wtorek, 30 grudnia 2014

8. Możesz zniknąć już dziś, nie będę Cię zatrzymywał.


Inspiracja:




MIESZKANIE W INNSBRUCKU...

I co teraz? Powinienem coś zrobić czy odpuścić i dalej żyć własnym życiem?
To zależy.
Od?
Od tego czy chcesz dalej być dziwolągiem mającym swój świat czy w końcu wrócić do bycia sobą.
To nie jest takie proste. Nie będę wypruwał z siebie flaków starając się wrócić do normy z powodu nieznanej mi dziewczyny.
Ta dziewczyna jest starsza od Ciebie więc trochę szacunku!
Patrzę po raz kolejny na dokumenty w teczce. Dowód osobisty, paszport, dyplomy ukończenia studiów, bilet do Arabii...
W jedną stronę.
Ucieczka na zawsze. I jak najdalej.
Dziwisz się?
Zerkam na kilka zdjęć i dokumentów i odkładam je na sam spód. Nie dziwię się. Ale nie rozumiem. Ten kierunek jest nielogiczny. 
Nie znasz całej historii. Nie wiesz co było po domu dziecka. 
Wiem, że chce uciec. Tylko dlaczego tam?
Widocznie tam czuje się bezpieczniej...
Słysze otwieranie drzwi wejściowych i głośny wesoły śmiech. Od razu chowam teczkę do biurka.
- Stefan jak się rozchoruję to przysięgam, że będziesz mi po leki chodził haha
- To nie moja wina, że jesteś taka słaba.
- Słaba? - dziwi się.
- Ja tylko lekko pchnąłem Cię jednym paluszkiem a Ty już w zaspie leżałaś. 
- Następnym razem Ty będziesz leżał. - pogroziła Mu ciągle się śmiejąc. - Jestem cała mokra.
- Chcesz herbaty? 
- Jeśli robisz... - głosy się oddalają. Przeszli do kuchni. Jest wesoła. To dziwne.
Przy Stefanie ciężko jest być smutnym.
Tak łatwo Mu zaufała...
Człowieku. Wystarczy na Niego spojrzeć. To najbardziej łagodny facet pod słońcem.
A ja Ją traktowałem jak największego przestępcę. Staję przy drzwiach i lekko je uchylam. Widzę jak się śmieją przy robieniu sobie kolacji. Ma mokre włosy i zaróżowione policzki. Ma na sobie czarny golf, który opina Jej sylwetkę. Jest taka chuda...
I drobna... Jak można...
Przestań!
Po prostu w głowie mi się to nie mieści.
Mi też. Patrzy tu. Widzi mnie. 
No to wyłaź z pokoju bo pomyśli, że jesteś psychopatą!
Więc wychodzę. Siadam przed blatem i obserwuję co robią. Kiedy tam siadam jakby milknie. Nie patrzy na mnie a kiedy to robi to lekko się uśmiecha i wraca do krojenia papryki. I robi to cholernie dokładnie. Jakby od tego zależało Jej życie.
- Didl już jest? - pyta brunet.
- Śpi. Obił sobie palec młotkiem, trochę popłakał i zasnął. - mówię. I patrzą na mnie jak na idiotę. Nawet Ona. 
Bo to słaby żarcik.
Kiedy to nie żarcik.
- Młotkiem?
- Powiedziałeś Mu, że musi sobie załatwić łóżko, bo bierzesz Jego łóżko do siebie więc kupił sobie coś w Ikei.
- Ale po co Mu młotek? - nadal się dziwi. Patrzę tylko na Niego wymownym wzrokiem. Przecież zna Didla. Po chwili się śmieje. - No tak. Michi jest sprawa... - zaczyna.
- Nie zamienię się z Tobą pokojami. - uprzedzam Jego pytanie. 
- Ale...
- Stefan nie trzeba. - mówi spokojnie. Patrzy na Niego z miłym uśmiechem a w Jej oczach widzę lekki zawód. - Kanapa jest ok. A to tylko kilka dni. - dodaje łagodnie. A Kraft patrzy na mnie jakbym Mu matkę zabił.
Może On chciał być z Nią w pokoju nie tylko dlatego, żeby miała gdzie spać?
Co masz na myśli?
No popatrz na Niego. Widzisz jak na Nią patrzy?
Że niby się zakochał? W kilka dni? 
Nobel za logikę jest Twój.
- Michael zjesz z nami? - pyta mnie brunetka. Patrzę na Nią i widzę autentyczną sympatię. I zastanawiam się skąd i dlaczego. 
Ja też. Jesteś kretynem i samolubem. Widocznie jest walnięta. Cóż... pasujecie do siebie.
- Już jadłem. - mówię i wychodzę do siebie. 
Ty na prawdę jesteś matołem.
Możesz przez chwilę mnie nie wyzywać? Nie masz pojęcia co chcę zrobić. Widziałeś datę na Jej bilecie?
Widziałem i co?
Będzie tu jeszcze tylko tydzień. 
I co z tego?
To z tego, że muszę zmienić sobie pościel i ogarnąć pokój...

