INNSBRUCK, CUKIERNIA W OKOLICACH BERGISEL...
Jasne, że Ci pomogę. W końcu jesteś nieznajomą, która rozpaczliwie o tą pomoc prosi. I co z tego, że nie wiem o Tobie nic? Że najprawdopodobniej uciekłaś z jakiegoś ślubu? Ze swojego ślubu...
Och, zamknij się! Co miałem zrobić? Zostawić Ją tam na tym mrozie i jeszcze opierdzielić, że prawie mnie staranowała? Widzisz jak się trzęsie?
Mamy te same oczy więc widzę. Ale skoro to Panna Młoda, to pewnie gdzieś tam jest jakiś Pan Młody, który Jej szuka.
Z jakiegoś powodu zwiała.
Pewnie wiano za małe.
-.-
No co?!
Nic. Po prostu... nie krytykuj ok? Daj pomyśleć.
Proszę bardzo, chętnie zobaczę co takiego mądrego mój geniusz wymyśli.
Na prawdę jestem taki złośliwy?
Każdy ma swoje ciemne oblicze.
Taa, najwyraźniej ja mam bardzo ciemne.
Mam się obrazić?
Jeśli to oznacza, że się w końcu zamkniesz to nawet byłoby to wskazane.
Pfff
- Chyba bardzo nie chcesz wyjść za mąż. - zauważył Stefan. Tak bardzo jesteś delikatny przyjacielu. Tylko załamać ręce. Ale Ona chyba całkiem normalna to nie jest bo się uśmiecha. Delikatnie jakby sił witalnych nie miała ale się uśmiecha. Super, trafiłem na wariatkę.
- Właściwie to dokąd biegłaś? - spytał Manuel.
- Przed siebie. - odpowiedziała jakby trochę zamyślona. Wpatrywała się w kubek z gorącą kawą, którą Jej kupiłem i...
O jakiś Ty dobry...
Mówiłem żebyś się zamknął.
- Bez konkretnego celu? - zdziwił się Didl. I znów się uśmiechnęła tym razem jednak bardzo smutno. Jak na Pannę Młodą, która powinna się cieszyć najważniejszym dniem w swoim życiu to była wręcz zrozpaczona. Jakby ktoś Ją zmusił do tego ślubu.
Kto tam wie, co babie odbije przed ślubem.
- Nie mam dokąd pójść.
- To co miałaś zamiar właściwie zrobić? Biec tak aż zamarzniesz? - dlaczego kiedy inni o coś pytają to na Nich patrzysz a kiedy ja o coś pytam to kubek jest ciekawszy?
- Chciałam tylko... - zacinasz się. Nie chcesz mówić? Super. Marnujemy tylko czas. A ja chcę dzisiaj tylko jednego. Dotrzeć do domu, położyć się i zasnąć. I żeby mi wszyscy dali święty spokój... - Chciałam tylko się uwolnić. - odparła. Uwolnić? No tak, bo przecież małżeństwo to więzienie. Obecność osoby, która tak Cię kocha, że chce spędzić z Tobą resztę życia to istna katorga...
Teraz mi nie powiesz, że nie jesteś złośliwy...
Po prostu tego nie rozumiem. No i popatrzyłaś na mnie. Cholera. Ty mówisz prawdę. Tylko co się stało?
A co Cię to interesuje? Postawiłeś Jej kawę, rozgrzałeś, schowałeś Ją w cukierni przed samochodem dla nowożeńców, którym zapewne szukał Jej Pan Młody... Chyba wystarczy dobrych uczynków na dzisiaj co? Życz Jej powodzenia w drodze do życiowego celu, jakikolwiek by nie był i idź do domu.
- Mówiłaś, że nie masz dokąd pójść... - przypomniał Gregor. Nawet jak z Nią rozmawiał to ciągle stukał w tą swoją cegłówkę. Boże... z kim ja się zadaję... Pokiwała tylko głową. I znowu wlepiła wzrok w kubek z kawą. - To... smutne. - skwitował. Wymiękam. Tak Schlieri to na pewno podniesie Ją na duchu.
- Na jak długo potrzebujesz lokum? - zapytał nagle Stefan. O nie... Znowu masz tą swoją minę, która może mylnie dawać ludziom znak, że myślisz nad czymś bardzo intensywnie.
- Nie wiem, muszę gdzieś spędzić noc. Jutro chcę wrócić do domu, wziąć dokumenty, parę rzeczy, pieniądze i może... może coś sobie znajdę. Na początek wystarczy mi na kilka nocy w hotelu a potem... poszukam pracy. - mówiła lekko zawstydzona. Też czułbym się nieswojo gdyby ktoś zadawał mi tak bezpośrednie pytanie. Ale to jest Stefan. Tylko za dobrze Cię znam bracie... Co Ty kombinujesz?
- Umiesz gotować? - zapytał szczerząc się. Na czole pojawiła Jej się mała zmarszczka kiedy zastanawiała się o co Mu właściwie chodzi. Muszę wyglądać podobnie... Stefan... Błagam, nie wymyśl nic głupiego.
