie nieprzewidywalny i skryty, że boję się, że nigdy nie uda mi się Go odkryć.
A chcesz Go odkryć?
...
Jula, może czas posłuchać serca?
My się w ogóle nie znamy.
Więc pozwól Mu się poznać!
Jestem zmęczona... Mogę jedynie zasnąć zastanawiając się czy jeszcze w ogóle Go zobaczę...
    
   Noc mija spokojnie, aż nadto spokojnie. Ale to dobrze. Teraz nie trzeba Nam zbytnich emocji, nerwów i nieoczekiwanych zwrotów akcji jak w filmie sensacyjnym. 
- Oooooo ale czad! - szczerzy się Schlieri kiedy czuje jak maluchy kopią mój brzuch. Każdy chciał sprawdzić jak to jest. I każdego reakcja była inna. Stefan znał już to uczucie więc tylko się ciepło uśmiechał. Didl był tak skrepowany, że kiedy tylko poczuł pierwsze kopnięcie zalał się rumieńcem i poszedł po kawę. Manu natomiast był skupiony i miał zamknięte oczy, a kiedy poczuł kopniaki uśmiechał się tak błogo, że nawet Marisa się z Niego śmiała. Stefan co chwilę na Nią patrzył. Widać jak cholernie się zakochał. I cieszy mnie to, bo dziewczyna choć bardzo nieśmiała to jest przesympatyczna. I bije od Niej taka wesołość jak od Niego. Takie dwie iskierki... - Sandy kiedy My sobie takie zrobimy? - pyta szczerząc się do blondynki. 
- Jak dorośniesz. - wystawia Mu język i śmieje się wesoło.
- A jak Ty się w ogóle czujesz teraz? - pyta Sabrina.
- Jak bomba zegarowa. - przyznaję. - Unieruchomiona w betonie. Ale jeśli chcę żeby wszystko było z Nimi dobrze to muszę być cierpliwa i nie ma zmiłuj. - mówię.
- Kristina też miała problemy jak była już pod koniec ciąży z Lily. - wspomina Morgi z uśmiechem. - Do dziś pamiętam jak latałem do szpitala z dodatkowymi obiadkami. Strasznie dużo jadła. I ciągle jęczała, że chce żeby już z Niej małą wyjęli - śmieje się wspominając ten okres swojego życia. - To czekanie na Jej przyjście na świat to chyba najpiękniejszy czas w moim życiu. - dodaje. Widzę jak Sabrina nie czuje się z tym zbyt dobrze. I nie dziwię się Jej. Jest tą drugą. A Kristina zawsze będzie matką Jego córki. Kimś cholernie ważnym dla Niego i ciągle gdzieś w Jego życiu obecnym... W tym momencie blondyn daje Jej całusa w policzek. Takiego słodkiego. Jak zakochany nastolatek. I to jest takie urocze i piękne, że dzień staje się lepszy. - Mam nadzieję, że kiedyś przeżyję coś takiego jeszcze raz. - mówi ciszej ale wyraźnie to słyszę. I patrzy na Nią z taką miłością w oczach... To życie jednak jest tak cholernie dziwne i poplątane... Jedne trwałe więzi muszą się rozpaść, żeby powstały nowe jeszcze trwalsze... 
- Ile musisz tu leżeć? - pyta Sandra.
- Co najmniej miesiąc. Ale najlepiej by było, żebym się nie ruszała jak najdłużej. Im dłużej są w środku tym lepiej. Teraz są stanowczo za małe. - mówię głaszcząc brzuch. - Wiecie może co z Matthiasem? Wrócił do Afritz? - pytam. Stefan sobie coś przypomina i wyciąga kopertę z kieszeni. Podaje mi Ją.
- Prosił żeby Ci to przekazać i mocno ucałować. - szczerzy się ale widząc wzrok Jego dziewczyny posyłam Mu mordercze spojrzenie. Puszcza mi tylko oko. - Wczoraj lekarz Nam powiedział, że znasz już płeć. - mówi nagle i patrzy na mnie wyczekująco. Reszta też.
- Nie powiem Wam. - odpowiadam rozbawiona Ich reakcją. 
- Ej! - burzy się Didl. 
- Dowiecie się jak urodzę. 
- Ale My musimy wiedzieć wcześniej z jednej prostej przyczyny. - oznajmia nagle Schlieri. - Zrobiliśmy zakłady. 
- Słucham? - dziwię się.
- Postawiliśmy sporo kasy. - dodaje Manu. - Powiedz, że to dziewczynki i że nie straciłem tej stówy. - dodaje błagalnie.
- Postawiłeś stówę?! - nie wierzę.
- Ja stawiałem dwie na chłopców. - wzrusza ramionami Stefan.
- Ja dwie na parkę. - dodaje Schlieri. - A mi zakłady zawsze siadają. - dodaje zadowolony.
- Jesteście nienormalni. - śmieję się. Ich wizyta bardzo poprawiła mi nastrój. I praktycznie zapomniałam o nietypowym zachowaniu Michaela.
- Też Im to mówiłem. - dodaje Morgi. 
- A potem postawił trzy stówy na parkę. - dodaje z rozbawieniem Stefan. Kręcę głową z niedowierzaniem.
- Obiecuję, że Wam powiem kto utopił ale pozwólcie mi najpierw powiadomić o tym Michaela. - mówię poważniejąc.
- Michi jeszcze nie wie? - dziwi się Stefan.
- Nie. - ucinam krótko. Do sali wchodzi położna i groźnie patrzy na grupkę ludzi otaczających moje łóżko.
- Miało być po kolei, dwójkami, miał być spokój, miało być po kilka minut. - wylicza. Chłopcy wywracają oczami. - Przysięgam, że jak zobaczę Was jeszcze kiedyś tutaj wszystkich na raz to wyproszę z oddziału a teraz bez zająknięcia proszę pożegnać się z pacjentką i wynocha do domu. - rozkazuje stanowczo. Wszyscy się śmieją i po kolei żegnają ze mną całusami. Po Ich wyjściu staje się tak cicho i pusto, że trochę mnie to przygnębia. Położna wypytuje mnie o stan zdrowia i uśmiechając się ciepło wychodzi z pokoju. W końcu mam czas na przeczytanie tego co chciał mi przekazać Matt. Wyciągam list z koperty i czytam uważnie...

"Julka,
przepraszam, że nie odwiedziłem Cie w szpitalu ale wiem, że masz tam dobrą opiekę i solidne wsparcie.
Muszę coś załatwić.
Bardzo pilnego.
Obiecuję, że kiedy tylko się z tym uporam to wpadnę trochę Cię pomęczyć swoimi słabymi żartami.
Zawsze je lubiłaś i jako jedyna się z nich śmiałaś.
Wiem, że udawałaś.
Ale za to właśnie Cię tak bardzo kochałem.
Mam do Ciebie jedna prośbę...
Jeśli nadarzy się okazja do tego, żebyś była na prawdę szczęśliwa...
nie bój się. Wykorzystaj ją.

Matthias."