***

- Może jednak prześpisz się u mnie? - pyta będąc wyraźnie przybity. Podchodzę i biorę od Niego kołdrę i poduszkę.
- Stefan i tak wiele dla mnie robisz. Nie chce żebyś się przeze mnie nie wyspał i potem jęczał na treningu że Cie plecy bolą. 
- Ale...
- Spałam w gorszych warunkach uwierz mi. - puszczam Mu oko. trochę się uspokaja ale widzę, że się waha czy iść do siebie czy jeszcze trochę ponaciskać. Układam sobie poduszkę i kołdrę i odwracam się do Niego. Stoi jak taki mały bezbronny chłopczyk. Uśmiecham się. Jest kochany. Więc ściskam Go mocno a on mnie. - Dobranoc. - daję Mu całusa w policzek i znikam pod kołdrą. Uśmiecha się, widzę to mimo ciemności w salonie. I zamyka się w pokoju. Po chwili wraca i staje nade mną.
- Jakbyś się jednak chciała zamienić to się nie krępuj. - daje mi całusa w czoło i wraca do siebie. Czym sobie zasłużyłam na spotkanie kogoś takiego? Uśmiech nie schodzi mi z twarzy kiedy przypominam sobie seans komediowy z Nim w kinie. To najsympatyczniejszy facet na świecie i nie dziwię się, że każdy chce się z Nim przyjaźnić. Jest taki otwarty i ciepły...
I każdemu nieba by przychylił.
Jak młodszy braciszek. hehe
Bardziej jak przyjaciel - gej. Macie wspólną szafę, nie boisz się przy nim rozebrać i wiesz, że się w Tobie nie zakocha.
Jesteś walnięta. Gdybym była trochę młodsza pewnie bym się za Nim uganiała.
Nie zwalaj na wiek. Ty po prostu nie potrafisz już z nikim być.
Nie potrafię zaufać a to jest różnica.
Nie ma żadnej kochana.
Zamykam oczy ale czuję, że nie zasnę. I nie dlatego, że ta kanapa jest ewidentnie niewygodna tylko przez to co widzę za każdym razem kiedy te moje oczy zamykam. Więc siadam zamiast leżeć i owijam się kołdrą. I zaczynam dziękować Bogu, że Michael nie zgodził się na zamianę pokoi. Stefan na pewno chciałby teraz pogadać o tym co mnie dobija. Każdej nocy. A ja nawet o tym myśleć nie chcę a co dopiero mówić...
- Mogę? - słyszę za sobą. Odwracam się i widzę blondasa. Chce usiąść. Pewnie powiedzieć mi parę słów, które jeszcze bardziej uświadomią mi jak bardzo niechcianym gościem tutaj jestem. A ja to przecież wiem. Więc kiwam głową i zawijam się jeszcze bardziej. Odruchowo. A On patrzy na mnie uważnie jakby właśnie czytał mi w myślach. Wygląda na starszego niż jest kiedy się nie uśmiecha.
A On w ogóle się uśmiecha?
Ma na sobie czarny podkoszulek, który dodaje Mu czegoś... czego nie umiem określić. Ale to coś mnie jeszcze bardziej onieśmiela i nie umiem patrzeć Mu w oczy. Więc wbijam wzrok we własne stopy, które wystają mi spod kokona.
- Przepraszam. - mówi cicho. 
Yyyyyy... 
Patrzę na Niego zaskoczona. Wydaje się być szczery. Przynajmniej Jego oczy. Zbyt poważnie jak na Jego wiek.
- Za co? - pytam cicho. Aż chrypię z zaskoczenia.
- Na prawdę zadałaś to pytanie? - wzdycha. 
No tak. 
- Miałeś prawo. Nie znasz mnie a musisz ze mną mieszkać. Nie możesz czuć się swobodnie we własnym mieszkaniu, bo Ci się tu władowałam.
- Stefan mi Cie tu władował. - poprawia mnie. Uśmiecham się lekko, bo w sumie to racja. I zapada cisza. Przerywa ją tylko buczenie lodówki w kuchni. - Nie zamieniłem się ze Stefanem, bo za tydzień znowu bym musiał to robić. A to bez sensu. - odezwał się w końcu. Czekaj czekaj... Skąd On wie, że tylko tydzień? I chyba widzi moje zdezorientowanie bo mówi dalej. - Przez ten tydzień będziesz spała u mnie. Ja akurat lubię ta kanapę.
