wtorek, 23 grudnia 2014

6. All I want for Christmas is You...

Inspiracja:
Mariah Carey - All I Want For Christmas Is You



MIESZKANIE STEFANA I MICHAELA...

Sobota. Wolne. Cisza i spokój. I nie ważne, że nie mogę spać, można poleżeć i porozmyślać nad życiem, nad tym co zrobić żeby skoki były lepsze, żeby forma powróciła...
Żeby znormalnieć...
Nie jestem nienormalny.
Jesteś wrzodem na dupie Michi.
Niby czemu?
Bo trzeba się z Tobą obchodzić jak z jajkiem. A jak ktoś zażartuje to albo robisz miny jakby Ci się chciało do toalety albo wychodzisz udając zmęczonego. Jesteś totalnie aspołeczny Hayboeck!
Bo wszyscy chcą mi dawać rady.
Już Ci nikt nic nie radzi, nawet przestali Cię na randki wysyłać. Oni po prostu chcą odzyskać swojego dawnego kumpla.
Nie przeszkadzam Im przecież!
Ale brakuje Im Ciebie.
Moje przemyślenia i jakże fascynującą rozmowę z samym sobą przerywa darcie japy Stefana. Patrzę na zegarek i widzę 7:40. Jak ja kocham tego matoła. 
- I just want you for my own!
  More than You could ever know!
  Make my wish come truuuuuuuuue!
  All I want for Christmaaaaas is Youuuuuuuuuuuuu!
Ja pierdole. Zakładam poduszkę na uszy ale i tak słyszę Jego wycie. Dobra, ja rozumiem, że można mieć ulubioną piosenkę ale Mariah Carey? Świąteczna piosenka? O 7:40 rano? W sobotę?
W środku listopada?
Boże gdzie Twoja litość?
Widocznie Kraft stał w kolejce po życiową energię.
Widocznie była długa skoro nie dotarł do wzrostu i talentu wokalnego.
To było złośliwe Michael. hehe ale całkiem zabawne.
I sam do siebie się uśmiecham. Podnoszę głowę i się dziwię. Za oknem nie ma deszczu tylko wszędzie biało. I na niebie ani jednej chmurki. I słońce wstaje. 
Dziwne...
Co nie? I nagle radio zaczyna grać głośniej i słyszę już więcej głosów. A właściwie chórek...
- I don't want a lot for Christmas
  This is all I'm asking for
  I just want to see my baby
  Standing right outside my door
  Oooh I just want you for my own!
  More than You could ever know!
  Make my wish come truuuuuuuuue!
  All I want for Christmaaaaas is Youuuuuuuuuuuuu!
Serio? Ona tez spać nie może?
Przy Krafcie? Dziwisz się?
To, że Ją obudził nie znaczy, że ma z Nim wyć.
Idź powyj z Nimi. Będzie fajnie!
Jasne. Wstaję z łóżka i idę w kierunku drzwi. Otwieram je i widzę jak Stefan stoi z drewnianą łyżką na stole i do Niej śpiewa wyginając się tak, że zastanawiam się gdzie się podział Jego kręgosłup a Ona buja biodrami podśpiewując i nagrywając Krafta na Jego własnym telefonie. 
Znając Jego to za godzinę to nagranie będzie na Facebooku.
Z dopiskiem "z życzeniami dla wszystkich czekających na reklamę coca coli". I stoję tak w progu kuchni i obserwuję mimowolnie się śmiejąc. On w bokserkach, Ona w koszulce i prawdopodobnie...
Gdzie Ty się patrzysz zboczuchu!
I znowu się uśmiecham. Ale oczy same kierują się na Jej nogi.
Uda.
Ma całkiem zgrabne nóżki. Tylko takie chude...
Seksowne.
Czekaj... co Ona tam ma? Widzisz to? 
Wow... tatuaż! 
- Michi śpiewaj z Nami! - woła Stefan skacząc ze stołu i prawie łamiąc sobie nogi. Podchodzi do mnie z łyżką i patrzy jakby na coś czekał. Ach tak... No to śpiewam.
- Dzisiaj jest sobota, dzień długiego spania.
  Ale Stefan wyje więc oczekuję śniadania.
I patrzą na mnie oboje z minami mówiącymi "WTF?". 
