piątek, 6 lutego 2015

29. Idealne niedoskonałości...



SALZBURG, SZPITAL...

- To po jaką cholerę jeszcze pozwalasz Jej z Wami mieszkać?! - pytam...
Wrzeszczysz.
Jestem na parkingu, mogę.
- To tylko kilka dni...
- Czy Ty się słyszysz Thomas?! Przecież jak Sabrina się dowie to...
- Nie dowie się. - przerywa mi. Że co?!
- Nie zamierzasz Jej powiedzieć?!
- To Ją zrani, przestanie mi ufać, znienawidzi mnie i zostawi. A przecież to był tylko raz i w dodatku po pijaku...
- Ty chyba żartujesz... - nie wierzę w to, że Thomas właśnie wypowiedział takie słowa. Stoi i patrzy na mnie uważnie. Jest zdeterminowany ale jednocześnie załamany. - Musisz Jej powiedzieć.
- To przyniesie więcej szkody i bólu niż pożytku Michi. - mówi.
- I jak chcesz teraz Jej spojrzeć w oczy co? Zwłaszcza kiedy Kristina u Was mieszka. - milknie. Muszę wziąć głęboki oddech, żeby Mu nie przywalić.
- To był jeden błąd Michael. Jeden. Nic nie znaczący błąd. 
- Nie znaczący dla Ciebie.
- I dla Kristiny też. - mówi. - Ale jeśli Sabrina się dowie to Ją stracę. - kontynuuje.
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim wyciągałeś penisa ze spodni! - warczę. Jest załamany i nieszczęśliwy. I jestem pewien, że jest Mu z tym cholernie ciężko ale nie może tego tak po prostu przed Nią zataić. Jakby nic się nie stało. - Wyrzuty sumienia Cię zeżreją. - mówię trochę spokojniej. - Nic już nie będzie takie jak przedtem.
- Jeśli Jej powiem to też nic nie będzie takie jak przedtem.
- Ale będzie między Wami jeszcze choć odrobina szczerości. - mówię. - Wyjaśnij Jej jak do tego doszło, powiedz jak się z tym czujesz, co czujesz do Niej, kim dla Ciebie jest a kim dla Ciebie jest Kristina... 
- Ona mi tego nie wybaczy. - załamuje ręce opierając się o swój samochód.
- Na pewno nie rzuci Ci się w ramiona kiedy Jej to powiesz. - stwierdzam. - Będzie zawiedziona, oszukana i zdradzona ale Ona Cię kocha. I jeżeli zobaczy, że w swoich słowach jesteś z Nią szczery to po jakimś czasie zaufanie zacznie się odbudowywać. Tylko na Boga powiedz Kristinie żeby wyjechała i to jak najszybciej! 
- Nie mogę... nie chcę tam dzisiaj wracać. - mówi. 
- Masz. - podaję Mu klucze od mojego domu. Patrzy na mnie uważnie. - Przez noc zastanów się co jest dla Ciebie najważniejsze Thomas. Zawsze powtarzałeś, że trzeba brać odpowiedzialność za to co się zrobiło, trzeba stawiać czoła przeciwnościom, a poddawać się tylko jeśli jesteś na plecach i nie masz innego wyjścia. - przypominam Mu. Wsiada do samochodu ale nie odjeżdża od razu. 
- Michael? - pochylam się nad uchyloną szybą. - Mam nadzieję, że nie popełnisz nigdy mojego błędu. - mówi i odjeżdża. Nie mam zamiaru...