- Tak ale...
- Michi, przecież My mamy wolny jeden pokój. Mały, bo mały ale ma wygodne łóżko. - stwierdził nagle wesoły. I co tak na mnie patrzysz? Ty chyba sobie żartujesz prawda?
- Ej! Przecież obiecaliście mi ten pokój! - oburzył się Didl. I się zaczęło. Banda dzieciaków. Ale Thomas miał rację, obiecaliśmy Mu ten pokój.
- Możesz jeszcze trochę pomieszkać u Manuela, nic Ci się nie stanie a Pani jest w pilnej potrzebie a Jezus mówił "głodnych nakarmić, spragnionych napoić, atrakcyjne Panny Młode w potrzebie w dom przyjąć" - zacytował dumnie.
- Chyba nie to Pismo Święte czytałeś. - zwariował. Przecież Jej w ogóle nie znamy!
- Michi, to tylko jedna, góra kilka nocy. Może w końcu byśmy zjedli coś porządnego. - marudził. Więc spoglądam na Nią a Ona ma minę nietęgą. Jakby nie wiedziała co o tym myśleć. Wyraz twarzy mówi "nie ma opcji" ale oczy krzyczą "zgódź się!". I co ja mam zrobić? I dlaczego wszyscy się na mnie gapicie, co? To nie Wam obca baba będzie się pelętać po domu!
- To chyba nie jest dobry pomysł. - odezwała się w końcu. No. Chociaż jedna co dobrze gada.
- Widzicie? Pani sobie poradzi. - ubieram kurtkę. Ewakuacja pilnie potrzebna bo mi Pannę do domu wcisną. Chcę legalnie wyjść ale Oni siedzą i patrzą na mnie jak na zbrodniarza wojennego. Nawet Schlieri oderwał się od cegły żeby posłać mi spojrzenie mówiące "masz Ją przygarnąć". A co ja dom pomocy społecznej? Uciekła z własnej woli więc niech sobie radzi. Uciec umiała więc teraz będzie z górki.
- Michi... - i co się wtrącasz Manu jak to nie o Twoje mieszkanie chodzi? - Bądźże człowiekiem. - super. Bierz mnie na bycie nieludzkim. A może ja jestem nieludzki? Może mam gdzieś co się z Nią stanie?
Gdyby tak było nie miałaby na stopach Twoich zapasowych getrów.
Ech... Patrzę na Nią. Rzeczywiście. Zapomniałem o tym. To był po prostu miły gest, bo Jej palce zamarzały przez Jej bezmyślność. No i co tak na mnie patrzysz kobieto? Ty w ogóle widziałaś się w lustrze? Wyglądasz jak wystraszona sarenka.
Jak co?
Patrz na te oczy!
Nooo mega szare. Dziwne ale urocze w tej swojej dziwności.
Jestem nienormalny. Muszę wziąć głęboki wdech. Tak Michael uspokój się. Dzień się powoli kończy. Już niedługo będziesz w domu, położysz się w łóżeczku i będziesz mógł w spokoju użalać się nad samym sobą.
Jak prawdziwa ofiara losu.
- Chłopaki przychodzą dzisiaj oglądać mecz, nie boisz się spędzić nocy w tym towarzystwie? - pytam. Może się przestraszy. Ale Ona tylko patrzy po kolei na każdego z nas i delikatnie się uśmiecha. No tak. Trzech walniętych kurdupli, w tym jeden ma breloczek ze świnką, facet, który nie zauważa istnienia świata poza swoim Smartfonem i ja. Towarzystwo, które na pewno chciałoby Ją zgwałcić i zabić. Więc zostałem postawiony pod ścianą. Wpadłem. Jak Didl w zaspę... - Ech... Ok. - muszę potrzeć sobie oczy. Ten dzień jest mega do dupy. I znowu się uśmiechasz. Musisz mieć taki uśmiech?
Taki ładny?
Taki wdzięczny. Jakbym Jej obiecał pracę prezesa. To przytłacza. I blokuje.
- To tylko jedna noc. - zapewniła. Dobra dobra. Jesteś kobietą więc nie obiecuj.
- Jakiemuś innemu też coś obiecałaś i jak widać na załączonym obrazku nie bardzo Ci to wyszło. - i czuję ten ciężki wzrok na sobie. Powiedziałem to na głos?
Ty na prawdę jesteś okropny.
Zmęczony.
I okropny. Nadal się dziwisz, że nie masz dziewczyny? Zobacz na Jej minę! Wygląda jakbyś Ją w policzek chlasnął!
- Schlieri zamów taksówkę...
Och, zamknij się! Co miałem zrobić? Zostawić Ją tam na tym mrozie i jeszcze opierdzielić, że prawie mnie staranowała? Widzisz jak się trzęsie?
Mamy te same oczy więc widzę. Ale skoro to Panna Młoda, to pewnie gdzieś tam jest jakiś Pan Młody, który Jej szuka.
Z jakiegoś powodu zwiała.