Bo to było słabe.
Wzdycham i siadam przy stole podpierając głowę rękami a mój wzrok znowu przenosi się na dziewczynę. Jest mega rozczochrana i nie ma makijażu. Ale w sumie całkiem nieźle wygląda.
Ruchałbym.
Ja pierdziele. Zamykam oczy i chowam twarz w dłoniach. Niemożliwym jest żebym był taki zboczony.
Jesteś wyposzczony.
Ale bez przesady!
- Proszę, smacznego. - kładzie przede mną talerz pełen kolorowych kanapek i kubek z herbatą. Zerkam na Nią i widzę przyjazny uśmiech. No to też się uśmiecham. Z wdzięczności. Cóż... przynajmniej nie będę sobie musiał śniadania robić. Stefan siada obok i zaczyna wcinać swoje kanapki a Ona ścisza radio i nadal buja biodrami tym razem w rytm "Marry Christmas everyone" Stevensa. I znowu mój wzrok pada na Jej uda. A właściwie na jedno. Prawe. I staram się dojrzeć co to jest. 
Wygląda jak... hmn... to jest jakiś łańcuszek?
Hmn... Lekko przekrzywiam głowę ale nadal nic nie widać. Tatuaż jest za wysoko a koszulka za długa. 
Ekhem! Ma nago chodzić?
I uśmiecham się jak głupi bo sobie to wyobraziłem. I czuję jak Stefan mnie kopie więc zerkam na Niego a On szczerzy się jak małpa do byle banana i rusza brwiami jak porąbany. Więc stukam Mu w czółko i wracam do jedzenia kanapek. A Ona znika w pokoju.
- Nie mam pojęcia co to ale możemy sprawdzić jak się będzie wieczorem przebierała. - oznajmia z zadowoleniem. Znowu na Niego patrzę, tym razem z politowaniem. - No co? Ciebie też męczy ten tatuaż, przyznaj się.
- Nie wygląda na taką, która robi sobie tatuaże więc ciekawi mnie czy to kaprys bogatej panienki czy ma jakieś głębsze znaczenie. - odpowiadam.
- Ona nie jest bogata.
- Jej facet jest.
- Jej były facet. - poprawia mnie. Wzruszam ramionami i wcinam ostatnią kanapkę dziwiąc się, że to już. Ostatnio nie potrafiłem w siebie wmusić zbyt wiele jedzenia a dzisiaj zjadam 5 kanapek... Dziwne. I wraca do kuchni już ubrana. W sprane jeansy i szary sweterek z bałwanem na środku. Podkreśla Jej oczy.
I opina cycuszki!
Chryste Panie! 
Potrzebujesz seksu!
Potrzebuję żeby jak najszybciej znalazła pracę i się wyprowadziła.
To nie zmieni tego, że na widok fajniejszej laski będzie Ci stawał.
Krztuszę się kanapką a Ona patrzy z lekkim przerażeniem na mnie. Spokojnie. Nie umieram. Ja tylko zaskakuję sam siebie. Stefan klepie mnie po plecach i po chwili jest już lepiej. Mogę normalnie oddychać. Ale staram się już na Nią nie patrzeć. W końcu jestem w samych slipach. 
- To co? Jedziemy po śniadanku wymienić Maggie buty? - pyta żywo Stefan.
- Sklepy są czynne od 10:00 normalni ludzie w sobotę o 8:00 jeszcze śpią. - zauważam.
- Szkoda takiego pięknego dnia. - mówi i wstaje od stołu. - Idziemy na spacer? - pyta.
- Jeśli mamy wymienić te buty to Julia nie może w nich iść. - mówię kończąc wyjątkowo dobrą herbatę.
- Spoko, mamy jeszcze buty Didla. To jak? Idziemy?
- Julia? - zwracam się do Niej bo mi to obojętne. Kiwa ochoczo głową i uśmiecha się związując włosy w wysoką kitkę. O nie...
- To ja się idę zebrać, Michi, masz 10 minut. - mówi prawie wbiegając do swojego pokoju. Więc wstaję od stołu dziękując za śniadanie kiedy zbiera naczynia. I nie mogę się powstrzymać wychodząc z kuchni. To silniejsze ode mnie.
- Lepiej Ci z rozpuszczonymi...