***

- To jest jedna z tych historii o miłości, która nie może się skończyć w tak prymitywny sposób Michael. - mówię kiedy siada obok mnie na łóżku i głaszcze mój brzuch. Jest zamyślony. Poważny. W Niego to też uderzyło. Pewnie tak jak dla mnie, Thomas był dla Niego ucieleśnieniem definicji słowa "uczciwość". W końcu patrzy na mnie i lekko się uśmiecha. Ale nie tak wesoło jak codziennie, kiedy tu przyjeżdża.
- Pojechał sobie to wszystko przemyśleć do Nas.
- Do Nas? - dziwię się, bo nie tam teraz powinien być. - A co z Sabriną? - pytam.
- Nie wiem czy w ogóle Jej powie. - wzdycha. - Nie myśl o tym. Mało mamy własnych zmartwień? Już chyba wystarczająco się dzisiaj nadenerwowałaś. - mówi. No to milknę. - Jula co Ty na to żebyśmy ten ślub wzięli teraz? - pyta nagle. Mrugam kilkakrotnie próbując przetrawić to pytanie.
- Co masz na myśli mówiąc "teraz"? - pytam.
- Za kilka dni. W szpitalu. - mówi poważnie. 
- Powiedz, że żartujesz. - nic nie mówi. - Ale po co już teraz? 
- Żeby wszystko było tak jak powinno być.
- W naszym przypadku nic nie jest tak jak powinno być Michael. - zauważam. Patrzy na mnie karcącym wzrokiem. - Nie. - mówię wyraźnie.
- Dlaczego nie? - pyta w taki sposób, że do wizerunku obrażonej 3-latki brakuje tylko tupnięcia nogą.
- Bo nie. 
- To nie jest argument. - zauważa. Irytuje mnie tym.
- Michael, nie wyjdę za Ciebie w szpitalu. - mówię powoli i wyraźnie. Teraz i Jego oczy miotają gniewem.
- Chciałbym, żebyś była moją żoną zanim dziewczynki się urodzą. - mówi. 
Lekko warczy.
- Przecież i tak będą nosiły Twoje nazwisko. - łagodnie mówiąc "odwarkuję". Nie odzywa się. Policzki ruszają Mu się rytmicznie mówiąc, że jest wściekły. Trzeba to jakoś załagodzić. 
No mała pokaż na co Cię stać.
Więc jedną dłonią ściskam Jego dłoń, a drugą głaszczę Go po policzku. 
- To nie zadziała. - mówi mocno. Uśmiecham się lekko i ciągle patrzę Mu w oczy. Jest słodki kiedy tak się ze mną kłóci. Irytujący ale słodki. A Jego władczy ton przyprawia mnie o dreszcze. I może jestem nienormalna ale to właśnie mnie w Nim najbardziej pociąga. Bardziej niż wygląd, bardziej niż hipnotyzująca zieleń Jego oczu, bardziej niż czuły dotyk... To wszystko powoduje chęć bycia z Nim ale Jego stanowczość i twardość charakteru powoduje, że mam ochotę się na Niego rzucić.
Och Ty bestio... W tym stanie byłoby Ci ciężko. I Jemu raczej też...
- Julia wyjdziesz za mnie jeszcze przed porodem. - mówi twardo ale w Jego oczach widzę lekkie złamanie. Bo przeskakuje z moich oczu do ust i spowrotem. 
- A jeśli urodzę jutro? - pytam poważnie. Widząc na co się patrzy, specjalnie zagryzam dolną wargę. Bo już chyba wiem co najbardziej na Niego działa. Tylko ja też teraz muszę się hamować. Bo to, że wiem co robię nie oznacza wcale, że On w tym momencie nie robi mi tego samego. A robi. Wraca wściekłym wzrokiem do moich źrenic i chyba nie wytrzymuje. Wygrywam tą bitwę kiedy z jękiem całuje moje usta. Bierze moją twarz w swoje dłonie i całuje tak cholernie dobrze... Muszę się opanować, bo samym pocałunkiem mógłby wymusić na mnie zgodę. Na wszystko... Więc odrywam się od Niego ale moje policzki ciągle czują ciepło Jego dłoni. Opiera czoło o moje i spokojnie oddycha.
- To co teraz powiem będzie cholernie nie na miejscu. - mówi cicho. W moim podbrzuszu wiruje stado motyli. I znów zagryzam dolną wargę nawet nie zdając sobie z tego sprawy. - Gdybyś nie była w ciąży... Tak długo nie pozwoliłbym Ci dojść, aż byś się zgodziła na wszystko. - dodaje lekko chrypiąc. I teraz to ja milczę i patrzę na Niego ledwo oddychając. I On to doskonale wie, bo uśmiecha się cwanie. 
Och...
- A gdybyś urodziła już jutro, ściągnąłbym księdza na porodówkę. - dodaje śmiejąc się i puszczając mi oko. 
Och...
To samo mówiłam! 
Więc robię groźną minę ale On dalej się tylko śmieje. Zostawia moją twarz w spokoju ale wraca do trzymania moich dłoni w swoich. 
- Michael... - zaczynam poważnie. - Nie bądź niemądry. - mówię. I znowu się cieszy. Czy ja na prawdę jestem taka zabawna? Zmarszczka na moim czole najpewniej jeszcze się pogłębia. - Michael, to że uciekłam sprzed ołtarza Karolowi nie oznacza, że i Tobie ucieknę. - dodaję. I nagle przestaje się śmiać.
- Nie brałem takiej opcji nawet pod uwagę. - stwierdza.
- Oczywiście. - kręcę głową. - Więc zrobimy to po mojemu. - mówię stanowczo. Już widzę, że Mu się nie podoba ton mojego głosu. 
Nie nadążam za Wami, najpierw się kłócicie, potem chcecie się ruchać jak króliki a za chwilę znowu miotacie w siebie piorunami...
To głębsza filozofia tego związku. Nikt tego nie rozumie.
- Po Twojemu czyli jak? - pyta próbując opanować złość w głosie.
- Jeśli nie zaczekamy ze ślubem, to gwarantuję Ci, że kiedy ksiądz zapyta czy biorę sobie Ciebie za męża powiem Mu, że nie ma takiej opcji. - odpowiadam spokojnie. - I doskonale wiesz, że jestem do tego zdolna więc nie zmuszaj mnie do zrobienia Nam wstydu. - dodaję. Znowu Go rozwścieczyłam. Trudno. 
- Na jak długo chcesz odłożyć ślub? - pyta trąc powieki jedną dłonią. Chyba nie ma już do mnie siły. 
Poczekaj sekundę... uwaga...
- Rok, dwa, może nawet trzy. - odpowiadam. Patrzy teraz na mnie jakbym z księżyca zjechała i chyba nie bardzo wierzy w to co usłyszał.
- Słucham?! 
No to teraz rozwścieczyłaś bestię...
- Dziewczynki podrosną, zaczną chodzić... będą mogły sypać Nam kwiatki albo trzymać obrączki... Michael jak Ty sobie wyobrażasz wesele z dwójką noworodków?
- Od tego są moi rodzice i tuzin ciotek i wujków! 
- Dlaczego tak bardzo zależy Ci na tym ślubie?! - nie wytrzymuję i podnoszę lekko głos. Przez chwilę tylko patrzy na mnie groźnie. Dopiero kiedy trochę uspokaja oddech zaczyna mówić.
- Bo chciałbym, żeby te Twoje przemądrzałe usta złożyły przysięgę, że nigdy mnie nie opuścisz. - mówi poważnie. I znowu mnie zatyka. Ma mnie. Dlaczego On potrafi tak pięknie mówić i do mnie tym trafiać?
Może dlatego, że to jest szczere?
Tak... widzę to w Jego oczach.
- Bo wszystko co we mnie, kocha wszystko co jest w Tobie. Bo nawet kiedy płaczesz, kiedy się śmiejesz, kiedy wrzeszczysz i się złościsz kocham Cię tak samo. Bo jesteś początkiem i końcem mojego życia. Bo kocham wszystkie Twoje idealne niedoskonałości... - kończy cicho. I nie wiem czemu ale widzę w Jego oczach łzy. On na prawdę desperacko potrzebuje tej obietnicy. Potrzebuje tego wszystkiego. Nawet nie wiem co mam powiedzieć...

