Inspiracja:
DOM W HALLEIN...
To popołudnie będzie jeszcze cięższe niż myślałam.
Cholera. Nie mógł wybrać lepszego momentu.
Martwi mnie to, że jest dopiero 17:00 a On znów jest pijany. Patrzę na Michaela. Jest wściekły. Zaraz wyrzuci Go za drzwi. Nie mogę na to pozwolić. Podaję Amy Stefanowi, który z obawą patrzy na obu blondynów i proszę żeby poszedł do kuchni i nikomu nie mówił kto przyszedł. Didl i Manu wystarczą. Staję na przeciwko Michaela, który w tym momencie chce podejść do Thomasa, a Manu z Didlem podchodzą do drugiego blondyna.
- Jemu trzeba pomóc a nie wyrzucać na ulicę. To Twój przyjaciel Michael. - mówię spokojnie ale stanowczo. Teraz patrzy na mnie i jakby się nad czymś zastanawia.
- Przez ostatnie dni, jak chciałem Mu pomóc to wychodził stąd trzaskając drzwiami. - zauważa.
- Bo się wstydzi tego co się z Nim dzieje.
- A Ty to wiesz, bo? - pyta.
- Bo z Nim rozmawiam.
- Jak jest zalany w trupa i bełkocze.
- Podobno wtedy człowiek jest najbardziej szczery. - mówię.
- Od kiedy tak Ci na Nim zależy co? - pyta. No nie. Nie wierzę. Serio Michael? Unoszę tylko brew. Widzi, że przegiął. Wzdycha i pociera oczy. - Zaprowadzę Go z chłopakami na górę. Pogadaj z Sabriną. Mnie słuchać żadne z Nich nie chce. - mówi i idzie w kierunku uśmiechniętego od ucha do ucha blondyna.
Kiedy wchodzę do kuchni Sandra, Schlieri i Matylda kłócą się o to, co zrobić z obiadem, a Stefan i Matt porównują dziewczynki i licytują się, który co Im kupi. Sabrina stoi z boku i tylko się Im przygląda. Podchodzę do Niej i kiwam głową, żeby poszła za mną. Siadamy na malutkiej dwuosobowej zielonej sofie w rogu tej ogromnej kuchni. Patrzy na mnie z zaciekawieniem. No tak. O co mi chodzi tak?
Wyglądasz jakbyś miała Jej powiedzieć, że zaraz świat się rozpadnie.
Jej już się rozpadł. Kiedy Thomas nie potrafił zapanować nad swoim przyrodzeniem.
- Jak się czujesz? - pytam. Dziwi się.
- To Ciebie powinniśmy o to pytać Julka. - mówi z delikatnym uśmiechem. Słabym i nieprawdziwym, bo uśmiech nie może być smutny. Nie taka jest jego definicja.
- Thomas tu jest. - mówię wprost. Wydaje mi się, że na chwilę przestaje oddychać. - I nie jest z Nim dobrze.
- Znowu jest pijany? - pyta z lekkim przerażeniem.
- Mniej niż zwykle... Sabi... - chwytam Ją za rękę. - Może gdybyś z Nim porozmawiała...
- Nie. - przerywa mi. W Jej oczach widzę obawę i rozpacz ale jest nieugięta. - Jak mam Go uszanować i z Nim porozmawiać kiedy On sam siebie nie szanuje? - pyta. Dobre pytanie kochana. - Nie może mnie szantażować.
- Szantażować? - dziwię się.
- Jeśli do Niego nie wrócę to będzie pił. To jest szantaż Julia. Niech chociaż raz zachowa się jak facet a nie jak dupek. Wtedy z Nim porozmawiam. - mówi poważniejąc. Chce Jej się płakać ale nie zrobi tego tutaj. - Przepraszam Cię Julka ale chyba będzie lepiej jak już sobie pójdę. Nie chcę psuć Wam reszty dnia. - mówi i wstaje udając się do wyjścia. Idę za Nią.
- Sabrina, poczekaj. - zatrzymuję Ją jeszcze zanim wychodzi.
- Tak?
- Z tego wszystkiego nie zdążyliśmy z Tobą porozmawiać o najważniejszej rzeczy. - mówię z uśmiechem. Jest zdezorientowana. - Chcielibyśmy z Michaelem żebyś została matką chrzestną Amy. - dodaję.
- Na prawdę? - w końcu uśmiecha się ciut weselej i ściska mnie mocno. - Oczywiście, że się tak...
***
Bezradność to cholernie podłe uczucie. I to własnie w sobie mam. Bo mogę jedynie patrzeć na Morgiego i Mu współczuć.
Straty kochanej kobiety czy głupoty?