- Chyba Ci nie wierzę. - odpowiadam. Na prawdę na głos to powiedziałam?
- Bo myślisz, że Cię nie lubię?
- Bo ta kanapa na prawdę jest niewygodna. - stwierdzam. Uśmiecha się.
On się uśmiecha! Strzel fotę! 
- Przygotowałem Ci pościel i wysprzątałem pokój więc nie mów mi teraz że robiłem to na marne.
- Można wysprzątać idealnie czysty pokój? - znów powiedziałam to na głos?
Powinnaś się pierdolnąć patelnią.
Milczy ale wydaje się być rozbawiony moją reakcją. Apropo reakcji...
- Skąd wiesz, że będę tu tylko tydzień? - pytam uważnie patrząc na Jego twarz. I jakby poważnieje. I dopiero teraz zauważam, że trzyma coś w ręce. I moje oczy robią się większe a serce przyspiesza.
- To chyba Twoje. - mówi i wręcza mi teczkę. On wie...
Ech...
Biorę ją od Niego i wpatruję się w nią.
Tylko nie rycz!
Nie zamierzam. 
- Otwierałeś? - pytam.
- Trąciłem ją przez przypadek. Wszystko się wysypało. - mówi spokojnie. A moje ręce zaczynają się trząść. 
Może lepiej że wie...
Lepiej?
Może zacznie Cie normalnie traktować?
Nie chce żeby mnie traktował normalnie tylko przez to.
Milczy. Nic nie mówi tylko patrzy i obserwuje moją reakcję.
- O ile mi wiadomo lepiej nie uciekać tam, gdzie Cię będą szukać. - mówi w końcu. Obracam się w Jego stronę i bezradnie patrzę na Niego. Skoro wie, to nie ma co udawać. 
- Nie mam dokąd pójść. Już to mówiłam. 
- Arabia?
- W domu dziecka już był. Tam chyba mnie szukał nie będzie. To stanowczo za duży kraj.
- Jest tylko jeden bilet.
- Bo jadę sama. 
- W jedną stronę. - dodaje. - Nie zamierzasz wrócić? - dziwi się.
- Po co? Do czego? - pytam. - Do kogo? - milknie. Wie, że mam rację.
- Dlaczego nie pójdziesz z tym na policję? - pyta. Uśmiecham się. Jakby powiedział słaby dowcip.
- Bo wtedy się od Niego już nigdy nie uwolnię. - mówię cicho. 
- Może Ty nie chcesz się uwolnić? - pyta. 
Auć. Trafił.
Grymas na mojej twarzy mówi wszystko. Kręci z niedowierzaniem głową.
- Nic nie rozumiesz Michael.
- Masz rację. Nie rozumiem jak możesz nie pójść z tym do prokuratury. Facet Cię bił, maltretował, szantażował i praktycznie więził przez 5 lat... - znów robię grymas. Grymas bólu. Bo doskonale wiem co się działo. Wiem co robił i co kazał robić mi. Ale nie zawsze tak było... - Z takimi dowodami wsadziliby Go za kratki...
- Na ile? - przerywam Mu. - Na kilka lat. W najlepszym wypadku na 8. Po trzech wyszedłby za dobre sprawowanie a z Jego pieniędzmi zapłaciłby kaucję, za którą można by kupić małą wyspę i dalej śmiałby mi się w twarz. A ja byłabym wytykana palcami. Bo śmiałam o coś oskarżyć kogoś takiego jak On. - zaciskam dłonie na teczce żeby zatrzymać galopujące emocje. i milczy. Znowu.
- Są zakazy zbliżania się. - drąży dalej.
- Dla Niego owszem. Nie dla Jego przyjaciół. - mówię cicho.
- Robisz wszystko, żeby Go nie oskarżyć. Tworzysz sobie wymówki byle tylko Mu nie zaszkodzić... - i nagle jakby dostał olśnienia. I patrzy na mnie z niedowierzaniem i kręci głową chowając twarz w dłoniach. - Ty Go kochasz... - mówi jakby sam do siebie. A mnie znowu boli. Bo odkrył wszystko to co tak cholernie chciałam ukryć. - To jest chore.