***

Wpatruje się we mnie intensywnie i jakby... bezsilnie. A mnie coś ściska za serce, bo mam wrażenie, że Ona wcale nie chce za mnie wyjść. I to boli. Bo Ją do cholery kocham!
Ona Ciebie też tylko...
Tylko co?
Daj Jej w końcu to jakoś okazać. 
Że co?
Na razie to Ty układasz piękne zdania o miłości. Może Ją tym trochę przytłaczasz?
- Julia ja...
- Kocham Cię Michael. - mówi bardzo cicho. - Dziwnie i niepospolicie ale Cię kocham. I przysięgam, że nigdy Cię nie opuszczę. - bierze moją dłoń i przykłada ją do swojej piersi. - Czujesz? - pyta cicho. - To serce kochało cholernie dużo ludzi. I wszystkich Ich straciło. Jeśli straciłabym Ciebie... Nic by mi nie zostało. A człowiek bez miłości umiera. - kontynuuje. - Ale proszę, daj mi trochę czasu... - dodaje. I patrzy tak błagalnie. Nie mam wyjścia.
- Dobrze. - mówię wzdychając. Uśmiecha się lekko ale jakby z grymasem. - Wszystko w porządku? - pytam. Na Jej czole pojawia się mała zmarszczka.
- Chyba muszę do toalety. - mówi ale za moment chwyta się za brzuch.
- Julia co się dzieje? - pytam.
- Boli... - ciężko oddycha. Zwija się w kulkę. - Jeszcze nie... Jeszcze nie...
- Jula wytrzymaj jeszcze chwilę... - mówię i wybiegam z sali szukając lekarza. A kiedy lekarz razem z położną wbiegają do sali Julka jest już nieprzytomna. I jedyne co mogę teraz zrobić to błagać w ciszy, żeby nic Im nie było. I martwic się o każdą kolejna minutę. Bo tak dużo teraz mogę stracić... A to cholernie podłe uczucie...