Obu. Do sypialni wchodzi Julia. Sama.
- Tak myślałem. - mówię.
- Nie dziwię się Jej. - mówi cicho i siada na łóżku obok blondyna. I znowu trzyma Go za rękę i głaszcze po głowie, a On znów kładzie swój blond-łeb na Jej kolanach. Muszę mówić jak mnie to denerwuje?
Twoje zaciśnięte pięści mówią same za siebie.
Staram się je rozluźnić ale to cięższe niż się spodziewałem. Chwila. Przecież to mój przyjaciel. I jest zalany bo kocha do szaleństwa Sabrinę. Więc dlaczego jestem zazdrosny?
Jesteś zazdrosny o każdego kto Ją choćby dotknie. Najpierw Stefan, potem Matt, teraz Thomas... Lecz się Hayboeck.
Dzięki. Zawsze służysz dobrą radą.
- Nie ma Jej tu? - słyszę Jego niewyraźny głos.
- Nie Thomas. - odpowiada spokojnie. I dalej Go głaszcze.
- Nienawidzi mnie? - pyta. Brzmi jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Kocha Cię Thomas. - mówi pewnie. I chyba obaj patrzymy na Nią zaskoczeni. - Cholernie walczyła sama ze sobą żeby tu nie przyjść. Ale nie szanujesz siebie Thomas. Zachowujesz się jak ofiara losu, którą nie jesteś. A Ona potrzebuje prawdziwego faceta, który będzie dbał o siebie, o Nią, który jest na tyle dorosły, żeby zmierzyć się ze swoimi błędami, takiego, który o Nią zawalczy zamiast upija się do nieprzytomności z rozpaczy niszcząc sobie i innym życie. - mówi pewnie. I zapada cisza. - Weź się w garść Thomas... - dodaje cicho.
- Julka co ja mam robić? - pyta.
- Kochasz Lilly? - pyta nagle.
- Najbardziej na świecie. - odpowiada od razu.
- To zacznij od naprawienia siebie. Dla Lilly. Potem spędź z córką trochę czasu. Odzyskaj równowagę. Nic tak nie motywuje do życia i dalszego walczenia o siebie niż dziecko. - mówi z determinacją w głosie. Patrzy teraz na mnie. Wiem o co Jej chodzi. Wychodzę na korytarz i biorę w dłoń telefon. Nie chcę ale muszę to zrobić. Więc wybieram odpowiedni numer i czekam aż odbierze...
***
- Lepiej? - pytam kiedy wychodzi z łazienki z mokrą twarzą. Kiwa głową i staje obok mnie przy oknie. Wszyscy wyszli z kuchni na podwórko i tam przygotowują ogromny ogrodowy stół do obiadu. A właściwie obiado-kolacji. Patrzę na Niego. Jest zamyślony, wygląda jak wrak człowieka. Schudł. Bardzo. - Źle wyglądasz Thomas. - mówię. Uśmiecha się delikatnie.
- Wyglądam tragicznie Jula. Nie musisz mi prawić komplementów. - odpowiada. Uśmiecham się ale wiem, że mimo żartów nie jest z Nim dobrze. - Nie wiem dlaczego to zrobiłem. - mówi. W końcu coś mówi. - Byłem odwiedzić Lilly. Miała gorączkę i chciała, żebym został z Nią na noc. Więc zostałem, a kiedy zasnęła siedzieliśmy z Kristy w salonie i zaczęliśmy wspominać stare czasy. - kontynuuje. - To jak się poznaliśmy, jak się nienawidziliśmy, jak nienawiść zmieniła się w miłość... - mówi. - A potem wszystko potoczyło się tak szybko, że nie zauważyliśmy jak się od siebie oddalamy. Obiecałem sobie, że jeśli kiedyś jeszcze kogoś pokocham tak silnie jak kiedyś Kristy to zrobię wszystko, żeby nie skończyło się tak samo. - przerywa. - Wypiliśmy przy tym o jedną lampkę wina za dużo. - wzdycha i kręci głowa pocierając oczy. - Wszystko stało się tak szybko...
***
- Daj Im pogadać Michi. Jula to dobry psycholog. - Stefan zatrzymuje mnie w drzwiach do domu. - No o Morgiego raczej zazdrosny być nie musisz. - śmieje się.
- Aż tak to widać? - pytam siadając na ławce na tarasie. Siada obok mnie i uśmiecha się szeroko.
- Stary, ja już wolę nie wchodzić Ci w drogę i z Julką rozmawiam tylko w Twojej obecności albo przez telefon. Z resztą... Marisa ma ten sam rodzaj świra co Ty. - mówi.
- Nie mam świra.