- Nie pouczaj mnie Michael. - mówię spokojnie. - Jesteś ostatnia osobą, która powinna to robić.
- Bo Cię nie znam? - prycha. Milczę. - Uciekasz od problemu, nie rozwiązujesz go.
- Ja przynajmniej coś robię. - mówię dobitnie i patrzę na Niego zawzięcie. I teraz to On nie rozumie mnie. - Staram się biec razem ze światem mimo, że w środku rozpadam się na kawałki. Wbrew sobie staram się zapomnieć o tym co mam w sercu. Ale coś robię. - powtarzam. - A Ty nadal stoisz w tym samym miejscu co rok temu. - dodaję cicho. A w Jego oczach pojawia się coś na wzór złości. Złości z bezsilności, bo dobrze wie, że mam rację.
- To nie Twoja sprawa. - mówi zawzięcie.
- I vice versa. - i tylko wzrok pozostał. Ta walka między nami. Jedno i drugie ma problemy i każde z Nas radzi sobie z nimi na swój sposób. 
Chyba nie radzi...
W końcu wstaje i patrzy na mnie wyczekująco.
- Zmiataj, chce się położyć. Jutro mam trening od rana. - mówi i stoi nade mną.
- Tam jest Twój pokój. - wskazuję Mu drzwi.
- Nie dyskutuj ze mną. - mówi zirytowany. - Wynocha. - kontynuuje ściągając ze mnie kołdrę. No tego to już trochę za dużo. Więc wstaję zdenerwowana z kanapy i nosem sięgam Mu po obojczyk. Śmieje się z mojego wzrostu. Widzę to.
- Nie będziesz mi rozkazywał.
- Przecież to lubisz... - drwi. 
Że co?!
- Kochasz faceta, który Tobą pomiata, wykorzystuje i traktuje jak swoją własną prostytutkę, więc... - nie kończy bo na policzku czuje moją dłoń. I sama się sobie dziwię, bo nigdy nie miałam na coś takiego odwagi. A teraz policzkuje obcego mi faceta stojąc przed Nim w samym podkoszulku i skąpej bieliźnie. W Jego wzroku widzę czystą jak łza złość o ile nie nienawiść.
- Przynajmniej nie zachowuje się jak naćpany Szekspir. Beczysz za dziewczyną, która Cię oszukiwała przez cały Wasz związek. Można się porzygać patrząc na te Twoje ckliwe jęki.
- To nie patrz.
- Nie zamierzam. Zachowujesz się jak nastolatka, której kolega nie poprosił do tańca na dyskotece szkolnej. I w dodatku obarczasz tym wszystkich wokół.
- Bo przynajmniej mam przyjaciół.
- Już niedługo Michael. - mówię poważnie. - Jesteś taki sam jak ja kiedyś. Jesteś w miejscu gdzie ja byłam kiedy traciłam jedynego prawdziwego przyjaciela. Bo byłam w swoim własnym świecie. Różnica jest tylko taka, że ja z tego świata się wygrzebałam a Ty nawet tego nie chcesz.
- Nie masz prawa mnie osądzać.
- Mam to gdzieś, za kilka dni mnie tu nie będzie.
- I bardzo dobrze.
- Świetnie.
- Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę.
- Ja bardziej.
- Możesz zniknąć już dziś, nie będę Cię zatrzymywał. - warczy zaraz przed moją twarzą. 
Zwolnij trochę mała bo zostaniesz na bruku.
W dupie to mam. Biorę z łazienki swoje spodnie i golf i zakładam je na siebie. Kiedy tylko zdejmuję podkoszulek pojawia się przy mnie i chwyta za rękę.
- Czego? - warczę ale widzę tylko Jego oczy. Bo jest tak blisko. A potem czuję tylko usta i silne ramiona, które kierują mnie prosto do Jego pokoju. I słyszę zamykane drzwi. Jestem wściekła. Na Niego na siebie i na cały świat. Bo jestem bezradna wobec tego co się dzieje. Wobec tego jak zachłannie mnie całuje, jak mocno trzyma mnie w ramionach, jak pozbywa się wszystkiego co mam na sobie... A bezradność to cholernie podłe uczucie...




