Wygodnie.
Bo leżysz na łóżku.
Ciepło.
Bo pod kołdrą leżysz na łóżku.
Słonecznie.
Jeszcze oczu nie otwarłeś.
Jestem pewien, że dziś świeci słońce, śnieg nie sypie, jest cudowny przymrozek i dzień będzie dobry.
Nie za dużo optymizmu jak na jeden poranek?
Zobaczysz, Maggie zniknęła, pogoda dopisuje, skoki dzisiaj będą idealne a ja w końcu znajdę równowagę.
Jeśli już tak marzysz to może od razu znajdziesz sobie kobitę?
I ten spokój...
Nie szczerz się tak, jak znam Twoich kumpli to za chwilę...
- Że co?!!! Nie wierzę!! No ja pierdole!!
To On zna takie słowa?
I po spokoju. Didl drze japę od... zerkam na zegarek na biurku. 7:30 no tak, o 9:00 trening więc pasuje wstać ale o co On się tak drze?
- Hahahahahaha!!!! - teraz Stefan dostał ataku. Dlaczego nie mogłem trafić na kogoś normalnego?
Ty też taki byłeś jeszcze kilka tygodni temu. Tylko zdziadziałeś.
Odwracam głowę i siadam na łóżku nie wierząc co widzę za oknem. Szaro buro i ponuro i deszcz. No cholera jasna! A miało być tak pięknie...
Jeszcze nic straconego.
Więc wstaję żeby zobaczyć z czego Stefan tak cholernie się cieszy. I nie tylko On, bo słyszę też pozostałych. Widocznie zostali na noc. Patrzę na krzesło przy biurku i widzę suknię ślubną, którą wczoraj pomagałem odpinać.
Ech... jeszcze Ci źle?
Wywracam oczami, bo ten temat jest skończony. Tylko jeśli Jej suknia jest tutaj to w czym wyszła z domu? Marszczę brwi bo w samym dresie też byłoby Jej zimno ale co mnie to obchodzi? Więc wychodzę a w salonie wszyscy cieszą michy a Thomas ma minę jakby Mu zabrali ulubioną zabawkę. I siedzi na kanapie z jakąś kartką w ręce i wygląda jakby się miał rozpłakać za moment. Więc pytam kulturalnie...
- Co się stało?
- Przyjąłeś pod dach złodziejkę! - oskarża mnie. No to się dziwię, bo nikogo nie przyjmowałem, ja nie miałem wyjścia. Wzdycham, kręcę głową i się zastanawiam co takiego Mu wzięła. Więc patrzę na drugiego Thomasa a ten z uśmiechem na ustach bierze kartkę od Didla i mi ją wręcza idąc do kuchni. No i czytam...
Bo leżysz na łóżku.
Ciepło.
Bo pod kołdrą leżysz na łóżku.
Słonecznie.
Jeszcze oczu nie otwarłeś.
Jestem pewien, że dziś świeci słońce, śnieg nie sypie, jest cudowny przymrozek i dzień będzie dobry.
Nie za dużo optymizmu jak na jeden poranek?
Zobaczysz, Maggie zniknęła, pogoda dopisuje, skoki dzisiaj będą idealne a ja w końcu znajdę równowagę.
Jeśli już tak marzysz to może od razu znajdziesz sobie kobitę?
I ten spokój...
Nie szczerz się tak, jak znam Twoich kumpli to za chwilę...
- Że co?!!! Nie wierzę!! No ja pierdole!!
To On zna takie słowa?
I po spokoju. Didl drze japę od... zerkam na zegarek na biurku. 7:30 no tak, o 9:00 trening więc pasuje wstać ale o co On się tak drze?
- Hahahahahaha!!!! - teraz Stefan dostał ataku. Dlaczego nie mogłem trafić na kogoś normalnego?
Ty też taki byłeś jeszcze kilka tygodni temu. Tylko zdziadziałeś.
Odwracam głowę i siadam na łóżku nie wierząc co widzę za oknem. Szaro buro i ponuro i deszcz. No cholera jasna! A miało być tak pięknie...