Pewnie wiano za małe.
-.-
No co?!
Nic. Po prostu... nie krytykuj ok? Daj pomyśleć.
Proszę bardzo, chętnie zobaczę co takiego mądrego mój geniusz wymyśli.
Na prawdę jestem taki złośliwy?
Każdy ma swoje ciemne oblicze.
Taa, najwyraźniej ja mam bardzo ciemne.
Mam się obrazić?
Jeśli to oznacza, że się w końcu zamkniesz to nawet byłoby to wskazane.
Pfff
- Chyba bardzo nie chcesz wyjść za mąż. - zauważył Stefan. Tak bardzo jesteś delikatny przyjacielu. Tylko załamać ręce. Ale Ona chyba całkiem normalna to nie jest bo się uśmiecha. Delikatnie jakby sił witalnych nie miała ale się uśmiecha. Super, trafiłem na wariatkę.
- Właściwie to dokąd biegłaś? - spytał Manuel.
- Przed siebie. - odpowiedziała jakby trochę zamyślona. Wpatrywała się w kubek z gorącą kawą, którą Jej kupiłem i...
O jakiś Ty dobry...
Mówiłem żebyś się zamknął.
- Bez konkretnego celu? - zdziwił się Didl. I znów się uśmiechnęła tym razem jednak bardzo smutno. Jak na Pannę Młodą, która powinna się cieszyć najważniejszym dniem w swoim życiu to była wręcz zrozpaczona. Jakby ktoś Ją zmusił do tego ślubu.
Kto tam wie, co babie odbije przed ślubem.
- Nie mam dokąd pójść.
- To co miałaś zamiar właściwie zrobić? Biec tak aż zamarzniesz? - dlaczego kiedy inni o coś pytają to na Nich patrzysz a kiedy ja o coś pytam to kubek jest ciekawszy?
- Chciałam tylko... - zacinasz się. Nie chcesz mówić? Super. Marnujemy tylko czas. A ja chcę dzisiaj tylko jednego. Dotrzeć do domu, położyć się i zasnąć. I żeby mi wszyscy dali święty spokój... - Chciałam tylko się uwolnić. - odparła. Uwolnić? No tak, bo przecież małżeństwo to więzienie. Obecność osoby, która tak Cię kocha, że chce spędzić z Tobą resztę życia to istna katorga...
Teraz mi nie powiesz, że nie jesteś złośliwy...
Po prostu tego nie rozumiem. No i popatrzyłaś na mnie. Cholera. Ty mówisz prawdę. Tylko co się stało?
A co Cię to interesuje? Postawiłeś Jej kawę, rozgrzałeś, schowałeś Ją w cukierni przed samochodem dla nowożeńców, którym zapewne szukał Jej Pan Młody... Chyba wystarczy dobrych uczynków na dzisiaj co? Życz Jej powodzenia w drodze do życiowego celu, jakikolwiek by nie był i idź do domu.
- Mówiłaś, że nie masz dokąd pójść... - przypomniał Gregor. Nawet jak z Nią rozmawiał to ciągle stukał w tą swoją cegłówkę. Boże... z kim ja się zadaję... Pokiwała tylko głową. I znowu wlepiła wzrok w kubek z kawą. - To... smutne. - skwitował. Wymiękam. Tak Schlieri to na pewno podniesie Ją na duchu.
- Na jak długo potrzebujesz lokum? - zapytał nagle Stefan. O nie... Znowu masz tą swoją minę, która może mylnie dawać ludziom znak, że myślisz nad czymś bardzo intensywnie.
- Nie wiem, muszę gdzieś spędzić noc. Jutro chcę wrócić do domu, wziąć dokumenty, parę rzeczy, pieniądze i może... może coś sobie znajdę. Na początek wystarczy mi na kilka nocy w hotelu a potem... poszukam pracy. - mówiła lekko zawstydzona. Też czułbym się nieswojo gdyby ktoś zadawał mi tak bezpośrednie pytanie. Ale to jest Stefan. Tylko za dobrze Cię znam bracie... Co Ty kombinujesz?
- Umiesz gotować? - zapytał szczerząc się. Na czole pojawiła Jej się mała zmarszczka kiedy zastanawiała się o co Mu właściwie chodzi. Muszę wyglądać podobnie... Stefan... Błagam, nie wymyśl nic głupiego.
- Tak ale...
- Michi, przecież My mamy wolny jeden pokój. Mały, bo mały ale ma wygodne łóżko. - stwierdził nagle wesoły. I co tak na mnie patrzysz? Ty chyba sobie żartujesz prawda?
- Ej! Przecież obiecaliście mi ten pokój! - oburzył się Didl. I się zaczęło. Banda dzieciaków. Ale Thomas miał rację, obiecaliśmy Mu ten pokój.
- Możesz jeszcze trochę pomieszkać u Manuela, nic Ci się nie stanie a Pani jest w pilnej potrzebie a Jezus mówił "głodnych nakarmić, spragnionych napoić, atrakcyjne Panny Młode w potrzebie w dom przyjąć" - zacytował dumnie.