**********~*~**********
A tego na pewno się nie spodziewałyście :D
W kolejnym będzie trochę więcej na temat historii Michaela.
Dziś wiecie już dlaczego Julia uciekła.
Co sądzicie o takim biegu wydarzeń? :)
Kolejny dopiero w następnym roku więc już dziś życzę Wam Super Sylwestra i wszystkiego co najlepsze w Nowym Roku :*



sobota, 27 grudnia 2014

7. Zostaniesz teraz bohaterem?

Inspiracja:
Conchita Wurst – Heroes



MIESZKANIE STEFANA I MICHAELA...

Coś cicho jak na niedzielne popołudnie.
Nie mów głośno, bo... W tym momencie słyszę głośny huk i siarczyste przekleństwo co w ustach Didla brzmi dość komicznie. A kiedy wyobrażam sobie Jego minę to od razu mi się micha cieszy. 
-Michi! - drze się z korytarza. Pewnie sobie rękę walizką przygniótł ciamajda. Więc wychodzę i widzę Go z jakimś wielkim pudłem. Płaskim, podłużnym i leżącym na blondynie. 
- Co Ty robisz? - pytam.
- Nie widzisz? Opracowuję lekarstwo na raka. Pomóż że mi! - warczy spod pudła. No to podnoszę to dziadostwo i patrzę na Niego wyczekująco.
- Szafę sobie kupiłeś? - pytam widząc wysokość tego czegoś. 
- Łóżko. - odpowiada i zanosi walizki do pokoju. Patrzę na Niego zaskoczony.
- A na co Ci łóżko skoro jedno już masz w pokoju? - bierze pudło za rogi z jednej strony więc biorę z drugiej i wnosimy je do pokoju.
- Stefan mówił, że łóżko z pokoju idzie do Niego.
- Do Niego? - nadal się dziwię.
- Do Ciebie, ale do Niego. - stawia pudło na podłodze i bierze się za rozpakowywanie rzeczy.
- Jak to do mnie?
- No podobno się zamieniacie pokojami.
Zgubiłem się.
- Że co?!
- Michi... - zaczyna spokojnie ale w Jego oczach widzę lekkie zdenerwowanie. - Stefan tłumaczył mi to godzinę zanim zrozumiałem. Więc słuchaj uważnie bo dwa razy nie będę tego powtarzał. Jestem strasznie głodny. Twój pokój jest większy wiec zmieszczą się dwa łóżka. 
- Ale po co Mu dwa łóżka?
- Nie przerywaj to się dowiesz. - upomniał mnie jak małe dziecko. - Jedno dla Niego a jedno dla Maggie. Doszli do wniosku... a właściwie to Stefan zdecydował, że tak będzie najlepiej. Na kanapie się męczyła nie będzie, On będzie miał towarzystwo w pokoju a Ona nie będzie wchodzić Ci w drogę.
- Przecież mi nie przeszkadza!
Ooo, kontynuuj. Masz jeszcze jakieś nowości?
Didl robi dziwną minę.
- No dobra, może nie jestem zachwycony z Jej obecności ale to nie znaczy, że ma się chować po kątach przede mną. - mówię patrząc jak radzi sobie ze składaniem łóżka.
- Ja tam nie wiem. Tyle co mi Stefan powiedział. - wzrusza ramionami.
- Stefan u siebie? - pytam kierując się do Jego pokoju. 
- Poszedł z Maggie do kina. - odpowiada Thomas. - Mieszkacie ze sobą i nie wiesz gdzie jest. O tym właśnie mówię Michi. Masz swój własny świat, do którego lepiej się nie wtrącać bo i tak wszystkich odpychasz. Nie dziwię się, że Stefan chce mieć w pokoju Maggie skoro Ty z Nim już nie rozmawiasz.
- O czym Ty mówisz? - znów się dziwię bo nie bardzo wiem o co chodzi.
- Nie zauważyłeś tego? - pyta.
- Czego do cholery? - już powoli tracę cierpliwość.
- Stefan chyba szuka kogoś komu mógłby się zwierzyć, pogadać o problemach... no wiesz...
- No nie wiem.
- Przyjaciela szuka. A w Maggie chyba go znalazł. - zauważa wzruszając ramionami. I stoję tam u Niego na środku pokoju jak idiota, bo nigdy bym nie pomyślał, że coś takiego usłyszę. Rzeczywiście od jakiegoś czasu Stefan już tak bardzo wylewny nie jest. No ale myślałem, że może nie ma żadnych problemów.
Kraft? Przecież to chodzący kłopot! On zawsze ma coś co Go męczy!
Czemu mi o tym nie przypomniałeś wcześniej?
Bo nie chciałeś słuchać. Ciągle tylko było "zamknij się, nie chcę z Nim gadać o tym co się stało", a może On wcale nie chciał o tym właśnie gadać tylko o sobie? Nie wszystko kręci się wokół tego, że Ella Cię zostawiła!
Zamknij się!
No widzisz?
Ech...
- Dawno wyszli? 
- A co? 
- Nic. Tak tylko pytam.
Jasne. Po prostu jesteś zazdrosny.
O co?
Nie o co a o kogo.
Ona nie dawno uciekła sprzed ołtarza. Stefan nie powinien się z Nią wiązać.
- To jakiś maraton filmowy miał być. - mówi w końcu blondyn. Kiwam głową i wychodzę do kuchni. Siadam przy stole i nie wiem co robić. Didl wbił klina.
I tu pojawia się pytanie.
Jakie?
Czy jesteś zazdrosny o to, że poszła do kina ze Stefanem i są ze sobą dość blisko czy o to, że odbiera Ci przyjaciela?
Po pierwsze, po kilku dniach znajomości nie można mówić, że Ich do siebie ciągnie, po drugie, nikogo mi nie odbiera.
Aha. Ok. Nic nie mówię.
Tak byłoby najlepiej. 
- Michi! Pomocy! - Didl znowu drze japę. Wzdycham i idę do Niego. 
- Co się stało? - pytam widząc zakrwawiony palec blondyna.
- Uderzyłem w palec młotkiem. - oznajmia będąc bladym jak ściana.
- Młotkiem? A po co Ci młotek? - dziwię się klękając przy Nim i oglądając kciuk.
- Musze przybić gwoździa. - oznajmia.
- Gwoździa? Przecież to łóżko z Ikei!...