Jeszcze nic straconego.
Więc wstaję żeby zobaczyć z czego Stefan tak cholernie się cieszy. I nie tylko On, bo słyszę też pozostałych. Widocznie zostali na noc. Patrzę na krzesło przy biurku i widzę suknię ślubną, którą wczoraj pomagałem odpinać.
Ech... jeszcze Ci źle?
Wywracam oczami, bo ten temat jest skończony. Tylko jeśli Jej suknia jest tutaj to w czym wyszła z domu? Marszczę brwi bo w samym dresie też byłoby Jej zimno ale co mnie to obchodzi? Więc wychodzę a w salonie wszyscy cieszą michy a Thomas ma minę jakby Mu zabrali ulubioną zabawkę. I siedzi na kanapie z jakąś kartką w ręce i wygląda jakby się miał rozpłakać za moment. Więc pytam kulturalnie...
- Co się stało?
- Przyjąłeś pod dach złodziejkę! - oskarża mnie. No to się dziwię, bo nikogo nie przyjmowałem, ja nie miałem wyjścia. Wzdycham, kręcę głową i się zastanawiam co takiego Mu wzięła. Więc patrzę na drugiego Thomasa a ten z uśmiechem na ustach bierze kartkę od Didla i mi ją wręcza idąc do kuchni. No i czytam...
"Chłopaki!
Dziękuję za przenocowanie takiej ofiary losu jak ja.
Przepraszam za kłopot.
Mam nadzieję, że śniadanie, które Wam przygotowałam jakoś wynagrodzi to, że przeze mnie nie obejrzeliście meczu.
Będę trzymała za Was kciuki na konkursach. ;)
Buziaki,
Julia/Maggie.
P.S.: Thomas, przepraszam, że nie możesz znaleźć kurtki i butów.
Obiecuję, że odeślę je na adres Stefana jak tylko zorganizuję sobie życie.
P.S.2.: Przekażcie Michaelowi, że sukienkę może wyrzucić, bo nie chciałam Go budzić."
I micha mi się cieszy. I nie dlatego, że mogę sobie wyrzucić sukienkę za kilka tysięcy do kosza tylko dlatego, że...
No... dokończ... dlaczego Ci się micha cieszy?
Bo Didl został bez butów i kurtki a za godzinę mamy być na skoczni.
A nie dlatego, że jesteś pewien, że Ona wróci po tą sukienkę?
Gdybym tak myślał, teraz byłbym najbardziej wkurzonym facetem pod słońcem. I nawet nie wiesz jak się cieszę, że więcej Jej nie zobaczę.
Dlaczego Ty Jej tak nie lubisz?
Nie mówię, że nie lubię. Nie znam Jej.
No właśnie.
Ale nie przypadła mi do gustu.
Bo nie była blondynką?
Nie.
Bo nie była blondynką, która obiecywała Ci góry, mówiła piękne słowa, a potem tak po prostu wyjechała?
Przestań!
A może właśnie dlatego, że zwiała sprzed ołtarza od razu Ją skreśliłeś? To nie Tobie zwiała. Poza tym, nie znasz powodu, dla którego to zrobiła więc nie oceniaj! Co sobie zawsze powtarzałeś? Że pierwsze wrażenie może być złudne, że trzeba kogoś poznać bliżej żeby wyrobić sobie o Nim zdanie a teraz co?
A teraz mam to gdzieś, bo się Jej pozbyłem. Więc zadowolony biorę kanapkę i wracam do pokoju, żeby się przebrać. I ogarnąć. A przy okazji upchnąć gdzieś to wielkie, białe, puchate cudo droższe od moich nart. I po pół godziny słyszę jak Schlieri się drze, że bus przyjechał. No to biorę to dziadostwo. Cholernie ciężkie.
Ciekawe jak to udźwignęła. Ona taka chuda i drobna...
Widocznie silna. Laski dla bycia piękną zrobią wiele.
Czyli przyznajesz, że jest piękna.