**********~*~**********
Obiecałam - dodaję.
A nad książką się zastanowię... kiedyś :P
Buziole i do niedzieli :)

20 komentarzy:

  1. pozwól, że zacytuję co napisałam koleżance: "że tak powiem
    CO
    TO
    KURWA
    JEST
    ?!?!?!
    co to ma być?!
    jak to tak?!
    nooo
    jaak!"
    więc pytam ciebie jak tak można?! w takim momencie urwać co?! ja tu chora leżę, czekam na nowy rozdział i dostaję takie zakończenie?! no jak? stresujesz chorych nieładnie
    jeszcze skoki mi przesunęli więc już wgl stypa!
    czekam na nowość
    ZNIECIERPLIWIONA!
    P.S. Groźba Michiego to takie awww :3 ładna perspektywa...co ty robisz z moją wyobraźnią??

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś przerwać w takim momencie?! Chcesz, żebym nie spała do niedzieli i chodziła jak Zombie? To ci się udało ;)
    JA CHCĘ JUŻ NIEDZIELĘ!
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezusie! Rozdział miazga! Julka zaczęła rodzić czy to jakieś komplikacje? Tyle wałkowania o ślubie, było tak słodko, a teraz co? Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wrażenie, że to nie skończy się zbyt dobrze...

    OdpowiedzUsuń
  5. Błagam nie rób mi tego ! proszę !
    Jezu popłakałam się jak Michael mówił te wszytstkie piękne słowa !