- Taka chorobliwa zazdrość, w dodatku nieuzasadniona wymaga leczenia Michi. Matthias ciągle ma wrażenie, że chcesz Mu za coś przywalić i nie ma pojęcia jak się zachowywać w twoim towarzystwie. - kontynuuje poważniejąc. - Wiesz, że przez coś takiego łatwiej stracić kochana osobę niż przez zdradę?
- Wiem. - mówię patrząc jak Matthias i Sandra zabawiają leżące w wózeczkach dziewczynki.
- No to czemu nic z tym nie robisz? - pyta.
- Staram się ale...
- Ale?
- To jest silniejsze ode mnie. Julia jest taka, że...
- Że każdy się w Niej zakocha? - kończy. Patrzę na Niego uważnie. - To dziewczyna do rany przyłóż. I najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Przyjaciółka każdego. Tylko Ona cholernie dużo przeszła w życiu i za bardzo pragnie stabilizacji, spokoju i miłości, żeby sobie komplikować życie jeszcze bardziej.
- Co masz na myśli?
- Jest tak w Ciebie wpatrzona, że choćby Jej się odmieniło i spojrzała na jakiegoś faceta jak na faceta a nie osobę, której można pomóc, to i tak to jak bardzo Cię kocha wygra z pożądaniem czy fascynacją.
- Skąd to możesz wiedzieć? - pytam. To siedzi w głowie człowieka. I w sercu. A ono lubi płatać figle.
- Bo próbowałem. - wyznaje. Szokuje mnie tym. Patrzę na Niego z niedowierzaniem i nie wiem co powiedzieć. - W Planicy, kiedy dowiedziałeś się, że jest w ciąży... Twoja reakcja była dość jednoznaczna. Nie chciałeś Jej znać. A mi za bardzo na Niej zależało, żeby zostawić Ją z tym samą. Chciałem z Nią być. Chciałem uznać dziecko, stworzyć coś trwałego, bo cholernie byłem zakochany. I poniekąd nadal jestem ale bardziej jak we własnej siostrze... - przerywa na moment. Nie mówię nic. Zaciskam mimowolnie pięści. Widzi to i uśmiecha się. - Powiedziała, że to tak duża odpowiedzialność... że nie zdaję sobie sprawy z tego co chcę zrobić... a potem powiedziała, że kocha mnie jak brata i dlatego nie może ze mną być. Widziałem jak na Ciebie patrzyła. Jak o Tobie mówiła. Kochała Cię zanim sama się do tego przyznała.
- Matthias...
- To Jej pierwsza miłość owszem. I co z tego? - pyta wzruszając ramionami.
- Stara miłość nie rdzewieje Stefan.
- Chcesz się licytować? Mam Ci wygarnąć Ellę? - pyta lekko poirytowany. - To Jej przyjaciel. Zawsze będzie dla Niej ważny ale najważniejszy jesteś Ty. Bo Cię Kocha idioto.
- Idioto... - powtarzam patrząc na Niego z wyrzutem.
- Tylko idiota zamiast się cieszyć szczęściem szuka problemów wokół. - mówi. Milkniemy. Bo cholera ma rację. - To nie Ella Michi. - dodaje i z uśmiechem na twarzy idzie w stronę dziewczynek...
- Aż tak to widać? - pytam siadając na ławce na tarasie. Siada obok mnie i uśmiecha się szeroko.
- Stary, ja już wolę nie wchodzić Ci w drogę i z Julką rozmawiam tylko w Twojej obecności albo przez telefon. Z resztą... Marisa ma ten sam rodzaj świra co Ty. - mówi.
- Nie mam świra.
- Taka chorobliwa zazdrość, w dodatku nieuzasadniona wymaga leczenia Michi. Matthias ciągle ma wrażenie, że chcesz Mu za coś przywalić i nie ma pojęcia jak się zachowywać w twoim towarzystwie. - kontynuuje poważniejąc. - Wiesz, że przez coś takiego łatwiej stracić kochana osobę niż przez zdradę?
- Wiem. - mówię patrząc jak Matthias i Sandra zabawiają leżące w wózeczkach dziewczynki.
- No to czemu nic z tym nie robisz? - pyta.
- Staram się ale...
- Ale?
- To jest silniejsze ode mnie. Julia jest taka, że...
- Że każdy się w Niej zakocha? - kończy. Patrzę na Niego uważnie. - To dziewczyna do rany przyłóż. I najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Przyjaciółka każdego. Tylko Ona cholernie dużo przeszła w życiu i za bardzo pragnie stabilizacji, spokoju i miłości, żeby sobie komplikować życie jeszcze bardziej.
- Co masz na myśli?