Wyglądała ładnie. Jak przystało na Pannę Młodą. Nic więcej. I przestań mi zawracać Nią głowę. Wyszła, poszła i Jej nie ma. Koniec i kropka. Taszczę to za sobą i już chcę wrzucić do kubła na śmieci i słyszę ryk Stefana, który idzie zaraz za mną.
- Co Ty robisz?! - i wyrywa mi to z rąk prawie się przewracając a wzrok ma taki jakbym Mu chomika zabił. Koło Niego staje nagle Didl i z zaciekawieniem spogląda na sukienkę, po chwili schodzą się wszyscy, nawet Morgi, który powinien być teraz z rodziną i spędzać spokojnie sportową emeryturę.
- Spełniam ostatnią wolę naszej niedoszłej współlokatorki. Wyrzucam Jej suknię do kosza. - oznajmiam spokojnie i ponownie próbuję to zrobić ale Stefan trzyma i nie puszcza.
- Zwariowałeś? To nie Twoje! - oburza się.
- Przecież napisała, że mogę wyrzucić tą kieckę. - jęczę bo kierowca już zaczyna trąbić.
- Że MOŻESZ a nie że MASZ ją wyrzucić. - zauważa. - A jak będzie chciała po Nią wrócić? - pyta. Wywracam oczami.
- Przecież już Jej nie jest potrzebna.
- Jesteś nieczuły! - oburza sie ponownie.
- I zero w Tobie wrażliwości. - dodaje Manuel.
- I zupełnie nie znasz się na kobiecej logice. - kończy Schlieri jak zwykle przyklejony do telefonu. Tak ten to się najbardziej zna.
Ma dziewczynę, tę samą od 4 lat więc coś na ten temat wie.
No dobra. Patrzę na Morgiego a ten tylko wzrusza ramionami.
- To co mam z nią zrobić?
- Schowaj do szafy. - odpowiada w końcu blondyn.
- Do mojej szafy?!
- Przecież i tak nikt oprócz Ciebie tam nie zagląda. - wyjaśnia ruszając w stronę wozu. - Odeślesz Jej ją jak przyśle rzeczy Didla i po sprawie. - wzrusza ramionami i znika w środku.
- Albo jak sama po nią wróci. - szczerzy się Stefan. I mam ochotę Mu przywalić.
Ale i tak masz nadzieję, że wróci po kieckę.
Może zmądrzeje i dotrze do Niej jakie ma szczęście mając za kogo wyjść za mąż.
Teraz to mówisz jak stara panna.
Odwracam się na pięcie i taszczę spowrotem do domu tą kieckę. Wyglądam z nią jak debil ale co mi tam. Chcę w końcu dotrzeć na skocznię i wrócić do formy...
Ale i tak masz nadzieję, że wróci po kieckę.
Może zmądrzeje i dotrze do Niej jakie ma szczęście mając za kogo wyjść za mąż.
Teraz to mówisz jak stara panna.
Odwracam się na pięcie i taszczę spowrotem do domu tą kieckę. Wyglądam z nią jak debil ale co mi tam. Chcę w końcu dotrzeć na skocznię i wrócić do formy...
OBRZEŻA INNSBRUCKA...
Mogłam mieszkać w pałacu.
Jako kto? Bo chyba nie jako księżniczka.
Głęboki wdech i cicho sprawdzam czy w domu na pewno nikogo nie ma. I nagle w kuchni widzę Matyldę. Poważną jak zawsze, wielką jak zawsze i ciągle coś gotującą. I jak pysznie gotującą. Będzie mi brakowało uczenia się od Niej. To złota kobieta jest. Taka ciepła i pomocna a zarazem surowa kiedy trzeba.
I daje dobre rady...
I patrzy teraz na mnie przerażona i macha mi żebym podeszła do wejścia dla służby. Więc biegnę tam w lekko przydużych butach a Ona otwiera mi drzwi i wciąga szybko do środka tuląc do siebie jak własną córkę.