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzial niesamowity. O Matko az mi cisnienie wzroslo chyba (co przy moim byloby calkiem wskazane) :)
    Grozba Michiego... mialam na twarzy taki usmieszek, ze 10 min go nie moglam zetrzec :D Nie wiem jak moglas skonczyc w takim momencie i czemu mam wrazenie, ze to sie skonczy zle :( Plus spalam trzy godziny i przelozyli kwalifikacje -,-'
    Wygralas tym rozdzialem u mnie wszystko. Pozdrawiam i czekam na next. Alka :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Za dużo wrażeń, tak mi się wydaje. No bo Michaelowe gadanie jest zazwyczaj takie kochane, więc nie ma się co dziwić że dziewczyna padła. No może też rodzić, ale czyżby już teraz?
    Tak do tego ślubu, to faktycznie Julka ma trochę racji bo z noworodkami trochę ciężko a to jednak powinien być ich szczególny dzień, ale z drugiej strony ślub w szpitalu... Na pewno byłoby ciekawie, gdyby zawaliła się tam rodzina i chłopaki, no interesująco :D
    Michi na początku taką szkołę życia dał Morgiemu, no może go naprostuje i Thomas zmądrzeje.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj, czyżby się akcja porodowa zaczęła?! No nieźle, ale cóż tu się dziwić, po takim nadmiarze wrażeń, każdy by się zdenerwował. Chłopcy dziś zrobili swoje, żeby ten poród wywołać. Najpierw Thomas, do tego Michi... Do Thomasa mi normalnie słów brakuje. Uosobienie dobroci i sprawiedliwości, zachował się jak ostatni dupek na całym świecie. Jak można tak bezkarnie ranić i okłamywać osobę, którą się podobno kocha? Morgenstern przegiął i to porządnie. Michi ma rację, tak mi się przynajmniej wydaję, że gdyby Thomas był szczery z Sabriną, to ona też by inaczej zareagowała. Nie ma nic gorszego od kłamstwa. Owszem, nikt nie gwarantuje mu tego, że ona to przyjmie wszystko ze spokojem i będzie tak jak dawniej, ale szczerość, to jednak podstawa udanego związku. A co do moich kochanych misiaczków (czyt. Michiego i Julki) to się rozpływam nad nimi. Michael jak zwykle taki uroczy i kochany. Uwielbiam go takiego. Widać, jak bardzo jemu na niej zależy. Wszystko by zrobił, nieba przychylił. No idealny jest, choć wiem, że kiedyś pisałam, że ideały nie istnieją. Michael, nie spiernicz tego jak cię proszę! I jeszcze jak wypalił z tym ślubem, że jak będzie trzeba, to księdza na porodówkę ściągnie. No to żeś nam przestraszył Julkę. Chyba mu się córeczki ciut wcześniej urodzą, niż miały zamiar.
    Czekam na następny i to już. Jak ty tak mogłaś to skończyć?! Ściskam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wielbię cię za to co robi Michael, ale błagam cię - niech Julce się nic nie stanie!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgadzam się z pozostałymi dziewczynami - jak mogłaś urwać w takim momencie? :D Pewnie Julka zacznie rodzić, oby tylko z dziewczynkami było wszystko w porządku. Już sobie wyobrażam panikę Hayboecka i jego zachowanie. Ja się tu martwię o dzieci i Julkę, a tu się może okazać, że to właśnie on będzie potrzebował pomocy :D Te rozmowy Michiego i Juli zawsze mnie rozczulają i wzruszają :D Widać, jakim uczuciem siebie darzą i oby tylko któreś z nich tego nie spieprzyło, bo osobiście zakatrupię! XD
    Do następnego! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam nadzieję, że Michi przemówił do rozumu Thomasowi i coś z tym zrobi, bo najgorsza prawda jest lepsza, od kłamstwa. Żal mi Sabriny, mam nadzieję, że jej, to nie złamie i da Morgiemu jeszcze jedną szansę. Nie dziwię się, że Julka nie chce wziąć tego ślubu, to za szybko, jeszcze nic nie wiadomo, jak to będzie. Teraz się kochają, a jak na świecie pojawią się dziewczynki, przyjdzie proza życia i monotonia i będą umieli ze sobą żyć i będą się kochać, to wtedy mogą się hajtać :) Michi jest w gorącej wodzie kąpany, porywczy i lubi postawić na swoim, ale jak widać Julii, to odpowiada, baaa, nawet ją kręci, ta władczość i zdecydowanie, a to dobrze, zwłaszcza, że umie sobie też z tym doskonale poradzić ;) Mam nadzieję, że dziewczynki urodzą się szybko i sprawnie, że nie zrobisz z porodu głównej bohaterki horroru i będzie, to trwać 36h :D Niech cesarka pójdzie szybko, a bóle porodowe nie będą krzyżowe, bo nam się wykończy uciekająca panna młoda ;) Pozdrawiam i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  12. W takim momencie wiesz Ty co! Uwielbiam rozmowy bohaterów samych ze sobą można się pośmiać :) Ale na koniec do śmiechu nie było. . Mam nadzieję że Michi nie straci dziewczyn.. Czekam do niedzieli Jula;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla Thomasa noc Kristy nic nie znaczyła. Jednak Thom może się mylić mówiąc, że matka jego córki przyjęła taki sam stosunek. Teraz może się rozpocząć walka o Thomasa.
    Popieram Julie. Ślub później, jak dziewczynki zaczną chodzić. Nawet mam wizje ślubnej uroczystości: księżniczki sypią kwiatki, Michi stoi tyłem do publiczności (przodem do małego ołtarzyka). Oczywiście rzecz będzie się działa na Bergisel<3
    Chyba akcje porodową czas zacząć...
    pozdrawiam, Pynia

    OdpowiedzUsuń
  14. Kiedy następny? Już nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dołączam się do pytania:D

      Usuń
    2. Ja tak samo czekam ze zniecierpliwieniem ��

      Usuń
    3. Koło 23, może później... Chora jestem i kicham co chwilę na monitor :(

      Usuń
    4. Zdrowka życze i weny �;)

      Usuń
  15. Powrotu do zdrowia !
    pozdrawiam, Pynia

    OdpowiedzUsuń
  16. jeeej no :c długo jeszcze ? ;D nie mogę się doczekać :*

    OdpowiedzUsuń