- Chyba nie to Pismo Święte czytałeś. - zwariował. Przecież Jej w ogóle nie znamy!
- Michi, to tylko jedna, góra kilka nocy. Może w końcu byśmy zjedli coś porządnego. - marudził. Więc spoglądam na Nią a Ona ma minę nietęgą. Jakby nie wiedziała co o tym myśleć. Wyraz twarzy mówi "nie ma opcji" ale oczy krzyczą "zgódź się!". I co ja mam zrobić? I dlaczego wszyscy się na mnie gapicie, co? To nie Wam obca baba będzie się pelętać po domu!
- To chyba nie jest dobry pomysł. - odezwała się w końcu. No. Chociaż jedna co dobrze gada.
- Widzicie? Pani sobie poradzi. - ubieram kurtkę. Ewakuacja pilnie potrzebna bo mi Pannę do domu wcisną. Chcę legalnie wyjść ale Oni siedzą i patrzą na mnie jak na zbrodniarza wojennego. Nawet Schlieri oderwał się od cegły żeby posłać mi spojrzenie mówiące "masz Ją przygarnąć". A co ja dom pomocy społecznej? Uciekła z własnej woli więc niech sobie radzi. Uciec umiała więc teraz będzie z górki.
- Michi... - i co się wtrącasz Manu jak to nie o Twoje mieszkanie chodzi? - Bądźże człowiekiem. - super. Bierz mnie na bycie nieludzkim. A może ja jestem nieludzki? Może mam gdzieś co się z Nią stanie?
Gdyby tak było nie miałaby na stopach Twoich zapasowych getrów.
Ech... Patrzę na Nią. Rzeczywiście. Zapomniałem o tym. To był po prostu miły gest, bo Jej palce zamarzały przez Jej bezmyślność. No i co tak na mnie patrzysz kobieto? Ty w ogóle widziałaś się w lustrze? Wyglądasz jak wystraszona sarenka.
Jak co?
Patrz na te oczy!
Nooo mega szare. Dziwne ale urocze w tej swojej dziwności.
Jestem nienormalny. Muszę wziąć głęboki wdech. Tak Michael uspokój się. Dzień się powoli kończy. Już niedługo będziesz w domu, położysz się w łóżeczku i będziesz mógł w spokoju użalać się nad samym sobą.
Jak prawdziwa ofiara losu.
- Chłopaki przychodzą dzisiaj oglądać mecz, nie boisz się spędzić nocy w tym towarzystwie? - pytam. Może się przestraszy. Ale Ona tylko patrzy po kolei na każdego z nas i delikatnie się uśmiecha. No tak. Trzech walniętych kurdupli, w tym jeden ma breloczek ze świnką, facet, który nie zauważa istnienia świata poza swoim Smartfonem i ja. Towarzystwo, które na pewno chciałoby Ją zgwałcić i zabić. Więc zostałem postawiony pod ścianą. Wpadłem. Jak Didl w zaspę... - Ech... Ok. - muszę potrzeć sobie oczy. Ten dzień jest mega do dupy. I znowu się uśmiechasz. Musisz mieć taki uśmiech?
Taki ładny?
Taki wdzięczny. Jakbym Jej obiecał pracę prezesa. To przytłacza. I blokuje.
- To tylko jedna noc. - zapewniła. Dobra dobra. Jesteś kobietą więc nie obiecuj.
- Jakiemuś innemu też coś obiecałaś i jak widać na załączonym obrazku nie bardzo Ci to wyszło. - i czuję ten ciężki wzrok na sobie. Powiedziałem to na głos?
Ty na prawdę jesteś okropny.
Zmęczony.
I okropny. Nadal się dziwisz, że nie masz dziewczyny? Zobacz na Jej minę! Wygląda jakbyś Ją w policzek chlasnął!
- Schlieri zamów taksówkę...
INNSBRUCK, MIESZKANIE MICHAELA I STEFANA...
Burak!
Przestań.
No ale to jest skończony cham i burak! Blondyn bez uczuć! Kretyn i bałwan!
Już? Uspokoiłaś się?
Jak mógł Ci tak dowalić nawet Cię nie znając?!
No właśnie. Nie zna mnie. Nie zna całej historii tylko jej koniec.
Początek końca, ale to nie zmienia faktu, że przydałaby Mu się lekcja z dobrego wychowania.
Pozwala mi przenocować w swoim mieszkaniu. Powinnam być Mu wdzięczna za to co robi. Mógł mnie tam zostawić i kazać sobie radzić samej.
I z pewnością miał taki zamiar. Dzięki Bogu Jego kumple nie są tacy durni na jakich wyglądają.
Opanuj się!
No co? Widziałaś te niemodne tunele? A ten aspołeczny przystojniak co od telefonu wzroku nie odwraca? I jeszcze gościu z breloczkiem ze świnką Pepą!
No i muszę się uśmiechnąć. Bo to trochę zabawne towarzystwo. A zwłaszcza... Stefan. Tak?