Czytam list ponownie i coś mi mówi, że coś jest nie tak. Że powinnam się martwić. Tylko o co? Matt zawsze był odpowiedzialny, był realistą i zawsze dwa razy myślał zanim coś zrobił. Nie mógł się w nic głupiego wpakować. Jest zbyt porządny. Więc dlaczego mam przeczucie, że stanie się coś niedobrego? Nie wiem. Zamykam oczy. Jest po 19.00 ale bardzo chce mi się spać. Po chwili odpływam... Śni mi się biel. Wszędzie biel. Białe ściany, biała podłoga i ja w bieli. Mam na sobie coś wyglądającego jak koszula nocna. I biegnę przed siebie, uciekam przed czymś. Bo biel za mną staje się czerwona. A ja biegnę i nie mogę biec szybciej. Czuję jak moje nogi stają się ciężkie. Jak coś je chwyta a ja upadam i nie potrafię się podnieść... I budzę się nagle. Światło jest zgaszone ale wokół panuje półmrok. Podnoszę się lekko na rękach i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Wszędzie ogromne bukiety słoneczników, a na każdej możliwej półce maleńkie zapachowe świeczki... Pachnie wiosną, która jest za oknem, a która powoli, leniwie zamienia się w lato... Ale nie ten zapach przyprawia mnie o lekkie drżenie, nie widok mnóstwa moich ulubionych kwiatów tylko blondyn stojący w drzwiach. Wpatruje się w swoje dłonie, a raczej w to co w nich trzyma. W małe bordowe, sześcienne pudełko, które obraca w każdą możliwą stronę. Przełykam głośno ślinę bo nie wiem, znów nie wiem czego się spodziewać. W tym momencie podnosi wzrok i przestaje bawić się pudełkiem. Patrzy tak intensywnie jak jeszcze nigdy. A zieleń Jego oczu miesza się z błękitem w tak piękny sposób, że nie mogę oderwać od nich oczu... 
- Pamiętasz naszą rozmowę nad jeziorem? - pyta cicho ale wyraźnie. Jego głos lekko drży. Jest wyraźnie zdenerwowany. I nie wiem co się stało. Albo co się dzieje. Kiwam głową. - "Każdego dnia po powrocie tutaj zastanawiałem się czy to co Ci powiedziałem wtedy w Rijadzie było spowodowane tylko i wyłącznie chęcią ukojenia Twojego bólu." - cytuje słowa, które tak dobrze zapamiętałam, a do których odpowiedzi tak bardzo się bałam. Dlaczego? Bo gdybym usłyszała, że kłamał zabolałoby. Ale co byłoby gdyby powiedział, że to prawda? I czuję niepokój, a to cholernie podłe uczucie... - To był moment... - robi pauzę. - To był jedyny moment, w którym byłem z Tobą do końca szczery. - mówi. Zapominam o oddychaniu. A mi nie wolno! - Oboje mamy rozwalone serca Julka... - kontynuuje podchodząc do mnie powoli. Zatrzymuje się obok łóżka i tak po prostu klęka otwierając pudełko. I znów na mnie patrzy intensywnie. - Ale czuję, że oboje możemy naprawić siebie na wzajem. - dodaje. - Pozwól Nam na to i wyjdź za mnie...

**********~*~**********
Jest :)
Mam nadzieję, że się podobał i że choć trochę wynagrodził Wasze czekanie :*
Jak oceniacie ten pośpiech Michiego?
Co powie i zrobi Julka?
Wasze typy?
Buziole :*
Kolejny w poniedziałek :)

czwartek, 29 stycznia 2015

25. To z zazdrości...


SALZBURG...

Jestem zdezorientowany. 
To mało powiedziane.
Jestem w szoku. 
Już bliżej prawdy. Ale ja też.
Skąd Oni się znają? Patrzę i nie mogę uwierzyć, że Julia, MOJA Julia, tonie teraz w objęciach Matthiasa Mayera. 
- A więc tego Matthiasa miała na myśli... - nagle ni stąd ni zowąd obok mnie pojawia się Stefan. Obok Niego stoi drobna blondynka, która mogłaby grać w reklamie Blend-a-med. Zaraz zaraz...
- O czym Ty mówisz? - pytam. Uśmiecha się pogodnie.
- Pamiętasz jak Julka mówiła o straconym przyjacielu? Przez własną głupotę? - pyta. Kiwam głową. - Teraz już wiesz kim On był. - wzrusza ramionami i przytula blondynkę. A ja dalej nie mogę uwierzyć w to co widzę. A widzę jak na siebie teraz patrzą. Z lekkim niedowierzaniem, ze szczęściem wypisanym na twarzy, z tęsknotą w oczach... Jakby nie byli jedynie przyjaciółmi a kimś więcej. I to mnie drażni. Kłuje prosto między żebra. Mam ochotę Ich od siebie odkleić ale jak? Na szczęście sytuację ratuje Morgi.
- No to teraz oświećcie nas skąd się znacie? - pyta kiedy do stolika równie zdziwieni podchodzą pozostali. 
- Z Afritz. - odpowiada brunetka ciągle wpatrując się w bruneta. Może by chociaż spojrzała na kogoś innego?
- A długo się znacie? - pyta Schlieri. Tak właściwie to On najdłużej się zna z Mayerem. Często razem się gdzieś spotykają. Thomas z resztą też się z Nim trzyma. Więc dziwi mnie, że nie wiedzieli o Ich znajomości. 
A niby skąd mieli wiedzieć?
- Praktycznie od dziecka. - odpowiada brunet. Teraz uważnie przypatruje się Julii. Zatrzymuje swój wzrok na Jej brzuchu i uśmiecha się blado. - Dużo się u Ciebie pozmieniało... - zauważa. Ohoho bystrzacha...
- Jest tyle rzeczy, o których chciałabym Ci opowiedzieć Matti... - mówi z jakby tęsknotą i smutkiem. - Nawet nie wiesz jak cholernie mi Cię brakowało. - dodaje i znowu się do Niego przytula. Jedyne co mogę usłyszeć, bo tak cicho mówi Jej do ucha to "powiedz, że wszystko jest dobrze i że jesteś szczęśliwa...". A potem Julia patrzy na Niego z delikatnym uśmiechem i kiwa głową. 
Uff... czyli nie jest przy Tobie nieszczęśliwa. To już coś.
Dla mnie zbyt mało.
Na scenie pojawia się dziennikarz sportowy.
- Chyba powinniśmy usiąść. - zauważa Morgi i odsuwa krzesło Sabrinie.
- 3 godziny nudy czas zacząć. - stwierdza Manu i siada przy stoliku biorąc do ust coś w stylu paluszka. 
- Karol tu jest. - słyszę jak brunet mówi z niepokojem do Julii. Patrzy na Niego z obawą w oczach. 
- Widziałeś Go? - pyta.
- Siedzi zaraz obok prezesa związku narciarskiego. Wygląda poważniej niż zwykle. - mówi. - Nie martw się, drugi raz Mu Cię nie oddam. - mówi i całuje Ją w czoło czule obejmując. Że co przepraszam?! Muszę wyglądać jakbym chciał coś rozwalić, bo Morgi mnie lekko trąca i kręci głową. Teraz i brunet na mnie patrzy. Uśmiecha się lekko i wystawia dłoń. - Cześć Michael. Miło Cię widzieć. - mówi. Tak, znamy się. Poznaliśmy się w Sochi. 
- Witaj. - mówię krotko. - Julka... - odsuwam krzesło. Mayer dopiero teraz jest zdziwiony. Ha! Ona jest moja. Patrzy zaskoczony na Julię.
- Mówiłam, że mam Ci dużo do opowiedzenia. - mówi z uśmiechem. On też się uśmiecha.
- Zamawiam sobie z Tobą taniec. - puszcza Jej oko i siada przy swoim stoliku. Na nieszczęście siedzi tak, że ma doskonały widok na Julkę. Brunetka siada na krześle a ja zaraz obok Niej i patrzę na Nią intensywnie. Co chwilę zerka w stronę bruneta. Zaraz postawię tam ścianę jeśli będzie trzeba...