***

Mówi i tak po prostu wychodzi. 
Mówiłam, że On to jest taki lekko psychicznie nie całkiem normalny.
Kręcę głową, bo nie bardzo czuję tego gościa. No rozumiem, że przypominam Mu o Jego byłej ale Ja nikogo nie zwodziłam.
No właśnie. To ktoś zwodził Ciebie.
Może nie w taki sposób jak Ona Jego ale zwodził prawda?
Prawda.
Może próbuje zachowywać się normalnie przez grzeczność?
Jest ładny dzień więc może to Mu trochę pomaga. Albo ma rozdwojenie jaźni i teraz prawi Ci komplementy a w nocy Ci podetnie gardło.
Uspokój się!
No co? Po takim to nigdy nic nie wiadomo.
Po porządnym i wysoko wykształconym też nie.
Ok. Masz rację ale...
Nie ma żadnego ale. Najlepiej będzie jeżeli nie będę Mu wchodzić w drogę i ograniczę kontakt z Nim do minimum. Nie ma co Go denerwować. I tak będziemy tu tylko tydzień.
No właśnie. Powiedziałaś Im?
Jeszcze nie. 
- Gotowi? - pyta z entuzjazmem Stefan. Ten to ma energii za całą grupę. I wiecznie się uśmiecha. No i jak tu Go nie lubić i się nie śmiać razem z Nim? To takie duże dziecko. Zaraża zabawą.
I dlatego przed chwilą świrowałaś pawiana do Mariah Carey?
No dobra. Trochę mnie poniosło ale dzisiaj taki ładny dzień...
- Weź rachunek. - przypomina Mi blondas więc idę do pokoju po torebkę i wychodząc z niego zakładam kurtkę. Pudełko z butami wkładam do reklamówki a na nogi zakładam buty Thomasa. Bogu dzięki za tak małych ludzi. Patrzę na Ich dwójkę i zatrzymuję wzrok na Michaelu, który patrzy na mnie wyczekująco. Więc uśmiecham się do Niego z największą sympatia na jaką mnie stać i zdejmuję gumkę z włosów pozwalając im opaść swobodnie na ramiona. Odwraca się i wychodzi z mieszkania ale dam sobie uciąć małego paluszka, że śmieje się pod nosem...

***

Nie wierzę.
Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli.
Zamknij się! Nie wierzę, że to zrobiła!
Chciała trafić w Stefana.
Ale trafiła we mnie i to ja mam śnieg za kołnierzem! Więc patrzę na Nią a Ona zamiast być przerażona tym, że zaraz prawdopodobnie zrobię Jej krzywdę śmieje się jak jakaś nawiedzona małolata. A Stefan razem z Nią. I prawie leżą ze śmiechu bo oprócz śniegu za kołnierzem mam śnieg za okularami przeciwsłonecznymi. Jest mi zimno. I jestem zły. Więc idę w Ich stronę i zdejmuję okulary. A kiedy widzi mój wzrok przestaje się śmiać i jakby rzeczywiście się mnie trochę bała.
Dziwisz się? Od początku Jej pokazujesz swoją niechęć do Niej. Bezpodstawną. Bo jak widać jest na prawdę spoko i jest ładna i jest zabawna...
I uciekła sprzed ołtarza.
I co z tego?!
- Jeśli chcesz zrobić coś Maggie najpierw musisz zmierzyć się ze mną! - przede mną staje nagle Stefan i pręży pierś. Mam ochotę się perfidnie zaśmiać ale tylko uśmiecham się lekko i grzecznie popycham Go w stronę zaspy. Wokół pełno ludzi bo ładna pogoda to wyszli na spacer i łażą po parku i lepią bałwany i wszyscy rzucają się śniegiem jakby to była największa frajda pod słońcem. A to tylko zamarznięta woda, która powoduje jedynie chorobę. Więc zbliżam się do Niej i groźnie na Nią patrzę. Rany... jest przerażona.  Hehe
Nie ma w tym nic śmiesznego.
Jest. Bo nie wie co Ją czeka. I nagle szczerzę się jak idiota i przewieszam Ją sobie przez ramię a Ona krzyczy.
- Michael co Ty robisz?!
- Nie krzycz, bo dzieci straszysz. - upominam Ją spokojnie. Mijam Stefana, który usiłuje wygrzebać się z zaspy i idę dalej. Włażę w ten największy puch, który sięga mi prawie już do kolan i ciesze się jeszcze bardziej.
- Michael przepraszam! To miało być w Stefana!
- Koniecznie musisz poćwiczyć celność. - mówię z zadowoleniem. - A póki co poznasz jak bardzo mściwy jestem.
- Michi... - jęczy próbując wierzgać nogami.
- Cicho tam. - upominam Ją. Mijam grupkę dzieci bawiących się w rugby na śniegu i idę dalej, a śniegu coraz więcej bo za chwilę jest spad. Jesteśmy na górce. Więc zatrzymuję się, a po chwili dociera do nas Stefan i patrzy nieufnie w moją stronę. Więc puszczam Mu oko i wrzucam dziewczynę w największy śnieg jaki Innsbruck widział. A Ona w nim ginie. Zapada się jak kamień w wodzie. 
- Michi... tam jest dobry metr śniegu. - zauważa Stefan. Wzruszam tyko ramionami. I patrzę kiedy się dziewczyna zbierze i wstanie ale Ona tam ciągle leży i nie widać Jej. Co prawda jest mega niska ale nie aż tak żeby nie wystawała Jej chociaż głowa. - Coś Jej nie widać. - zauważa Kraft. - Michi zabiłeś nam Maggie! - woła zrozpaczony i chce iść w tamtą stronę. Więc ciągnę Go za rękaw i wywracam oczami.
- Ty też chcesz się zgubić? Wyrośnięty nie jesteś. - mówię a On się oburza. - Ja po Nią pójdę. - wzdycham i włażę w te hektary śniegu po pas. Widzę dziurę więc musi być też dziewczyna. Pochylam się nad nią i widzę Jej zadowoloną twarz. I przez chwilę nie wiem co myśleć ale zaraz ja też leżę w śniegu a Ona siedzi na mnie. I szczerzy się jak Freund kiedy zdobył mistrza świata w lotach w zeszłym roku. W dodatku fartem. A mi znowu jest zimno. I znowu czuję śnieg za kołnierzem. 
- Refleks Michi. - cieszy się jak walnięta. Że co?
- Czy ja Wam gołąbeczki nie przeszkadzam? - szczerzy się Kraft a ja mam ochotę Ich oboje zakopać w tym śniegu. - Poseksicie się później, czas wymienić buty! - oznajmia dumnie i wyciąga Julię ze śniegu. Mnie oczywiście zostawia samego. I najchętniej bym tu został gdyby nie to, że tak strasznie zimno mi w tyłek...