Tak. Jest spoko. Chociaż jak dla mnie trochę zbyt nadpobudliwy. I zadaje mnóstwo pytań.
Póki co zadał tylko dwa.
Poczekaj to się przekonasz. Jak tylko posadzisz swoje szanowne dupsko na tej cudnie wygodnej białej sofie w tym cudnej urody salonie...
Mam wrażenie, że lecę na kasę.
Po prostu doceniasz dobry gust projektanta tego wnętrza.
Pamiętaj. Jesteśmy tu tylko jedną noc. Jutro wracamy do domu, bierzemy co potrzebujemy i wyjeżdżamy do Arabii...
- No więc, tutaj jest twój pokój. - brunet otwarł drzwi do małego pomieszczenia z łóżkiem, komodą i niewielkim biurkiem. Ta czerwień na ścianach jest trochę przerażająca ale to tylko jedna noc.
A Pepa chce tu mieszkać...
On ma imię!
Spoko, jak tylko dowiesz się jakie to zadzwoń.
No tak.
- Może to nie apartament ale...
- Jest na prawdę super. - wtrąciłam. Stefan byłby świetnym sprzedawcą.
Wciskaczem kitu.
Ale sprzedałby wszystko.
Z taką gadką na pewno. I z tym uśmiechem. Czy Jemu kiedyś ta gęba przestaje się cieszyć?
To po prostu wesoły, szczęśliwy chłopak. I wydaje się bardzo miły. I znowu się wyszczerza. Chyba lubi zadowalać ludzi.
Albo sprowadzać sobie łatwe panny do domu.
Nie jestem łatwa!
Jeszcze 15 minut i nie byłabyś też Panną...
Jestem niemożliwa.
- To tylko jedna noc więc wystarczyłby mi kawałek podłogi. - dodaję widząc wzrok blondyna. Chyba jednak nie jest zachwycony moją obecnością w tym mieszkaniu. Patrzy tak... dziwnie.
Nie zna Cię, jest nieufny.
- No więc, tutaj jest twój pokój. - brunet otwarł drzwi do małego pomieszczenia z łóżkiem, komodą i niewielkim biurkiem. Ta czerwień na ścianach jest trochę przerażająca ale to tylko jedna noc.
A Pepa chce tu mieszkać...
On ma imię!
Spoko, jak tylko dowiesz się jakie to zadzwoń.
No tak.
- Może to nie apartament ale...
- Jest na prawdę super. - wtrąciłam. Stefan byłby świetnym sprzedawcą.
Wciskaczem kitu.
Ale sprzedałby wszystko.
Z taką gadką na pewno. I z tym uśmiechem. Czy Jemu kiedyś ta gęba przestaje się cieszyć?
To po prostu wesoły, szczęśliwy chłopak. I wydaje się bardzo miły. I znowu się wyszczerza. Chyba lubi zadowalać ludzi.
Albo sprowadzać sobie łatwe panny do domu.
Nie jestem łatwa!
Jeszcze 15 minut i nie byłabyś też Panną...
Jestem niemożliwa.
- To tylko jedna noc więc wystarczyłby mi kawałek podłogi. - dodaję widząc wzrok blondyna. Chyba jednak nie jest zachwycony moją obecnością w tym mieszkaniu. Patrzy tak... dziwnie.
Nie zna Cię, jest nieufny.
Ciekawe dlaczego...
Nie rób Mu psychoanalizy mała.
- Ok. Maggie dzisiaj zostaje z nami. Co prawda mieliśmy oglądać mecz ale wydaje mi się, że Twoja historia jest dużo ciekawsza. - znowu się wyszczerza i praktycznie rzuca się na kanapę klepiąc miejsce obok siebie. No to siadam a co. Nogi mi odpadają. Nie ta forma. Zupełny jej brak. Ale po chwili dochodzi do mnie coś innego i od razu marszczę brwi.
- Maggie? - dziwię się. Po pierwsze, nie tak mi na imię a po drugie dlaczego właśnie Maggie?
Nie przedstawiłaś się.
Oni też.
A muszą?
To, że Ich kojarzę nie znaczy, że nie powinni się przedstawić. Nie wszyscy oglądają sporty zimowe. Poza tym, kojarzę nazwiska, nie imiona.
- No wiesz... nie wiemy jak masz na imię. - zaczął. - Poza tym... uciekająca Panna Młoda. - uśmiechnął się. Jakby właśnie strzelił jakimś świetnym dowcipem. I pozostali patrzą na mnie jak na idiotkę, która nic nie rozumie. Siedzą dokoła i patrzą. No może nie wszyscy. Blondas poszedł do kuchni. Otwartej na salon ale jakby zamkniętej bo majstrował coś przy kuchence i właściwie nie zwracał na Nas uwagi. Ech.. Trudno się Mu dziwić. Praktycznie zostałam Mu tutaj wepchnięta siłą. Ale to nie zmienia faktu, że nadal nic nie rozumiem i nadal mam minę jak niedorozwinięta.