***

Nie mogę w to uwierzyć. 
Dlaczego wcześniej nie wpadłaś na to, że tu będzie? Przecież zdobył złoto w Sochi!
Miałam głowę zajętą czymś zupełnie innym. Apropo czegoś innego... Czuję jak Michael ściska mnie delikatnie za dłoń. Odwracam wzrok w Jego stronę i widzę jaki jest spięty. Nie uśmiecha się tylko patrzy na mnie z wyrzutem. Więc pochylam się w Jego stronę.
- Opowiem Ci w domu. To długa historia. - mówię chcąc załagodzić sytuację.
- Stefanowi miałaś czas opowiedzieć. - zarzuca mi. Ma żal. Ech... i co teraz?
- Michael...
- Kim dla Ciebie był? - pyta.
- To mój jedyny i najlepszy przyjaciel. Karol postawił mi ultimatum i musiałam wybrać. - wyjaśniam krótko, bo słyszę pierwsze nuty muzyki wprowadzającej w nastrój galowy. Materiał filmowy mówiący o najlepszych sportowcach sezonu już pokazywany jest na telebimach.
- Tylko przyjaciel? - pyta. Patrzę na Niego zdziwiona. Nie wiem o co Mu chodzi.
Może to zauważył.
Co?
Że Matthias nie jest tylko przyjacielem.
- To mój jedyny prawdziwy przyjaciel jakiego kiedyś miałam. - powtarzam. Czuję jak zaciska dłoń w pięść. Nie rozumiem co się z Nim dzieje. - Zawsze byliśmy jak rodzeństwo. Nierozłączni. - mówię uspokajająco. Przez chwilę nic nie mówi. Patrzy tylko na mnie intensywnie.
- Jesteś tutaj ze mną. - mówi. Znowu się zaczyna. Marszczę brwi. Wzdycha. - Znowu zachowuję się jak buc? - pyta zrezygnowany.
- Zaczynasz. - potakuję. Patrzy mi prosto w oczy. Jest jakiś inny. 
- Przepraszam. - mówi. - To z zazdrości. - wyznaje cicho. Słucham?!
yyy... och.
Ale... jakiej zazdrości?! Patrzę na Niego z niedowierzaniem i lekkim szokiem na twarzy. Nie wiem co mam powiedzieć. 
- O czym Ty mówisz? - pytam cicho. Przerywa mi donośny głos prezentera i brawa wokół, które oznaczają, że ktoś właśnie dostał nagrodę. Michael chwilę patrzy na mnie ale potem odwraca się w kierunku sceny i skupia się na gali. Ja też muszę to zrobić. Bo i tak niczego więcej się nie dowiem. 
   Gala jest wyjątkowo długa i nudna. Kolejne nagrody zostają wręczane i sportowcy chyba myślą, że to Oskary, bo przemówienia są zbyt długie. A ja jestem zdenerwowana. I zniecierpliwiona. Najpierw spotkanie Matthiasa, potem wyznanie Michaela, a jeszcze gdzieś tutaj jest Karol. To nie na moje nerwy. Czuję dłoń Michaela na mojej dłoni. 
- Wszystko w porządku? - pyta mnie na ucho. Kiwam tylko głową. Nie wiem co myśleć. Jakbym spojrzała teraz w te Jego oczy pewnie mogłabym zrobić coś głupiego. A to nie jest Nam potrzebne. I tak zbyt wiele mamy sobie do wyjaśnienia...
- Nagrodę dla Zawodnika Sezonu Zimowego otrzymuje... Stefan Kraft! - na sali znów rozbrzmiewają brawa. Kiedy widzę zaskoczenie na twarzy Stefana sama się uśmiecham. Całuje swoją dziewczynę, która wygląda jak lalka z porcelany i idzie na scenę.
- Yyyy ok. Trochę mnie zaskoczyliście... - zaczyna lekko się jąkając. - Miałem wymyślone przemówienie, żeby pogratulować Michaelowi i wymusić na Nim jakąś flaszeczkę ale mój plan teraz legł w gruzach... - mówi. Po sali rozchodzi się śmiech. - Nie wiem czemu to ja to dostałem, bo wygranie Kryształowej Kuli jest trudniejsze niż wygranie jednego turnieju ale... dziękuję. Dziękuję wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu. Wszystkim trenerom, kolegom z kadry, rodzinie i mojej najlepszej przyjaciółce, która wspierała mnie choć była na innym kontynencie. - mówi i puszcza mi oko. Uśmiecham się wesoło. - Mam nadzieję, że za rok to Michi będzie tu stał, bo cholernie na to zasługuje. - mówi i schodzi ze sceny. Patrzę na blondyna. Jest uśmiechnięty i zadowolony. Nie widać żeby miał jakiś żal albo, żeby był zawiedziony decyzją jury. I chyba dlatego jestem z Niego dumna. Kiedy Stefan wraca Michael ściska Go po przyjacielsku mówiąc parę słów gratulacji i siada spowrotem obok mnie. Po kilku nagrodach część oficjalna kończy się, światła przygasają, a Dj puszcza muzykę. Na parkiecie od razu pojawia się mnóstwo ludzi. Michael odwraca się w moim kierunku gdy nagle Dj bierze mikrofon i ścisza muzykę.
- Pierwsza nuta i pierwsza dedykacja moi kochani! - mówi głośno. - Widać, że ktoś lubi klasykę gatunku z lekko podrasowaną ścieżką dźwiękową. - kontynuuje. - Dla mojej pierwszej, prawdziwej miłości! - mówi i po sali rozchodzi się mruk i cichy śmiech. I nagle w głośnikach słyszę te nuty... 
- Amelia... - mówię niedowierzając i zaczynam się śmiać. 
- Co? - Michael jest zdezorientowany. Jego oczy stają się ciemniejsze kiedy zaczyna rozumieć co się dzieje.
- Julka? - słyszę głos za sobą. Kręcę głową z uśmiechem i odwracam się w kierunku Matta. Stoi tam uśmiechnięty z wyciągniętą w moim kierunku dłonią. Nie zastanawiam się. To jest Nasza muzyka...

***

I tak po prostu z Nim idzie... 
- Pierwsza miłość... - słyszę Manuela. Mam ochotę Go zabić.
Manuela czy Matthiasa?
Obaj mnie denerwują.
- Wiedziałeś, że się spotykali? - pytam Stefana.
- Nie. - przyznaje. Sam jest lekko zaskoczony. Patrzy na mnie uważnie. Tak samo jak Thomas.
- Chyba czas się trochę wyluzować. - mówi klepiąc mnie po ramieniu i wstaje od stołu ciągnąc na parkiet Sabrinę. To samo robi Stefan i Schlieri.
- Ale trzeba przyznać, że gust muzyczny to On ma cholernie dobry. - mówi Manu. Gdybym mógł zabić wzrokiem... Patrzę na parkiet. Brunet delikatnie obejmuje Julię kładąc dłoń na Jej nagich plecach. Znowu mnie krew zalewa. Zaciskam dłoń w pięść kiedy przytula się do Niej. I z jakim On to uśmiechem robi! Nie usiedzę tu. Więc staję przy filarze i chowam ręce do kieszeni. Bo jak tego nie zrobię to walnę jakiegoś biedaka, który będzie przechodził obok mnie. A Ona tak na Niego patrzy... "Moja pierwsza miłość..." Wydaję cichy jęk. Na szczęście nikt tego nie słyszy. Bujają się w rytm muzyki. Jej sukienka wiruje wkoło. Wygląda perfekcyjnie. Pięknie. I tak cholernie seksownie. I jeszcze ta muzyka... Skąd ja to znam? Ach tak... Amelia... 