***

I stoję przed tą babą z rachunkiem w ręce i patrzę na Nią a Ona na mnie. Tylko, że Ona ma na twarzy uśmiech przyklejony przez wypłatę a ja mam wnerw mega wielki, bo "nic nie może dla mnie zrobić, bo rachunek jest nieczytelny". A to moja wina, że Hayboeck mnie w metr śniegu wrzucił?
No trochę tak.
To miało być w Stefana!
- Jakiś problem? - nagle obok pojawia się blondas, który jest już wyraźnie zniecierpliwiony bo czeka na mnie ze Stefanem przed sklepem już dobre pół godziny.
- Pani nie może wymienić mi butów bo mam zamoknięty rachunek. - patrze na Niego znacząco a On się tylko uśmiecha i odwraca w stronę ekspedientki, która najwyraźniej Go rozpoznała bo patrzy na Niego jakby Brad Pitt w stroju Achillesa przed Nią stał. A to tylko Hayboeck.
W sumie to gdyby tak...
Zamilcz! 
- Na prawdę nic się nie da zrobić? - pyta pochylając się swobodnie nad ladą. 
Czy On używa swojego uroku osobistego?!
Najwyraźniej... Dziwię się.
Ja też. On w ogóle wie co to urok osobisty, bycie szarmanckim i podryw?
Nie to mnie dziwi. Dziwi mnie to, że zamiast powiedzieć "trudno, radź sobie sama" to stara się mi pomóc.
- Rachunek jest zamoknięty, nie widać ceny, numeru zakupu...
- Moja kuzynka kupowała je tutaj wczoraj. Jestem pewien, że znajdzie Pani numer rachunku w komputerze. Po modelu i numerze z pudełka. - mówi uśmiechając się do kobiety szelmowsko.
No cóż... trzeba Mu przyznać... robi wrażenie.
- Zaraz sprawdzę. - mówi i wychodzi na jakieś zaplecze. Wtedy blondas obraca się w moim kierunku i znowu ma tą swoją normalną minę.
Naburmuszoną.
Zwykłą.
- Te będą dobre. - podaje mi pudełko z bordowymi traperami wysokimi za kostkę.
- Skąd...
- Didl ma siódemkę. Ty trochę człapiesz w Jego butach więc musisz mieć szóstkę. - odpowiada na nie zadane pytanie. 
Sprytna bestia. Myślisz, że chce Cię na to wyrwać?
Raczej chce mnie mieć już z głowy i wrócić do domu. Po chwili pojawia się ekspedientka.
- Wymiana jest jak najbardziej możliwa. Koleżanka przypomniała sobie, że Pańska kuzynka rzeczywiście wczoraj u nas była. Na jaki model wymieniamy?