- Jest tak w Ciebie wpatrzona, że choćby Jej się odmieniło i spojrzała na jakiegoś faceta jak na faceta a nie osobę, której można pomóc, to i tak to jak bardzo Cię kocha wygra z pożądaniem czy fascynacją.
- Skąd to możesz wiedzieć? - pytam. To siedzi w głowie człowieka. I w sercu. A ono lubi płatać figle.
- Bo próbowałem. - wyznaje. Szokuje mnie tym. Patrzę na Niego z niedowierzaniem i nie wiem co powiedzieć. - W Planicy, kiedy dowiedziałeś się, że jest w ciąży... Twoja reakcja była dość jednoznaczna. Nie chciałeś Jej znać. A mi za bardzo na Niej zależało, żeby zostawić Ją z tym samą. Chciałem z Nią być. Chciałem uznać dziecko, stworzyć coś trwałego, bo cholernie byłem zakochany. I poniekąd nadal jestem ale bardziej jak we własnej siostrze... - przerywa na moment. Nie mówię nic. Zaciskam mimowolnie pięści. Widzi to i uśmiecha się. - Powiedziała, że to tak duża odpowiedzialność... że nie zdaję sobie sprawy z tego co chcę zrobić... a potem powiedziała, że kocha mnie jak brata i dlatego nie może ze mną być. Widziałem jak na Ciebie patrzyła. Jak o Tobie mówiła. Kochała Cię zanim sama się do tego przyznała.
- Matthias...
- To Jej pierwsza miłość owszem. I co z tego? - pyta wzruszając ramionami.
- Stara miłość nie rdzewieje Stefan.
- Chcesz się licytować? Mam Ci wygarnąć Ellę? - pyta lekko poirytowany. - To Jej przyjaciel. Zawsze będzie dla Niej ważny ale najważniejszy jesteś Ty. Bo Cię Kocha idioto.
- Idioto... - powtarzam patrząc na Niego z wyrzutem.
- Tylko idiota zamiast się cieszyć szczęściem szuka problemów wokół. - mówi. Milkniemy. Bo cholera ma rację. - To nie Ella Michi. - dodaje i z uśmiechem na twarzy idzie w stronę dziewczynek...
***
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - pyta z lekką obawą w głosie.
- Michi właśnie dzwoni do Kristiny. Lilly będzie u Nas jutro rano. Spędzicie razem tydzień. Będziesz miał czas dla córki i dla siebie. Na pomyślenie o sobie i ułożenie sobie wszystkiego w głowie. - mówię z uśmiechem. Przez chwilę nic nie mówi. Tylko patrzy na mnie uważnie.
- Nie wiem jak Ci się odwdzięczę za to wszystko Julka.
- Przestań. Jesteśmy przyjaciółmi tak? A przyjaciele sobie pomagają w ciężkich chwilach. - kręci głową. - Coś źle powiedziałam? - dziwię się.
- Przyjaciele kazali mi przestać pić i się ogarnąć. Nie potrafili słuchać. A Ty... jesteś przyjaciółką Sabriny i... Zamiast mnie krytykować i wyzywać od najgorszych jeszcze mnie pocieszasz, chronisz przed zrobieniem kolejnej głupoty i dajesz rady... - przerywa na chwilę. Uśmiecha się blado. - Tylko Ty próbujesz mnie zrozumieć.
- Thomas... - chwytam Go za dłonie i delikatnie ściskam. - Miłość jest cholernie trudna. Wiem coś o tym. Uczucia płatają nam figle i czasem człowiek robi rzeczy, których nigdy by się nie spodziewał, że zrobi. Nie można nikogo za to nienawidzić. Jeżeli tylko chce te błędy naprawić. Bo nic innego w życiu się nie liczy. Tylko miłość. - mówię spokojnie. W Jego oczach widzę wdzięczność ale i ogromną potrzebę...
- Czasem mam wrażenie, że jestem całkiem sam... - mówi cicho. - Potrzebuję czegoś... potrzebuję trochę czułości Julia... - kładzie dłoń na moim policzku. Przechodzi mnie dreszcz.
yyyy...
- Thomas...
- A Ty to rozumiesz... Jesteś taka piękna Julio... - mówi cicho i w tym samym momencie Jego ciepłe usta łączą się z moimi. Jestem w szoku. Kurde! Thomas, co Ty robisz?! Jestem w szoku, że to takie cholernie przyjemne a takie być nie powinno... A to cholernie podłe uczucie...
**********~*~**********
Witajcie :)
Rozdział jest wcześniej :)
I z małą niespodzianką na końcu ;)
Co o tym sądzicie?
Zapraszam również do zaglądania na
Kolejny felieton już w piątek wieczorkiem :)
Buziole :*