***

- Pamiętasz jak wykradłem Cię z bidula żebyś poszła ze mną na ten film? - pyta z uśmiechem. Sama się śmieję. Jak tego nie pamiętać?
- Wyskoczyliśmy przez okno z piętra. To dopiero była głupota. - kręcę głową. Przez chwile nic nie mówi tylko patrzy... - Miałam wtedy 10 lat. - przypominam. 
- A ja 12. - zauważa. - Nauczyłaś mnie jak powinienem całować dziewczyny, żeby traciły dla mnie głowę.
- I sama ją straciłam.
- Na 6 lat... - i znów milkniemy. Wtedy poznałam Karola. - Próbowałem się dowiedzieć co się z Tobą dzieje. I jedyne czego się dowiedziałem, to to, że za niego wychodzisz. - mówi poważniejąc.
- Uciekłam sprzed ołtarza. - wyznaję. Uśmiecha się.
- Nie dziwi mnie, że byłaś do tego zdolna. Zastanawiam się tylko co Cię to tego pchnęło. - mówi. 
- Przejrzałam na oczy. - mówię poważnie. Zieleń w Jego oczach staje się wyraźniejsza. - Kiedy uciekałam wpadłam na Michaela. Wracali z treningu. - mówię.
- Uciekająca Panna Młoda, to musiało być zabawne. - zauważa.
- Dlatego nazwali mnie Maggie. - wywracam oczami. Śmieje się chwilę. - Musimy się spotkać. Nie potrafię przekazać 5 lat życia w kilka minut.
- Wiem. 
- Chcę tylko wiedzieć jedno Matt... - mówię z nadzieją w głosie. Patrzy na mnie uważnie. - Wybaczysz mi? - pytam. Uśmiecha się delikatnie.
- Jesteś szczęśliwa? - pyta. 
- To bardzo duże słowo... Jestem bezpieczna i jest mi dobrze. - mówię.
- Więc wybaczam. - mówi. A mi się chce płakać. Bo cholernie tego potrzebowałam. Bo odzyskałam nadzieję. Patrzę w bok i widzę jak Stefan szaleje z Marisą, jak Gregor w końcu oderwał się od telefonu i teraz jedyną rzeczą w jaką się wpatruje jest Sandra, jak Morgi patrzy z miłością w oczach na Sabrinę... Tyle szczęścia wkoło. Nawet Didl i Manu szaleją na parkiecie. Jedyną postacią, która nie wydaje się być szczęśliwa jest stojący przy filarze blondyn. Patrzy na mnie, na Nas... Ma coś takiego we wzroku... - Michael jest wyraźnie zazdrosny. Chyba pora żebym Cię Mu oddał. - śmieje się Matt.
- Nie jesteśmy razem. - mówię. Brunet patrzy na mnie zaskoczony. Zaskoczyć Cie bardziej? - Bierze odpowiedzialność za mnie i nasze dzieci.
- Dzieci? - pyta. Uśmiecham się lekko.
- Bliźniaki. - mówię. Uśmiecha się jeszcze szerzej. - Apropo bliźniaków... Bawią się namiętnie moim pęcherzem więc muszę Cię przeprosić... - mówię i odchodzę w kierunku łazienek...

***

- Gratuluję. - mówi podchodząc do mnie. Ma szczery uśmiech ale kto Go tam wie?
- Gdzie poszła Julka? - pytam.
- Do łazienki. Maluchy nie dają Jej pęcherzowi spokoju. - odpowiada rozbawiony. Zamieram. - Wszystko gra Michi? - pyta.
- Karol tam przed chwilą szedł. - mówię i jak na znak obaj ruszamy w tamtym kierunku. Kiedy jesteśmy w łazienkach rozglądamy się w poszukiwaniu brunetki. Nigdzie Jej nie ma. Dopiero po chwili w rogu korytarza prowadzącego do wind dostrzegam blond czuprynę i faceta, który szarpie Julkę za rękę. Od razu tam podbiegamy. Matthias odciąga Karola od brunetki a ja Ja do siebie mocno przytulam. - Wszystko w porządku? Nic Ci nie jest? - pytam przestraszony widząc jak się trzęsie. Patrzy na mnie przerażona i kręci głową. W Jej oczach widzę łzy. Rękaw od Jej sukienki jest oberwany. Niezdarnie próbuje go poprawić ale to nic nie daje. Wściekłość aż ze mnie kipi. Słyszę jak Matt zaczyna się kłócić z blondynem...
- Skoro uciekła to znaczy, że nie chce mieć z Tobą nic wspólnego! 
- Czyje to dziecko?! - wrzeszczy rozwścieczony blondyn.
- Moje! - warczę odwracając się w Jego kierunku. Patrzy na mnie zaskoczony a potem przenosi wzrok na Julkę i śmieje się ironicznie.
- Jesteś zwykłą dziwką. - mówi. Brunet nie wytrzymuje i uderza Go w twarz. Z nosa zaczyna lać się krew.
- Powiedz to jeszcze raz a nie ręczę za siebie. - warczy brunet. Karol jedynie śmieje się ale nadal patrzy tylko i wyłącznie na Julię.
- I tak do mnie wrócisz... - mówi. - Nie potrafisz być z nikim innym. - kontynuuje. - A jak widać masz spory wybór nawet jak na taki wielki brzuch... Cóż... ta sukienka robi swoje... Chętnie bym Ją z Ciebie zdjął... Wiesz co potrafię... - nie kończy, bo tym razem to ja uderzam Go w twarz. Zatacza się ale nie upada. Patrzy wściekle na Nas wszystkich ale znów zatrzymuje wzrok na Julii... - Pożałujesz tego co zrobiłaś... - mówi i odchodzi. Odwracam się do Niej i patrzę jak z Jej oczu zaczynają lecieć łzy. Nie patrzy na mnie. Na Matta, który staje obok nas też nie. Patrzy w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał Karol. 
- Jula... Julka... Wszystko w porządku? - pytam widząc jak nagle blednie. Na Jej twarzy widzę wyraźny grymas a za moment chwyta się za brzuch i cicho jęczy. - Julka! - łapię Ją kiedy upada. Jest nieprzytomna. 
- Dzwonie po karetkę.. - mówi brunet i wybiega z korytarza w stronę podjazdu. Zostawia mnie samego z Julią na rękach. I nie wiem co zrobić. Tak cholernie się boję, bo wiem, że to wszystko dzieje się przeze mnie... A to cholernie podłe uczucie...



**********~*~**********
Proszę bardzo :)
Kolejny w sobotę :)
Trzymamy teraz kciuki za Naszych piłkarzy ręcznych!
I za skoczków w Willingen!
Buziole :*
Gratulacje dla Natalii, która odgadła kim jest przyjaciel Julki z imienia i nazwiska :)

środa, 28 stycznia 2015

24. Ja i tak już wygrałem...



HALLEIN... 