***

- To teraz możemy jechać na narty. - szczerzy się Stefan siedząc w salonie na kanapie.
- Nie umiem jeździć na nartach. - mówi cicho brunetka.
- Nauczymy Cię. - puszcza Jej oko. Kiedy Oni się tak zbliżyli przez te dwa dni?
A co? Zazdrosny?
Pfff! Stefan wychodzi do pokoju bo znowu dzwoni Mu telefon. A Ona siada obok mnie i patrzy wyczekująco. No to tez na Nią zerkam. Może zaczyna mówić tylko jak się na Nią patrzy...
- Dlaczego powiedziałeś, że jestem Twoją kuzynką? - pyta.
- Bo gdybym powiedział, że jesteś moją dziewczyną dalej mokłyby Ci nogi. - wyjaśniam jak idiotce.
- Dlaczego miałbyś mówić, że jestem Twoją dziewczyną? - dziwi się. Och.
No właśnie Michi. Dlaczego?
I patrzy tymi oczętami swoimi całymi w szarości. A ja nie wiem co mam powiedzieć. W końcu uśmiecha się lekko.
- Nieważne. Dzięki Tobie mam w czym schodzić Ci z oczu. - oznajmia a Ja się dziwię bo dlaczego miałaby to robić?
Przecież sam tego chcesz!
Ale Jej tego nie mówiłem!
- Dziękuję. - mówi i po chwili czuję Jej usta na moim policzku. I na chwilę mam zawał. Bo jakby nie wiem jak mam się zachować. Ale nie trwa to długo, bo znika zaraz w pokoju Didla.
Schodzi Ci z oczu.
Czyta mi w myślach. Tylko raz ktoś czytał mi w myślach i mam z tym same kiepskie wspomnienia. A to cholernie podłe uczucie...



**********~*~**********
Nic dodać, nic ująć.
Dziurozapychacz przed resztą tajemnic naszych bohaterów.
A póki co wszystkim Wam życzę spokojnych, wesołych i bogatych w kalorie Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku spędzonego w gronie najbliższych.
Ja od wczoraj jestem już w Polsce i cieszę się, że będę mogła spędzić te Święta z rodziną.
A naszym skoczkom kochanym życzę dalekich lotów, Kamilowi powrotu do zdrowia, Gregorowi ustabilizowania formy, Stefanowi pobijania rekordów a Michiemu przede wszystkim miłości no i wygrania TCS! <3


12 komentarzy:

  1. Tobie również Wesołych Świąt! Dużo zdrowia, szczęścia, weny i przede wszystkim spełnienia marzeń! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziurozapychacz a ma swój urok ;)
    Stefan mnie powala swoją radością i zadowoleniem z życia, jest jedną z najbardziej optymistycznych postaci jakie miałam okazję kiedykolwiek "poznać" :D
    Michi dzisiaj mniej wredny niż normalnie, aż mi się tak jakoś cieplutko zrobiło kiedy o nim czytałam, a w zasadzie kiedy czytalam o nich, bo ta akcja w zaspie z Julią świetna :)
    No i ten jego urok osobisty, ja sama zawsze kiedy go widzę mam kilku sekundowy zawał, jak on sam po buziaku od Julii :D
    Również życzę ci wesołych, spokojnych świąt w rodzinnej atmosferze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. "To nie zmieni tego, że na widok fajniejszej laski będzie Ci stawał."- strzeliłam sobie typowego faceplama :D O czym Michi myśli... Zboczuch :p Gdyby mógł poużywać swojego uroku sobistego, aby mnie ratować z opresji xD Haha, ale bym miała bekę ze sprzedawczyni :D Chyba go pozna, a Hayboeck użyje swojego uroku osobistego. To on ma urok osobisty!? :o To było meeega :D <3 Ale śnieg i tak wymiata ever <3 Karę trzeba odbyć :P Niech się Maggie/Julia cieszy, że tylko blondas chciał się znęcać xdd Bo gdyby było ich dóch, byloby kiepsko... ;) A scena ze śpiewaniem wymiata :D Aż sama sobie włączyłam i zaczęłam śpiewać ;)) Rozmawianie z samym sobą są najlepsze ♥♥♥
    A tak z innej beczki, to wczoraj skończylam czytać o Tess, Steffi i reszcie :) Cudooo <3 W ogóle Twoje opowiadanka są zawsze świetne :) Czytam sobie teraz po raz drugi Maćka, Zochę i Adelkę :D Ale jeszcze muszę przeczytać jakies wcześniejsze opowiadanie, o Gregu chyba, ale pewna nie jestem ;p I zawsze pod koniec historii znajdowałam Twoje nowe opka, ale teraz udało się na początku ^^
    Wesołych świąt, szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia marzeń, wymarzonych prezentów, zdrowia, radości i wszystkiego co najlepsze!!! ♥
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki skladny komentarz... :P Wszystko wymiata i to najlepsze podsumowanie ;)