- Gdzieś Ty się dziecko podziewała? Wszyscy Cię szukają! - spytała kiedy tylko się odkleiła od moich policzków. - I jak Ty wyglądasz? - zmierzyła mnie wzrokiem.
- Gdzie jest Karol? - pytam. Tylko to mnie teraz interesuje.
- Pan Karol wyjechał wczoraj, zaraz po tym jak wybiegłaś z kościoła. On myśli, że miałaś to zaplanowane i że wróciłaś do Salzburga. Pojechał Cię tam szukać. - wyjaśniła. Uśmiecham się lekko bo czuję spokój. Jakby spadł mi jakiś kamień z serca.
- Co z ochroną? - pytam siadając przy stole i kradnąc trochę marchewki, którą Matylda właśnie kroiła. W sumie nawet nie wiadomo po co kiedy w domu nikogo nie ma.
- Większość wziął ze sobą, żeby szybciej Cię odszukać. Po domu kręci się jedynie Albert i tych dwóch młodych, niedawno przyjętych. - odpowiada siadając na przeciwko. Niedobrze. Albert gdyby tylko mnie zobaczył natychmiast zadzwoniłby do Karola. - Wiem po co wróciłaś. - mówi po chwili. A ja patrzę na Nią jak na idiotkę bo skąd może wiedzieć skoro nie wiedziała nawet, że zwieję? Po chwili wychodzi do spiżarni i zaraz wraca z małą torbą sportową. - Od razu wiedziałam, że wrócisz. Bo dokąd miałaś pójść? I w czym? Martwiłam się całą noc gdzie jesteś, czy nie zamarzłaś na jakimś dworcu. - powiedziała i chwyciła się za obfitą pierś. Była cholernie emocjonalna. Ale dobra jak nikt inny.
- Znalazłam nocleg. Było mi ciepło i wygodnie. I na prawdę dobrze. - zapewniłam. Bez usłyszenia tych słów dostałaby zawału.
- Nie pytam skąd masz te ubrania. - mówi i popycha torbę w moją stronę ale milknie kiedy słyszy kroki. Więc szybko biorę torbę i znikam w spiżarni. Po ostatnim dniu zimno to moje drugie imię.
I Maggie.
I Maggie. Uśmiecham się bo kiedy pomyślę o tym imieniu przed oczami staje mi ta wesoła kompania, która tak bardzo mi wczoraj pomogła. Słyszę wyraźny głos Alberta, który jest cholernie głodny. Jak zawsze. Nie znoszę tego człowieka. Karol Matyldę traktował bardzo dobrze, natomiast Albert nikogo dobrze nie traktował. Zawsze miał się za kogoś ponad. A był tylko ochroniarzem. Wzdycham i zaglądam cicho do torby. Kilka grubych swetrów, kilka par spodni, trochę bielizny... W końcu widzę to na czym tak bardzo mi zależało. Czerwona teczka z gumką. Otwieram ją szybko i wszystko na szczęście jest na swoim miejscu. Zdjęcia, dokumenty i bilety...
Dwa bilety.
Nie wiem po co kupiłam aż dwa.
Bo miałaś nadzieję, że coś się zmieni.
- Julia? - słyszę zza drzwi więc wychylam się lekko i widzę zatroskaną twarz wielkiej murzynki. Uśmiecham się blado i ściskam Ją mocno.
- Mam chwile kiedy bardzo chcę tu wrócić. - szepcze ze łzami w oczach.
- Będzie mi Cię brakowało maluchu. - mówi. - W bocznej kieszeni masz gotówkę. Tyle ile było w twojej szkatule. Karty pocięłam. - przyznaje zakłopotana.
- I bardzo dobrze zrobiłaś, teraz nie mogę ich już używać jeżeli na prawdę chcę zniknąć.
- A chcesz? - pyta. I patrzy na mnie jakbym miała właśnie Jej powiedzieć czy wybieram śmierć czy życie. Z nadzieją, że dokonam dobrego wyboru. Tylko wybór słuszny nie zawsze jest prosty.
Czas na nas mała.
- Chcę. - mówię. - Straciłam nadzieję na miłość Matyldo.