Długa do kostek czerwona suknia z długimi rękawami z czarnej, delikatnej i bardzo zmysłowej koronki, wysokie czarne szpilki, włosy upięte w elegancki kok i delikatne srebrna i cholernie drogie kolczyki na uszach. Nigdy nie sądziłam, że ktoś będzie potrafił ubrać mnie tak dobrze jak Karol. A nawet lepiej. Bo bardziej zmysłowo. Obracam się lekko żeby zobaczyć się z boku. Widać wyraźnie wystający brzuch ale na szczęście Michael nie wymyślił nic obcisłego. Dlatego materiał unosi się z przodu i łagodnie opada na sam dół. Ale w tej sukni najpiękniejszy jest jednak tył. Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze. Kto by pomyślał, że można tak pociągająco wyglądać w piątym miesiącu ciąży? Jeszcze tylko jedno machnięcie czerwoną szminką i gotowe.
Jak Cie Karol ujrzy to spłonie.
Nigdy nie pozwoliłby mi włożyć czegoś takiego...
- Jula pomóż mi z tym krawa... - staje jak wryty widząc mnie przed sobą. Uśmiecham się zadowolona, że tak na Niego zadziałałam samym wyglądem. Ale Jego mina zmienia się w jednym momencie. - Co to ma być?! - warczy podchodząc do mnie wściekły. Patrze na Niego zdziwiona. Bo nie rozumiem o co Mu chodzi.
- Suknia, którą sam wybrałeś w tym cholernie drogim sklepie. - przypominam Mu i biorę elegancką czarną kopertówkę z biurka. 
- Nigdzie w tym nie pójdziesz! - zatrzymuje mnie łapiąc za rękę.
- Michael o czym Ty mówisz? Niby dlaczego nie?
- Bo nie wybrałem tej sukienki! - upiera się.
- Wybrałeś! Nie dałeś mi dojść do słowa kiedy wyszłam z przebieralni tylko stwierdziłeś natychmiast, że to ta jedyna i koniec. Poszedłeś zapłacić nie patrząc nawet jak wygląda z tyłu. Więc nie miej do mnie pretensji. - wyrywam rękę z Jego uścisku. - Poza tym czuję się w niej pięknie i bardzo kobieco więc nie zdejmiesz Jej ze mnie nawet siłą. - mówię poważnie.
A więc takie masz fantazje...
- Przecież Ty masz gołe całe plecy! - ma minę jakby miał się rozpłakać. Trochę mnie to bawi.
- I co z tego? - pytam. Rzeczywiście dekolt na plecach jest bardzo głęboki. Sięga prawie do linii mojej bielizny ale nie przeszkadza mi to. Dodatkowej zmysłowości dodaje mu srebrny łańcuszek łączący oba moje ramiona i zwisający delikatnie do połowy pleców. Tak, wyglądam cholernie seksownie.
- Jak to co z tego?! Nie pokażesz się tam goła! 
- Goła?! Michael jestem w piątym miesiącu bliźniaczej ciąży, wyglądam jak słonica, ta sukienka nie ma w ogóle dekoltu, a jedyną rzeczą, która sprawia, że nadal czuję się kobietą a nie inkubatorem są te odsłonięte plecy i nie zabronisz mi ich pokazywać!
- A właśnie, że zabronię!
- Nie masz prawa!
- Mam, bo jesteś matką moich dzieci!
- Ale nie jestem Twoją własnością!
- Powiem to po raz ostatni. Nigdzie w tym nie pójdziesz i koniec dyskusji! - warczy.
- Świetnie, więc ubiorę dres albo worek parciany! - patrzy na mnie wściekle. Myślałam, że Mu się podobam. 
Może właśnie dlatego nie chce żebyś w tym szła na bal. Każdy facet będzie się na Ciebie gapił.
Przecież jestem w ciąży!
- Koniec dyskusji. - powtarza wyraźnie. Ok. Sam tego chciałeś.
- Jesteś taki sam jak Karol. - mówię z żalem w głosie i wychodzę z pokoju. Chce mi się płakać. I bardzo boli mnie fakt, że moja nadzieja na normalną relację znowu runęła. Dlaczego ja zawsze muszę trafić na kogoś takiego? 
Więc pokaż Mu, że zmieniłaś się i nie jesteś uległa jak byłaś. Pokaż, że jesteś silniejsza...

***

Gratuluję. Wyszedłeś na najwyższy poziom idiotyzmu.
Nie denerwuj mnie! Nie mogę jej pozwolić tak się pokazać na tej gali.
A niby czemu?
Bo wszyscy będą się do Niej ślinić. 
Aaaaaaa i wszystko jasne. Ty to robisz z zazdrości. 
No przecież nie dla własnego widzi mi się.
Czyli miała trochę racji. Jesteś podobny do Karola.
Nie jestem! Ja tylko... 
Masz obsesję na Jej punkcie.
Nie chcę, żeby ktokolwiek widział to co należy do mnie.
A należy?
Ona jest moja.
A czy Ona o tym wie?
...
Czyli upodabniasz się do Karola z tą swoją chorą zaborczością i zazdrością, bo wiesz, że Go nadal kocha i masz nadzieję, ze dzięki temu pokocha Ciebie tak? W końcu masz przewagę... Nie bijesz Jej. 
Przestań!
Chociaż mam wrażenie, że mógłbyś Ją od czasu do czasu trochę związać...
Och zamknij się! Muszę Ja przeprosić. Więc schodzę na dół. Siedzi owinięta kocem na kanapie i ogląda jakiś głupi teleturniej. Siadam obok Niej i wyłączam telewizor. Patrzy na mnie gniewnie.
- Przepraszam. - mówię w końcu. Prycha. Denerwuje mnie to ale muszę się opanować. - Na prawdę przepraszam, nie chciałem być takim...
- Bucem? - pyta kąśliwie.
- Despotą. - poprawiam Ją lekko urażony. - Zrozum... wszyscy faceci będą się tam na Ciebie gapić, będą flirtować nie patrząc na to czy jesteś w ciąży czy nie. Jak ja Cię ochronię przed pijanymi bobsleistami? Widziałaś moje mięśnie. - mówię spokojnie. Uśmiecha się słabo i wzdycha. - Proszę... ubierz jakąś marynarkę. Chociaż na początek imprezy. Potem, jak się już rozkręci, będziesz mogła zrobić co chcesz. 
- Micheal teraz mówisz jak zazdrosny mąż. - stwierdza. Cóż... - Mieliśmy pokazać Karolowi, że jestem szczęśliwsza bez Niego. - przypomina.
- A co do tego ma sukienka? - pytam. 
- Nie będę szczęśliwa jeżeli zasłonisz mi jedyna jeszcze odrobinę seksowną część mojego ciała. - mówi spokojnie. I patrzy tymi swoimi wielkimi oczami. Jakby samym wzrokiem chciała mnie przekonać. Nie. Nie i koniec. - Michael... proszę. - mówi cicho. Jej dłoń głaszcze mój policzek. 
- Załóż marynarkę. To dobry kompromis. - mówię i całuję Jej dłoń. Jest niepocieszona ale nie obchodzi mnie to. Na zdjęciach będzie wyglądać tak jak powinna. Na dworze zrobiło się chłodno więc podaję Jej płaszcz. Kiedy wsiadamy do samochodu o czymś sobie przypomina.
- Zapomniałam szminki z pokoju, zaczekaj na mnie chwilę. - mówi i wraca do domu. Po kilku minutach jest spowrotem w samochodzie. Pół godziny jazdy do Salzburga mija bardzo szybko a Ona nawet podśpiewuje sobie jakąś piosenkę, która akurat leci w radiu. Dziwi mnie Jej zmiana nastroju ale nic nie mówię. Jest w ciąży i to tłumaczy wszystko. Zerkam na moment na Jej stopy. 
- Nie powinnaś teraz nosić takich wysokich butów. - mówię. - Czytałem, że to niezdrowe dla...
- Zamknij się Michael i patrz na drogę. Ubrałeś mi marynarkę ale butów mi nie zdejmiesz. - warczy zamieniając się z oazy spokoju w wojowniczą księżniczkę. Zabawnie to wygląda zwłaszcza z tym idealnym makijażem, fryzurą i niewątpliwie piękną sukienką. Więc mogę się tylko uśmiechnąć i czekać aż dotrzemy na galę. Kiedy wchodzimy do szatni, żeby oddać płaszcze już wiem dlaczego była taka wesoła w samochodzie. A mnie zalewa krew...