      Usuń
  4. Żaden dziuro zapychacz! Nieźle się uśmiałam przy tym rozdziale. Zwłaszcza ten początek i spacer ;) Oj Michi coś do Julki się zaczyna kleić ;P
    Pozdrawiam i weny ;***

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja ci dam dziurozapychacz! Czy ty wiesz co mówisz? Nie masz pojęcia ile się uśmiałam czytając ten rozdział. Skąd ty bierzesz te teksty co? Michi zboczuszek... Oj nieładnie Michi, nie ładnie. Jakby reszta wiedziała co ci tam po tej twojej pięknej blond główce chodzi... A szkoda gadać nawet. A jak chce, to i pomocny potrafi być. Byłam pewna, że nie pomoże Juli w tym sklepie i że może nawet by ją w tej zaspie zostawił. Patrząc na to, w jakim był humorze i jak był nastawiony co do jej osoby, to wcale bym się nie zdziwiła. Ale ten jego urok osobisty... Nie, to było mega z tym Bradem Pittem, aż sobie to wyobraziłam i nie mogłam przestać się śmiać. Scena z tym porannym śpiewaniem... Już na wstępie leżałam na podłodze i skręcałam się ze śmiechu. Krafti i ten jego cudowny talent wokalny i tek tekst jak ich w tej zaspie znalazł "Poseksicie się później, czas wymienić buty!". Co jak co, ale uwielbiam ten rozdział. No i nareszcie nasz Hayboeck się przekonuje do Maggie, na to czekałam i się doczekałam.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :D
    PS. Nie ma to jak się dowiedzieć, że Kamil Stoch był zaledwie ok. 10 km od miejscowości w której mieszkasz ;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. Od niedawna zaczęłam czytać Twoje opowiadania i są świetne!! :) Przeczytałm już wszystkie poprzednie i każde coraz bardziej mi się podobało. Te jest trochę inne jak dla mnie jednak bardzo interesujące. Czekam na dalszy ciąg a tymczasem Wesołych Świąt i weny do dalszego pisania :) :)
    J.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozbroiłaś mnie tym rozdziałem!
    No po prostu leżałam ze śmiechu w pewnych momentach i nie mogłam się podnieść. ;D
    I Michi! ♥ Jej, no jakie to jest kochane! ♥♥♥
    Szał, istny szał. :)


    Wesołych Świąt, Kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Żaden dziurozapychacz ;)
    Stefan jest genialny + ta wewnętrzna rozmowa Michiego z samym sobą. Arcydzieło!
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  9. Maryśka byłaby dumna z takiej interpretacji swojego utworu :D Widać Stef ma wiele ukrytych talentów;) A główny, to chyba kolorowanie ludziom życia, bo gdy on się pojawia, to wkoło jakoś tak się rozjaśnia ;) Michi faktycznie wyposzczony, biedny ;) Dziś użył swojego uroku osobistego i całkiem dobrze mu to wyszło :P Mówisz, że odcinek zapychający, ale takie też potrzebne, by Kraft mógł ukryte talenty pokazywać :D Pozdrawiam i również życzę Wesołych Świąt, aby kalorie poszły w cycki, a Nowy Rok przyniósł same wspaniałe chwile :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz , że to chyba moja ulubiona z bohaterek każdego z Twoich opowiadań?:D
    Nie mam jej nic za złe, a to jak traktuje Michiego jest świetne!♥
    Rozmowy z podświadomością wymiatają i tego chyba nic nie przebije!
    Wesołych kochana!♥

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  11. Jezu drogi! Opowiadanie świetne! Trafiłam przypadkowo i zagłębiłam się w nie, bo są Austriacy i wcale nie żałuję. Jak oni się przekomarzają i walczą sami z sobą. Podoba mi się :) Oczywiście bloga dodaję do obserwowanych i zapraszam do mnie na 3 :)
    http://dzieki-tobie.blogspot.com/2014/12/rozdzia-3.html

    OdpowiedzUsuń