- Dbaj o siebie. I nie pozwól nikomu więcej tak bardzo się uzależnić. - mówi poważnie.
- Dziękuję za wszystko. - całuję Ją po raz ostatni w tłusty policzek i chcę wyjść ale zatrzymuje mnie jeszcze i wręcza mi miękki materiał. Od razu poznaję błękitną chustę z frędzlami. - Myślałam, że nigdy więcej tego nie zobaczę. - wyznaję.
- To jedyne co zostało Ci po matce. Nie wybaczyłabym sobie gdybym i tego nie wykradła z pokoju. - i nagle sobie o czymś przypominam. Karol przecież prędzej czy później wróci. Dowie się, że nie wróciłam do Salzburga i nie odwiedziłam domu dziecka. I co wtedy? Zacznie szukać tutaj...
- Masz kartkę, długopis i kopertę? - pytam. Natychmiast wygrzebuje wszystko ze swojej tajemniczej szuflady pełnej czego sobie zażyczysz. Siadam więc i piszę.
- Co robisz? - pyta.
- Dasz ten list Karolowi. Powiesz, że znalazłaś po łóżkiem kiedy sprzątałaś mój pokój. - przerwała pisząc coś szybko.
- Co Mu napisałaś? - pyta.
- Żeby mnie nie szukał bo mnie nie znajdzie. Że kocham Go ale nie potrafię z Nim być przez to kim się stał. Że bardzo Go przepraszam... - teraz prycha ale puszczam to mimo uszu. -...ale inaczej nie potrafię. Że wyjeżdżam gdzieś gdzie znajdę siebie samą i spokój, którego bardzo potrzebuję. - przerywam na chwilę i patrzę na Matyldę. - Jedź ze mną. - mówię a Ona tylko dziwi się i zaczyna śmiać.
- Dziecko, ja tu do emerytury mam jeszcze 2 lata. Myślę, że dam sobie radę z Panem Karolem. On dla mnie zawsze był dobry... - mówi i milknie patrząc na mnie uważnie. - Praktycznie Go wychowywałam. Widać... nie najlepiej mi to wyszło. - mówi zasmucona.
- Jesteś najlepsza na świecie. - daję Jej całusa, zostawiam list na stole i ostatni raz patrzę na Jej smutną twarz. A kiedy wychodzę z domu moja pierwszą myślą jest to, że cholernie potrzebuję nowych butów i kurtki...
OKOLICE MIESZKANIA MICHAELA I STEFANA...
Mówiłem, że to będzie dobry dzień. Mimo tego, że właśnie zaczęło padać, a ja nie mam parasola. Sklep jest nie daleko więc się nie roztopię, z cukru nie jestem. Ważne, że skoki udane. W końcu byłem lepszy od Gregora. I micha mi się cieszę się jak szczurowi na otwarcie kanału. Bo nic mi tego dnia już nie zepsuje. Nawet Stefan ze swoim durnym serialem, który koniecznie musi obejrzeć. Niech ogląda. Nawet Mu herbatę zrobię, a co.
Ciekawe co teraz robi Julia.
Nie wiem i mało mnie to interesuje.
Gdyby Cię to nie interesowało nie myślałbym o tym.
Czasem wydaje mi się, że wsadzili mi Ciebie przez pomyłkę.
Mam nadzieję, że znalazła sposób na przeżycie.
No już nie bądź taki drastyczny. Uciekła facetowi sprzed ołtarza ale chyba ma prawo wziąć swoje rzeczy i zrobić teraz z życiem co Jej się podoba. Pomijam fakt, że pewnie zostawia wrak faceta.
Myślisz, że ma gdzie mieszkać? Co jeść? W co się ubrać?
Ma kurtkę i buty Thomasa.
I nic swojego.
Możemy zostawić Jej temat w spokoju?
Nie chcesz go zostawiać w spokoju.
Chcę.
Gdybyś chciał, to bym nie miał Jej ciągle przed oczami. Wczoraj była taka przestraszona jakby uciekła z obozu koncentracyjnego i po raz pierwszy zobaczyła zwykłych ludzi.