***

Widzę jak napinają Mu się wszystkie mięśnie. Uśmiecham się delikatnie i puszczam oko.
Jesteś moją mistrzynią haha
- Gdzie jest marynarka? - warczy mi do ucha kładąc dłoń na plecach. 
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - mówię spokojnie. - A Twoja dłoń nie zasłoni mi całych pleców. - dodaję i całuję Go delikatnie w policzek. Tak czuję satysfakcję. Nie jestem tą Julią, która tylko i wyłącznie wykonywała rozkazy.
Ale Michael nie zmusza Cię do ich wykonywania biciem.
- Porozmawiamy o tym w domu. - mówi poważnie. Mam się bać? Bierze mnie delikatnie za rękę i ściska moja dłoń. No to do dzieła... Miejmy to za sobą. I wtedy wchodzimy na sławną "ściankę". I się zaczyna... Błysk fleszy, miliony pytań od dziennikarzy, lekkie zdziwienie na twarzach wszystkich reporterów... No i ogarnia mnie lekka panika, bo zupełnie nie wiem co robić. Karol nigdy nie brał mnie na żadną galę. Na żadne spotkania biznesowe, nigdzie... O tym, że jestem, wiedzieli wszyscy ale mało kto miał mnie okazję poznać. Bo byłam zamknięta w złotej klatce. - Uśmiechnij się. - mówi mi do ucha i całuje w policzek. Patrzę na Niego z lekkim uśmiechem i widzę, że jest w Nim coś dziwnego. Jest wesoły i zadowolony z tego, że stoi tutaj ze mną, że obejmuje mnie jedną ręką a drugą trzyma na moim brzuchu... Jest jakby... na prawdę szczęśliwy. Więc albo to prawda albo jest świetnym aktorem.
- Michael! Michi odpowiesz na parę pytań?! - reporterzy przekrzykują się jeden przez drugiego. Michael znowu pochyla się do mojego ucha.
- Musimy. - szepcze. Ściskam Jego dłoń i podchodzimy do grupki wygłodniałych plotkarzy potocznie zwanych dziennikarzami.
- Michael, jak sądzisz? Wygrasz statuetkę sportowca sezonu? - pada pytanie. Blondyn uśmiecha się lekko.
- Jeśli wygram, bardzo się ucieszę, że jestem doceniany. Jeśli nie... - patrzy na mnie. - Ja i tak już wygrałem. - mówi pewnie. A mi zapiera dech. Bo patrzy takim wzrokiem... jakby nie kłamał. Jakby mówił szczerą prawdę.
- Nie da się nie zauważyć, że w Twoim życiu zaszły duże zmiany. - zaczyna jeden z reporterów. - Powiesz nam coś więcej? - dodaje.
- Razem z Julią spodziewamy się bliźniąt. - mówi. Zdziwienie na twarzach reporterów jeszcze bardziej rośnie. - I to jest chyba największa i najlepsza zmiana w moim życiu. - dodaje z uśmiechem.
- Nie chwaliłeś się swoim szczęściem podczas sezonu. W Planicy nie widzieliśmy Twojej partnerki. - zauważa jedna z dziennikarek. 
- Bo nie lubię się chwalić. - mówi jak gdyby nigdy nic.
- Pani Julio, jak udało się Pani zaskarbić sobie serce Michaela? - pada pytanie. Ej! Mieliście pytać tylko blondasa! Patrzę na Niego z lekką paniką w oczach ale czuje jak ściska moją dłoń dodając mi otuchy.
- Cóż... dużo się kłóciliśmy. - przyznaję. Czuję, że się uśmiecha. - No ale kto się czubi...
- Więc można powiedzieć, że jesteście mieszanką wybuchową i w Waszym związku jest ogień? - pyta dziennikarz. Lekko mnie tym szokuje, bo jest dość bezpośredni.
- To chyba widać na załączonym obrazku. - mówi Michi i dotyka mojego brzucha z uśmiechem. - Na Nas już czas. - dodaje i odchodzimy od grupy hien. Brrr... nie znoszę dziennikarzy. - Nie znoszę dziennikarzy. - mówi mi kiedy już wchodzimy na salę główną.
- Ja też. Dawno tyle nie nakłamałam. - mówię szczerze. Patrzy na mnie dziwnie ale nic nie mówi tylko prowadzi mnie dalej. Sala jest piękna. Wystrojona jak na prawdziwy mistrzowski bal. Wszędzie złoto i biel. Elegancja wylewa się przez okna. Wielkie okna...
- Mamy miejsce obok Thomasa. - mówi zerkając na tablicę z rozpisanymi miejscami. Ja rozglądam się nerwowo po sali ale nigdzie nie mogę dojrzeć blond czupryny Karola. Może Go tu nie ma? I wtedy dostrzegam Thomasa i Sabrinę witających się z sąsiadami ze stolika obok. I staję jak wryta. Bo nie mogę uwierzyć własnym oczom. Czuje jak serce mi przyspiesza, jak blednę, jak oczy stają mi się jeszcze większe niż zwykle... Wpatruję się w Niego jak zahipnotyzowana. On we mnie też. I też uwierzyć nie może. Trudno się dziwić. Mam brzuch wystający na kilometr. 
Julka...
- Julka co jest? - pyta Michael i odwraca wzrok w kierunku, w którym ja patrzę.
- To Oni się znają? - pytam będąc w ciężkim szoku. Zielone oczy mężczyzny wpatrują się we mnie intensywnie. Widzę jak pod marynarką napinają się wszystkie Jego mięśnie. Jestem w szoku. A to cholernie podłe uczucie...




**********~*~**********
Cześć i czołem :)
Taka mała niespodzianka za poprzednie spóźnienie.
Dziś krótko, bo jutro będzie coś więcej.
Kogo Julka zobaczyła z Thomasem?
Jakieś typy?? :)

Antosiu, obecnie cierpię na brak weny i brak czasu na opowiadanie o Michale. Nie wiem czy tam w ogóle wrócę ale obiecuję, że pomyślę o tym :)
Buziole :*

wtorek, 27 stycznia 2015

23. Nie nadążam za tą kobietą.


HALLEIN...

- Cieszę się, że przyjechałeś. - mówię uśmiechając się do Niego szeroko. Bo na prawdę się cieszę. Kidy tylko zobaczyłam Stefana w drzwiach domu jakby słońce zaświeciło. Poczułam jakbym miała rodzinę spowrotem. 
- Kiedy Michael zadzwonił i powiedział mi co się stało chciałem przyjechać od razu ale uwiązali mnie w Wiedniu. Nawet sobie nie wyobrażasz jak pozowanie z wafelkami może być męczące. - jęknął i zrobił taką nieszczęśliwą minę, że musiałam się zaśmiać. Upił łyk herbaty i spojrzał na mnie uważnie. - Ślicznie wyglądasz. - mówi. Uśmiecham się lekko. W sumie nie wiem jak przyjąć ten komplement. Niby wszystko mamy wyjaśnione ale...
No właśnie. Ale...
- Czuję się jak tykająca bomba. - mówię szczerze.
- Grałaś kiedyś we "Fluffy ball"? - pyta z uśmiechem. Kiwam głową nie wiedząc o co Mu chodzi. Szczerzy się szeroko i w końcu rozumiem i z uśmiechem uderzam Go lekko w ramię.
- Spadaj! hehe - i znowu zapada cisza. Taka fajna cisza. Możemy siedzieć, patrzeć się na siebie z uśmiechem i nic nie mówić. A i tak jest fajnie. Nagle Jego telefon wydaje dźwięk. Patrzy na ekran, odczytuje wiadomość i delikatnie się uśmiecha, po czym chowa go i wraca do mnie. Patrzę na Niego podejrzliwie. I to wystarczy. Wywraca oczami i śmieje się wesoło.
- Marisa. - mówi z takim czymś w głosie, że nie mogę się nie uśmiechnąć.
- Marisa mówisz... - kiwam z zainteresowaniem głową i biorę łyk herbaty. Do kuchni wchodzi Michael i szuka czegoś w lodówce i wszystkich szafkach jakie tylko istnieją w tym pomieszczeniu. W końcu rezygnuje i nastawia wodę w czajniku i odwraca się w Naszym kierunku jak gdyby nigdy nic. - Stefan? - kontynuuję. - Brunetka czy blondynka? - pytam szczerząc się. Śmieje się wesoło. Widzę zainteresowanie na twarzy blondyna.
- Blondynka.
- Kiedy Ją poznam? - pytam. Dziwi się. - Jako Twoja starsza siostra muszę stwierdzić czy się dla Ciebie nadaje. - mówię dumnie. Znowu się uśmiecha. I ja też. Ma zaraźliwy śmiech. Jak to się dzieje, że przy Nim się uśmiecham a przy Michaelu płaczę?
- Na Balu Sportowców. - mówi pewnie i teraz to ja mam lekki dezorient na twarzy. Patrzę z pytajnikami w oczach na Michaela...