- Taki film był, z Julią Roberts. - dodał Manuel jakby mi podpowiadając. No był...
- Główna bohaterka miała na imię Maggie. - wyjaśnia w końcu szatyn. Ciekawe co On tam w tym Smartfonie widzi, że tak się do Niego szczerzy.
Albo się z Ciebie śmieje.
Owszem, jest taka możliwość.
- Och. - wyrwało mi się. Bo zrozumiałam po dłuższej chwili aluzję. I nikt się nie zaśmiał. Właściwie to zrobiło się dziwnie. I słychać tylko było plask. Dam sobie głowę uciąć, że blondas w kuchni zrobił facepalm.
Poczekaj chwilę. Zaraz się załamie.
- To jak masz na imię? - spytał Pepa. Boże jestem okropna.
Werbelki....
- Julia. - wzdycham.
Tadam!
I te głupie uśmieszki na Ich twarzach. Więc zerkam na blondasa a On tylko kręci głową. Dam sobie rękę uciąć, że się śmieje.
- Tak jakby... wszystko się zgadza. - znowu odzywa się autystyczny szatyn.
On po prostu ma swój świat.
O tym właśnie mówię. Książkowy przykład autyzmu. I ta cisza, która nagle wdarła się między wszystkich.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz już Maggie. - uśmiecha się i puszcza mi oko. No to też się uśmiecham. Trzeba być miłym. Dają mi dach nad głową. - Ja jestem Stefan, Tunele to Manuel, ten przestraszony to Thomas, ten z cegłówką w dłoni to Gregor... - szatyn posyła mi ciepły uśmiech i znów wraca do telefonu. - A ten najmniej miły to Michael. Ale wybacz Mu, ma dzisiaj gorszy dzień. - trajkocze. Cóż... zdarza się, mój dzień też nie należy do tych najlepszych. - To jak? Ugotujesz Nam coś dobrego? - pyta wprost. I słyszę głośne "kurwa" spod blatu w kuchni. Zaraz po dudnięciu. Pewnie stłukł głowę. Ech... On na prawdę ma kiepski dzień.
- Jeśli tak będę się mogła Wam chociaż odrobinę odwdzięczyć to z chęcią. - uśmiecham się. Tak, taka forma podziękowania jest super. Lubię gotować.
W tym wdzianku?
I wstaję z kanapy idąc w kierunku kuchni zaraz za Stefanem. Otwiera mi lodówkę przed nosem i widzę...
O matko... Akademik.
Sterty kurczaka i długo długo nic.
- Och. - znowu mi się wyrywa. Tak to chyba zostanie moim ulubionym słówkiem.
- Mamy jeszcze ryż i jakieś warzywa. - mówi drapiąc się po głowie. I otwiera szafkę a tam cebula i ziemniaki. Załamka.
- Mogę się przejść do sklepu. Powiedz tylko co mam kupić. - słyszę obok ucha. Uśmiecham się lekko. Stefan nie wiadomo skąd wyciąga długopis i kartkę i stoi patrząc na mnie wyczekująco. No to Mu dyktuję.
- Przecier pomidorowy... - patrzę na gromadkę w salonie. Manu bije się z Thomasem o paczkę orzeszków ziemnych. - Duży słoiczek. - dodaję. - 3 papryki. Każda w innym kolorze.
- Jak światła drogowe.
Taa
- Marchewki
- Też trzy?
- Może być. - i co jeszcze? Ach tak. - Duży ananas. I tyle. - uśmiecham się.
- Ananas? - słyszę za sobą. Odwracam się i widzę zaskoczenie i konsternację na Jego twarzy.
On mówi!
- Sos słodko kwaśny. - wyjaśniam. Kiwa tylko głową i mierzy mnie od stóp do głów wzrokiem. No tak, suknia jest dość obszerna. A na nogach ciągle mam Jego skarpetki. I sandałki.
I wszystko szyte i robione na miarę. I cholernie drogie.
Nie chciałam tego.
Ale materiału szkoda.
Założę fartuszek.
- Ok. To ja lecę. Michi? - zwraca się do blondasa ubierając kurtkę. - Nie chcemy, żeby Maggie zniszczyła sobie suknię co nie? - i nie czeka na odpowiedź. - Przebież w coś współlokatorkę - puszcza Mu oko ucieszony jakby milion w totka wygrał i wychodzi. A ja zostaję na środku kuchni z blondasem, który mnie nie lubi, autystycznym Gregorem i Tunelem walczącym z Pepą o ostatniego orzeszka. Tak. Czuję się nieswojo. A to cholernie podłe uczucie...
Nie rób Mu psychoanalizy mała.
- Ok. Maggie dzisiaj zostaje z nami. Co prawda mieliśmy oglądać mecz ale wydaje mi się, że Twoja historia jest dużo ciekawsza. - znowu się wyszczerza i praktycznie rzuca się na kanapę klepiąc miejsce obok siebie. No to siadam a co. Nogi mi odpadają. Nie ta forma. Zupełny jej brak. Ale po chwili dochodzi do mnie coś innego i od razu marszczę brwi.