Przestraszyła się tego co zrobiła. Może dotarło do Niej, że zniszczyła komuś życie.
Czasami Cię nie znoszę.
I vice versa.
A jak siedzi teraz gdzieś na jakiejś ławce w parku i płacze?
To może być problem jeśli nie ma chusteczek.
Zrobiłeś się cholernie obojętny na wszystkich oprócz siebie odkąd...
Nie kończ.
Boisz się prawdy?
Niczego się nie boję. Po prostu nie ma do czego wracać.
Ok....
Co znowu?
Nic.
No mów!
Boję się o Julię.
Wzdycham. Idę chodnikiem, gadam sam ze sobą. A właściwie z kimś we mnie, kogo nie znam. I miny mi się zmieniają co sekundę. Bo jeszcze przed chwilą byłem szczęśliwy...
Wesoły, nie szczęśliwy. To jest różnica.
Byłem wesoły, a teraz mam ochotę zatłuc siebie samego. Bo nie daje mi spokoju.
Spokoju nie daje Ci to, że nie wiesz co się z Nią dzieje. Masz sobie za złe, że tak Ją wczoraj potraktowałeś i nie miałeś okazji przeprosić.
Nie chcę Jej przepraszać.
A powinieneś!
Za to co myślę?
Za to, że się wyżyłeś na Niej. Że powiedziałeś Jej to co tak naprawdę chciałeś powiedzieć komuś zupełnie innemu.
Gdyby to nie wyglądało zabawnie to zawarczałbym sam na siebie. Ale idę ulicą pełną ludzi z siatkami w rękach. Własnie mija mnie dziewczyna śmiejąca się do mnie jakbym był Bradem Pittem. Szkoda tylko, że nie mam żadnej Angeliny.
Jaki Brad Pitt taka Angelina Jolie.
Taa.
Poza tym ta dziewczyna była brzydka.
Była całkiem sympatyczna.
Sympatyczna to jest Pani w urzędzie, która ma uśmiech na twarzy zamiast grymasu. Ta miała brzydkie oczy.
Zielone.
Widziałem ładniejsze.
Ciekawe gdzie.
Np. szare. U Julii.
Przestaniesz Ty z tą Julią?
Jak ty przestaniesz to i ja przestanę. Jestem podświadomością, nie myślę wbrew Tobie.
Chcesz powiedzieć, że to ja mam obsesję na punkcie tej dziewuchy?
Dziewczyny, dzierlatki, jak tam chcesz. Ale to dziewcze coś w sobie ma skoro tyle o Niej myślisz.
Poddaję się.
To co? Szukamy Jej?
A niby po co?
Żeby Jej pomóc!
Jak będzie czegoś chciała to przyjdzie sama. Wie gdzie mieszkam.
No do Ciebie to raczej nie przyjdzie.
Ale do Stefana owszem.
I wtedy Ją przeprosisz?
Wtedy zostawię Ich samych i niech sobie Stefan z Nią robi co chce.
Swatasz Ich? Głupi jesteś czy Ci głowę przewiało?
Uspokój się. Dzisiaj mam swój dobry dzień. Bez kłopotów na skoczni, bez gości w domu, z ciszą i spokojem. I znów się uśmiecham. I ani słowa więcej o Maggie. I ruszam pewnym krokiem w kierunku klatki schodowej, żeby jak najszybciej znaleźć się na 4 piętrze i wejść do ciepłego mieszkania, bo mi ręce odpadają taki zimny wiatr.
A Ona nie miała rękawiczek.
Matko Boska. Przestaniesz?
Przyznaj, Ona Cię cholernie intryguje.
Jedyne co mnie w Niej intryguje to pytanie dlaczego ślub miał odbyć się w czwartek. Każdy normalny człowiek robi to w sobotę.
Czyli jednak.