***

Jak to się dzieje, że przy Nim się uśmiecha a przy mnie płacze? Co On takiego ma?
Jest pogodny, wesoły, bije od Niego sympatia i odzywa się.
...
Wiesz, że mam rację a teraz przejdź do tłumaczeń.
Ach, no tak, Bal Sportowców. Patrzę na Nią. Jest zdezorientowana i zaskoczona.
- Zapomniałem Ci powiedzieć. - przyznaję. 
Jasne, lepiej przyznaj, że bałeś się zapytać. A tak na prawdę bałeś się odmowy.
No ale skoro Stefan Jej o tym powiedział to chyba nie odmówi, prawda?
- O czym? - pyta.
- Za tydzień w Salzburgu jest Bal Sportowców... 
- I? - pyta dalej.
- No i... myślałem, że pójdziemy tam razem. - wzruszam ramionami jakby mnie to nie obchodziło.
Jakby...
Patrzy na mnie zdziwiona. Jakbym Jej powiedział, że przeprowadzamy się na Marsa.
My?
- My? - pyta dla upewnienia.
- No tak. - kiwam głową. 
- Yhym... Michael... musimy porozmawiać. - mówi poważnie. Jest wkurzona. Widać to w Jej oczach. Stefan się uśmiecha pod nosem. Śmiej się mendo jedna...
- To ja pójdę zadzwonić... - mówi i puszcza Jej oko wychodząc do pokoju na górę. A Ona krzyżuje ręce na piersiach i patrzy wyczekująco na mnie. 
- Zwariowałeś. - mówi.
- Czemu? - teraz to ja się dziwię.
- Jako kto miałabym tam z Tobą iść? - pyta.
Chyba nie do końca przemyślałeś sobie tą opcję.
W ogóle nie myślałem.
To improwizuj albo powiedz Jej, że Ją kochasz i że chcesz żebyście żyli długo i szczęśliwie. Razem.
- Muszę tam być. A chyba nie myślisz, że pozwolę Ci samej zostać w domu. - mówię poważnie.
- A niby dlaczego nie? - buntuje się.
- Bo coś Ci się może stać, bo możesz potrzebować pomocy, bo możesz zacząć rodzić...
- Trzy i pół miesiąca przed terminem? - śmieje się. No tak... i sam się uśmiecham z własnej głupoty. I wzdycham. 
- Nie chcesz tam ze mną iść. - stwierdzam. Przekrzywia lekko głowę i patrzy jakby chciała powiedzieć "nie bądź głupi Hayboeck".
- Cała Austria Nas zobaczy. Mnie zobaczy. Mój brzuch... Zaczną się plotki, że jesteśmy razem, będą pytać, robić zdjęcia, jeździć za nami...
- Kiedyś i tak się dowiedzą, że zostanę ojcem. - wzruszam ramionami dalej nie wiedząc o co Jej chodzi. - A to, że stwierdzą, że razem jesteśmy... A niech twierdzą. Lepiej to zrobi wizerunkowi niż opcja wpadki z nieznaną laską.
Jesteś głupi. Co Ty gadasz?!
- Ale to jest wpadka z nieznaną laską. - warczy. - I nie zamierzam nic udawać dla poprawy Twojego wizerunku. - mówi wściekła i wstaje z kanapy chcąc udać się na górę. Łapię Ją za rękę żeby na mnie spojrzała. Nie o to mi chodzi. - Czego jeszcze chcesz? Nigdzie z Tobą nie pójdę Michael!
- Właśnie, że pójdziesz! 
Hej! Wyluzuj! 
- Nie, nie pójdę i wybij sobie to z głowy!
- Gdyby Stefan Cię zaprosił na ten pieprzony bal nie wahałabyś się ani chwili co nie? - nie wytrzymuję. To jak dzisiaj na Niego patrzyła, jak się przy Nim zachowywała... Zazdrość przesłania mi normalne widzenie.
Uspokój się bo zrobisz o krok za daleko!
Za późno.
- Nie pójdę tam z Tobą, bo jednym z głównych sponsorów nagród jest Karol, Michael. - mówi spokojnie. Tylko Jej oczy są wściekłe i zawiedzione jednocześnie. Cholera. Nie pomyślałem o tym. Wyrywa rękę z mojego uścisku i idzie do pokoju na górze. Jestem idiotą.
Jesteś idiotą.
- Jesteś idiotą. - powtórzmy to jeszcze kilka razy, bo nie zapamiętałem. Patrzę na Stefana stojącego na górze schodów. Kręci głową i wzdycha. Schodzi do mnie i klepie mnie po plecach. - Ale przejdzie Jej. Ma za dobre serce dla Ciebie. - mówi i szuka czegoś w lodówce. - Poza tym musi Nam zrobić kolację. - mówi wesoło. Siada na kanapie i uśmiecha się do mnie. Siadam więc obok Niego. - Jak jest między Wami? - pyta. No i co ja mam Mu powiedzieć? No co?
- Jak przyjechałeś odbyliśmy jedną z najdłuższych rozmów od miesiąca. - przyznaję.
A ta nad jeziorem?
Dlatego powiedziałem, że jedną z wielu.
- I dziwi Cię to, że nie chce iść z Tobą na bal? - pyta zdziwiony.
- Już nie. - wzdycham. No i co ja mam zrobić? Słyszę jak schodzi na dół. Nie patrzy nawet na mnie.
- Stefan co byś zjadł na kolację? - pyta otwierając lodówkę. Patrzę na Niego. Uśmiecha się szeroko i robi minę mówiącą "a nie mówiłem?". Wywracam oczami.
- Ja coś zrobię. Ty sobie odpocznij. - mówię i podchodzę do lodówki. Kiedy mam zamiar do niej zajrzeć Julia zamyka ją ostentacyjnie przed moim nosem, posyła mi zimne spojrzenie i siada na kanapie obok bruneta. Kręcę głową. Świetnie. Obrażaj się. Mam to gdzieś. 
Jasne.
To jest irytujące. Najpierw się nie odzywa, potem ryczy przez 2 godziny, a teraz się obraża.
Jest w ciąży.
Czyli jestem skazany na ześwirowanie tak?
Jeszcze tylko kilka miesięcy.
A ja wyjdę z siebie.
- To Ty rób a My się przejdziemy. - mówi wesoło Stefan i zabiera Moją Julkę za rękę po czym wychodzą z domu z uśmiechami na twarzach.
Twoją... czyżby?
Moją.
A Ona o tym wie?
Jeszcze nie.
Tia...
Niech się zajmie tą swoją... jak Jej było?
Marisa.
No właśnie...