- Maggie? - dziwię się. Po pierwsze, nie tak mi na imię a po drugie dlaczego właśnie Maggie?
Nie przedstawiłaś się.
Oni też.
A muszą?
To, że Ich kojarzę nie znaczy, że nie powinni się przedstawić. Nie wszyscy oglądają sporty zimowe. Poza tym, kojarzę nazwiska, nie imiona.
- No wiesz... nie wiemy jak masz na imię. - zaczął. - Poza tym... uciekająca Panna Młoda. - uśmiechnął się. Jakby właśnie strzelił jakimś świetnym dowcipem. I pozostali patrzą na mnie jak na idiotkę, która nic nie rozumie. Siedzą dokoła i patrzą. No może nie wszyscy. Blondas poszedł do kuchni. Otwartej na salon ale jakby zamkniętej bo majstrował coś przy kuchence i właściwie nie zwracał na Nas uwagi. Ech.. Trudno się Mu dziwić. Praktycznie zostałam Mu tutaj wepchnięta siłą. Ale to nie zmienia faktu, że nadal nic nie rozumiem i nadal mam minę jak niedorozwinięta.
- Taki film był, z Julią Roberts. - dodał Manuel jakby mi podpowiadając. No był...
- Główna bohaterka miała na imię Maggie. - wyjaśnia w końcu szatyn. Ciekawe co On tam w tym Smartfonie widzi, że tak się do Niego szczerzy.
Albo się z Ciebie śmieje.
Owszem, jest taka możliwość.
- Och. - wyrwało mi się. Bo zrozumiałam po dłuższej chwili aluzję. I nikt się nie zaśmiał. Właściwie to zrobiło się dziwnie. I słychać tylko było plask. Dam sobie głowę uciąć, że blondas w kuchni zrobił facepalm.
Poczekaj chwilę. Zaraz się załamie.
- To jak masz na imię? - spytał Pepa. Boże jestem okropna.
Werbelki....
- Julia. - wzdycham.
Tadam!
I te głupie uśmieszki na Ich twarzach. Więc zerkam na blondasa a On tylko kręci głową. Dam sobie rękę uciąć, że się śmieje.
- Tak jakby... wszystko się zgadza. - znowu odzywa się autystyczny szatyn.
On po prostu ma swój świat.
O tym właśnie mówię. Książkowy przykład autyzmu. I ta cisza, która nagle wdarła się między wszystkich.
- Dla mnie i tak zawsze będziesz już Maggie. - uśmiecha się i puszcza mi oko. No to też się uśmiecham. Trzeba być miłym. Dają mi dach nad głową. - Ja jestem Stefan, Tunele to Manuel, ten przestraszony to Thomas, ten z cegłówką w dłoni to Gregor... - szatyn posyła mi ciepły uśmiech i znów wraca do telefonu. - A ten najmniej miły to Michael. Ale wybacz Mu, ma dzisiaj gorszy dzień. - trajkocze. Cóż... zdarza się, mój dzień też nie należy do tych najlepszych. - To jak? Ugotujesz Nam coś dobrego? - pyta wprost. I słyszę głośne "kurwa" spod blatu w kuchni. Zaraz po dudnięciu. Pewnie stłukł głowę. Ech... On na prawdę ma kiepski dzień.
- Jeśli tak będę się mogła Wam chociaż odrobinę odwdzięczyć to z chęcią. - uśmiecham się. Tak, taka forma podziękowania jest super. Lubię gotować.
W tym wdzianku?
I wstaję z kanapy idąc w kierunku kuchni zaraz za Stefanem. Otwiera mi lodówkę przed nosem i widzę...
O matko... Akademik.
Sterty kurczaka i długo długo nic.
- Och. - znowu mi się wyrywa. Tak to chyba zostanie moim ulubionym słówkiem.
- Mamy jeszcze ryż i jakieś warzywa. - mówi drapiąc się po głowie. I otwiera szafkę a tam cebula i ziemniaki. Załamka.
- Mogę się przejść do sklepu. Powiedz tylko co mam kupić. - słyszę obok ucha. Uśmiecham się lekko. Stefan nie wiadomo skąd wyciąga długopis i kartkę i stoi patrząc na mnie wyczekująco. No to Mu dyktuję.
- Przecier pomidorowy... - patrzę na gromadkę w salonie. Manu bije się z Thomasem o paczkę orzeszków ziemnych. - Duży słoiczek. - dodaję. - 3 papryki. Każda w innym kolorze.
- Jak światła drogowe.
Taa
- Marchewki
- Też trzy?
- Może być. - i co jeszcze? Ach tak. - Duży ananas. I tyle. - uśmiecham się.
- Ananas? - słyszę za sobą. Odwracam się i widzę zaskoczenie i konsternację na Jego twarzy.
On mówi!