Nie komentuję bo po co? Żeby dalej to ciągnąć? Koniec tematu Julia/Maggie. I znów przybieram uśmiech na twarz, który nie zostaje tam jednak na długo. Bo otwieram nieporadnie drzwi i widzę Stefana z wielkim bananem na paszczy i oczami świecącymi jakby Kryształową Kulę przed sobą widział i ktoś Mu powiedział, że kiedyś Ją dostanie. A jedyne co robi to tuli do siebie coś schowanego pod niebieską kurtka z logo Austria Teamu. I już wiem, że to jeszcze nie koniec. Czuję, że to dopiero początek kłopotów, a to cholernie podłe uczucie...
**********~*~**********
Dodaję i znikam oglądać kwalifikacje :D
I wyczuwam wysoką pozycję Michiego :D
Komentujcie i dodawajcie motywacji!
Dziś trochę więcej na temat Julii i Michiego ale tajemnice wyjaśnią się dopiero w kolejnych rozdziałach ;)
Buziole :*
Świetny, jak zawsze:) jestem ciekawa jak to wszystko się rozwinie:) czekam na next ;*
OdpowiedzUsuńKocham Michiego i te jego rozmowy z samym sobą <3
OdpowiedzUsuńUchylasz nam coraz więcej tajemnicy Julii i Hayboecka :)
Pozdrawiam i weny ;*
Ojej... Z rozdziału na rozdział jest coraz lepiej, a ja coraz bardziej się "wciągam". Tak naprawdę nie wiem co mogłabym napisać, bo jak sama napisałaś, tajemnice wyjaśnią się w kolejnych rozdziałach, więc na razie jest wszystko tak jakby w kawałkach, a później się to sklei w jedną całość, więc czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Ol-la
Czuję się jak po prologu, czyli nie wiem nic :D Nie możesz zostawić nas na długo z takimi półsłówkami, bo ten rozdział wniósł jedynie pewność, że Michi to nie chamidło, tylko serduszko ma złamane. No i Julia go intryguje, to już coś :D Czekam na następny i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMichi, no wiesz ty co? Twoja podświadomość ma więcej uczuć niż ty. Nie wstyd ci? Co ta biedna dziewczyna ci zawiniła? Tobie przecież sprzed ołtarza nie zwiała, tylko temu Karolowi, a skoro to zrobiła, to znaczy, że miała poważny powód. Jestem ciekawa, co się właśnie stało, że Julia uciekła. Co takiego zrobił ten Karol? Oby wyjaśniło się to jak najszybciej, bo już nie mogę wytrzymać z tej nieświadomości. Gdzie ona chce wyjechać? Zaczyna mnie to niepokoić.
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział jest coraz bardziej interesująco i ciągle mi brakuje nowych rozdziałów, bo twoje opowiadanie można czytać ciągle.
Pozdrawiam i czekam na kolejny :*
PS. Według mnie, Michi ma spore szanse na wygranie konkursów w Engelbergu, po tym co pokazał na treningu... Brawo Michi!
Ojjj. No i nie mówiłam? No mówiłam! Wiedziałam, że mój kochany Michi nie jest jakiś burakowaty. ♥ On ma dobre serduszko, tylko został skrzywdzony... I to mój ból... Bo przecież, gdy Jego boli, mnie też. ;c (a może mnie bardziej, zważając na fakt, iż to przecież czysta fikcja literacka)
OdpowiedzUsuńJulka... Hm, nie dziwota, że zaintrygowała Michiego, bo szczerze, to dla mnie też ona jest takim ogromnym, chodzącym znakiem zapytania. Naprawdę Jej historia jest niezwykle zastanawiająca, jak i również nieprzewidywalna.
Czekam na następny rozdział! :)
Wygrywasz dziewczyno tymi rozmowami do siebie! Świetne to jest!
OdpowiedzUsuńMichi jest tutaj taki pokrzywdzony przez los, że aż smutno. Za wszystko on obrywa no i ma jeszcze takich kolegów. Biedne to jego życie!
Pozdrawiam! :)
let---it---go.blogspot.com
Boskie opowiadanie <3 czekam na następny! Buziole! :*
OdpowiedzUsuń