***

- Nie wiem Stefan. - odpowiadam na niezadane pytanie. Nie musi pytać. Widzę po Jego twarzy, że zaraz zapyta dlaczego tak się zachowuję w stosunku do Michaela. Śmieje się wesoło. - Nie wiem z czego się śmiejesz. - obruszam się.
- Bo widzę, że to co mówią o ciężarnych to prawda. - dalej się cieszy. Wzdycham. 
- Przesadzam tak?
- Owszem. - potakuje. - Powinnaś iść na ten bal. - mówi poważniejąc. Patrzę na Niego jak na wariata. - Wiem, że Karol tam będzie ale przecież nie będziesz sama. Będę ja, będzie Michael, będzie Morgi, który nie da Ci zrobić krzywdy... - do tej pory nie wiem czemu mnie tak polubił i jak wygląda Jego życie prywatne. - Schlieri na pewno walnie Karola tym swoim szpanerskim Smartem jak będzie fikał. - śmieje się. I ja trochę też. Ale i tak żołądek mi się skręca na myśl o spotkaniu blondyna. Siadamy na ławce w parku oświetlonej wysoką lampą. - Kiedyś Austria się dowie. Karol się dowie. - mówi. - Nie ma takiej możliwości żebyś ukryła ciążę przed światem jeżeli ojcem jest zwycięzca Kryształowej Kuli. - kontynuuje. I tu ma rację. Dlaczego musiałam trafić akurat na Michaela?
To się nazywa przeznaczenie.
- Nie wiem co może się stać Stefan. Karol jest nieobliczalny. I nie chodzi mi tutaj o ten bal. Chodzi mi o to co zrobi później... - przerywam na moment. - Dobrze wiesz co mi robił... A oprócz tego... nigdy nie mogłam zamienić zdania z żadnym innym mężczyzną. Właśnie dlatego straciłam Matta. Bo Karol ma obsesję na moim punkcie. Należałam do Niego i tylko do Niego. Od samego początku. Od kiedy tylko wyszłam z bidula i zamieszkałam z Nim...
- Kim jest Matt? - pyta zdezorientowany. No tak tej części historii nikt nie zna.
Ech...
- To mój jedyny i najlepszy przyjaciel jakiego kiedykolwiek miałam. Jego mama była wychowawcą w domu dziecka w Afritz. 
- Myślałem, że byłaś w domu dziecka w Salzburgu. - przerywa mi.
- Bo byłam. Jak miałam 16 lat przenieśli mnie z Afritz do Salzburga. - wyjaśniam. - Matthias odwiedzał mnie kiedy tylko mógł. Byliśmy jak rodzeństwo. Trochę jak Ty i ja. - uśmiecham się delikatnie. Wspomnienia wróciły. Wszystkie ucieczki z bidula, żeby tylko popelętać się po mieście nocą, ciągłe odmawianie kiedy próbował nauczyć mnie jeździć na nartach... w końcu był w tym świetny.
I dalej jest ale o tym już dobrze wiesz. 
Wiem. 
- Dlaczego Go straciłaś? - pyta.
- Byłam zakochana w Karolu. Wtedy zrobiłabym dla Niego wszystko. Matt nie lubił Karola. Ciągle mi powtarzał, że to jest kiepski materiał na faceta dla mnie. A Karol nie lubił Matthiasa. Dał mi ultimatum, albo moja przyjaźń albo moja miłość. Wybór był wtedy dla mnie prosty. - mówię z bólem w głosie. Bo tęsknię za Nim.
- Więc nie pozwól żeby teraz też dyktował Ci co masz robić. Chciałaś się od tego uwolnić więc się uwolnij i nie popełniaj więcej tego błędu. Nie daj sobą zawładnąć Karolowi. - patrzę na Niego uważnie i po chwili się uśmiecham. On też. - Będziesz się świetnie bawić. - przytula mnie do siebie i klepie po brzuchu. W pewnym momencie jakby odskakuje z przerażeniem w oczach a ja dostaję ataku śmiechu. - Co to było? - pyta przestraszony.
- hahaha - nie mogę przestać się śmiać. - hahaha
- Maggie! - karci mnie urażony.
- Przepraszam, zareagowałeś zabawniej niż Michael hehe - przyznaję. Patrzy na mnie pytająco. - Dzieci kopią. - wyjaśniam. - Daj rękę. - mówię i przykładam Jego dłoń do brzucha. Przez chwilę ma niepewną minę ale kiedy czuje kopnięcia uśmiecha się szeroko.
- Wow... ale czad. - szczerzy się. - Wymyśliliście już imiona? - pyta.
- Jeszcze nie znamy płci. - mówię. - Ale jak dzwonił Manu to prosił, żeby się zastanowić nad imionami klasyka gatunku.
- Jaś i Małgosia? - pyta.
- Nie. Alfreda i Hitchcock... 

***

Znowu się śmieje. I znowu dzięki Niemu. To trochę denerwujące.
Bo jesteś zazdrosny.
Stefan podchodzi do mnie i bierze talerz z górą kanapek. Wkłada jedną z nich do ust i wychodzi z kuchni.
- Umówiłem się na Skype. - mruczy. - Dobranoc! - macha wolną ręką i puszczając mi oko idzie na górę. Patrzę teraz na Nią. W końcu ma trochę koloru na twarzy. I lekki uśmiech. Staje na przeciwko mnie i też się na mnie patrzy.
- Przepraszam. - mówi w końcu. Za co? - Ten wybuch nie był konieczny. - kontynuuje. - Po prostu... Boję się tego co może się stać później Michi... - wyznaje. 
- Rozumiem. - przyznaję. Patrzy na mnie z nadzieją w oczach. - Ale będę tam. I potem też będę. Karol nie zrobi Ci krzywdy Julka. Obiecuję Ci, że Cię nie dotknie. - mówię poważnie.
- Ja nie o siebie się boję Michael. - wyznaje ze smutkiem. Och...
Ona się boi o Ciebie!
To... miłe. Uśmiecham się delikatnie i podchodzę do Niej. Przytulam Ją lekko do siebie i całuję w czubek głowy. To chyba nie jest nic nieodpowiedniego prawda?
Prawda. Ale to Ci wystarcza?
Nie.
- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek skrzywdził moją rodzinę. Pamiętaj o tym Julka. - mówię poważnie. Podnosi głowę i patrzy na mnie uważnie. Uśmiecha się delikatnie.
- Twoją rodzinę? - pyta.
- Tak. Moją. - potakuję. A co! Głaszcze mnie po policzku po czym całuje mnie w niego. Lekko mnie tym zaskakuje ale podoba mi się to. Kiedy tak się do mnie przytula czuję jak znowu coś mną zaczyna kierować. Nie rozum tylko coś innego. Uczucie spokoju, ciepła i komfortu, którego nie chce przerywać tylko pogłębiać. Więc delikatnie przesuwam głowę tak, żeby trafić ustami w Jej usta. Żeby znowu je poczuć, bo tak cholernie mi ich brakuje. Odsuwa się kiedy to robię. Ale tylko na moment bo po chwili delikatnie i czule całuje mnie prosto w usta. Co jest?
Hormony?
- Więc pokażmy Karolowi, że bez Niego jestem szczęśliwsza. - mówi tak, że czuję na ustach każde słowo. Jej słodki oddech... A w głowie mi wiruje. - Pójdę z Tobą na ten bal. - mówi - Ale musisz mi kupić jakąś plandekę bo nie mam sukienki. - I znów mnie całuje po czym odsuwa się, bierze talerz z kanapkami i wychodzi na górę. - Dobranoc Michael. - mówi wesoło i wychodzi. Co to było?
Wow... Chyba gra w Twoją grę.
Tylko ja nie gram.
Ale Ona o tym nie wie.
Więc dlaczego...
Pamiętasz co Jej powiedziałeś? "Może to było nie fair i nie tak jak powinno ale skoro było nam tak dobrze..."
I?
Może Ona chce czegoś od życia i chce żeby Jej też było tak po prostu dobrze?
I jestem zdezorientowany. Nie nadążam za tą kobietą. A to cholernie podłe uczucie...





**********~*~**********
Przepraszam!
Za opóźnienie przepraszam ale wczoraj padł mi komputer i musiałam Go reanimować.
Nie myślałam, że aż tak będziecie się niecierpliwić :P
To miłe, dziękuję :*
Alicjo, praca z cholernie wymagająca młodzieżą, czyli gimnazjum, to jest mój cel :) Uwielbiam to :)
Inka, chciałam iść na humana ale przerażała mnie wizja 7h historii w tygodniu :P
Kolejny pojutrze, obiecuję! :*