- Sos słodko kwaśny. - wyjaśniam. Kiwa tylko głową i mierzy mnie od stóp do głów wzrokiem. No tak, suknia jest dość obszerna. A na nogach ciągle mam Jego skarpetki. I sandałki.
I wszystko szyte i robione na miarę. I cholernie drogie.
Nie chciałam tego.
Ale materiału szkoda.
Założę fartuszek.
- Ok. To ja lecę. Michi? - zwraca się do blondasa ubierając kurtkę. - Nie chcemy, żeby Maggie zniszczyła sobie suknię co nie? - i nie czeka na odpowiedź. - Przebież w coś współlokatorkę - puszcza Mu oko ucieszony jakby milion w totka wygrał i wychodzi. A ja zostaję na środku kuchni z blondasem, który mnie nie lubi, autystycznym Gregorem i Tunelem walczącym z Pepą o ostatniego orzeszka. Tak. Czuję się nieswojo. A to cholernie podłe uczucie...
**********~*~**********
Dwójeczka :D
Z gratulacjami dla całego Austria Team za weekend w Niżnym Tagile :)
Hej, hej!
OdpowiedzUsuńTe ich określenia... Uwielbiam <3
No powiem szczerze, że nie sądziłam, że Michael będzie takim... sknerą? No nie wiem jak to dokładnie określić, ale pewnie wkrótce jego zachowanie się zmieni...
No cóż...
A Stefan? Najlepszy! I chyba jak na razie najnormalniejszy ;P
Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału, bo nie wiem dlaczego, ale bardzo intryguje mnie ta historia i co będzie jak Michi "przebierze" Julię, a Stefan wróci ze sklepu ;)
Pozdrawiam :*
Ol-la
P.S. Zapraszam do mnie na nowy rozdział :) http://hardskijumpinglove.blogspot.com/2014/12/11-byes-sie-wrakiem-mysli.html
Napisałam komentarz i zamiast się przed tym zalogować, to ja ,,mądra" oczywiście zapomniałam.
OdpowiedzUsuńWczoraj dziesięć razy chyba sprawdzałam, czy coś jest. Dzisiaj zaraz po powrocie ze szkoły sprawdzam i tadam... Jest! Ty wiesz, jak poprawić humor ;)
Coraz bardziej mnie intryguje, dlaczego Julia uciekła sprzed ołtarza. + Myślę, że Michi zmieni się, jak pozna lepiej Julię.
No i jak Ty mogła zakończyć w takim momencie co?!
OdpowiedzUsuńW ogóle czemu to takie krótkie?
Z takkimmmmmmm uśmiechem czytałam!
Rozmowy z podświadomością i Stefan!♥♥♥
Nie masz pojęcia jak niecierpliwie czekam na trójkę!:D
Zakochana Ann!♥
Autystyczny Gregor?! Śmieje się już z tego dobre kilka minut. Moja pani z gimnazjum od matematyki nazwałaby go po prostu pokoleniem kciuka. Już się nam trochę rozwidla historia Juli, ale nadal nie wiadomo co ją skłoniło do ucieczki sprzed ołtarza. Po co wgl chciała za mąż wychodzić, skoro uciekła? Gburowaty Michi? trochę mi to do niego nie pasuje, no ale może to przez ten dzień. W sumie, kto by był zadowolony, jakby ci kumpel wepchnął do mieszkania nieznajomą? Nie wierzę, żeby on był taki naprawdę. Co do reszty postaci, zgadzam się w 100%, no może oprócz Gregora :D Trajkotka Stefan za to jak najbardziej mnie do siebie przekonuje. Już po tych dwóch rozdziałach widzę, że zapowiada się Michaelowi z nim niezły żywot, a jak się jeszcze "Pepa" Die-die wprowadzi, to już wgl. No chyba, że się nie wprowadzi, a Maggie zostanie z nimi na stałe. Zapowiada się naprawdę ciekawie i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mam nadzieję, że będzie wkrótce. Pozdrawiam i do następnego. Lecę wkuwać chemię :/
OdpowiedzUsuńNieeee! Mój Michi nie może być aż takim burakiem. Przecież on jest za kochany i ogólnie to ma dobre serduszko. Bo przecież gdyby był taki zlodowaciały, to nie pozwoliłby Julii przekroczyć progu jego mieszkania, choćby niewiadomo co się działo. :) Swoją drogą... Śmiałam się dobre pół godziny z tego wszystkiego. Greg z autyzmem, Manu z niemodnymi tunelami, Didl z Peppą oraz trajkotka Stefan. ♥ Chociaż to ostatnie- trafione w samą dziesiątkę! Uśmiech sam wkrada się na twarz, czytając o tym kochanym dziecku, po prostu. :) Bocznymi torami... Podziwiam Michiego, że mieszka z Kraftim. Osobiście- bałabym się. :D
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. :)
Buziaki. ;*
Pepa, tunel i dziecko z autyzmem mnie rozwala ;) Masz po prostu taką wyobraźnię, że zazdroszczę :) A panna młoda w skarpetkach i sandałkach, to tak bardzo po polsku :D
OdpowiedzUsuń