DEPTAK W INNSBRUCKU...

- No i nie wiem co z tym zrobić. - zakończył swoją opowieść. A ja nie wiem co mam Mu powiedzieć. Idę obok Niego, mijam ludzi, którzy patrzą na Nas dziwnie, a najdziwniej jakieś małolaty. Innsbruck jest wieczorami oświetlony jak Las Vegas. Dziwne, że nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. 
Bo nigdy wcześniej nie spacerowałaś po nim od tak.
No tak.
- Może po prostu za bardzo chcesz? - pytam i patrze na Niego. A On na mnie, lekko zdziwiony moim pytaniem.
- A znasz jakiegoś sportowca, który nie chciałby wygrywać? - pyta.
- Nie chodzi o chęć wygrywania Stefan. Każdy chce być w czymś najlepszy. Chodzi mi o to, że za bardzo nastawiasz się na to, że musisz wygrać, że musisz komuś coś udowodnić. Wcale nie musisz. Jesteś sportowcem, pracujesz nad sobą o wiele bardziej niż każdy inny człowiek, żeby coś osiągnąć musisz w to włożyć cholernie dużo czasu i pracy. Ciężkiej pracy. I zamiast myśleć o tym, że sprawia Ci to przyjemność myślisz o tym, że pomimo potu wylewanego na treningach nadal jesteś gdzieś tam za kimś. 
- W sporcie nie liczą się Ci za kimś, liczą się najlepsi. - mówi poważnie.
- Widzisz? Sam nakładasz na siebie presję. 
- Nikt mnie nie zapamięta jeżeli niczego nie wygram. - stwierdził.
- Kasai nigdy nie zdobył żadnego znaczącego tytułu a każdy wie kim jest. - zauważyłam.
- To jest ewenement. Każdy wie kim jest bo skacze od 100 lat. Kiedy Morgi zaczynał On już skakał. Morgi skończył, On dalej skacze. - zaśmialiśmy się. No tak.
- Ok. Kasai to zły przykład. Ale popatrz na to wszystko z innej strony. - moje genialne pomysły.
Genialna filozofia. Minęłaś się z powołaniem.
- Popatrz na tych, którzy wygrali. Pierwszy z brzegu. Didl. Lubię Go ale jedyne co pamiętam z Jego kariery, to to, że w tamtym roku wygrał TCS. Z dupy. Nikt się tego nie spodziewał. I kojarzyłam Go tylko z Jego ojcem trzymającym ciągle pluszową świnkę. - zaśmiał się. - A w tym roku? Z tego co mówiliście to żaden z Was nie skacze perfekcyjnie. A już na pewno nie Thomas.
- To jest jeden przypadek.
- Mam kolejny. Sven Hannawald. Zapamiętany z tego, że wygrał milion franków i chorował na anoreksję. Kolejny w kolejce, Simon Amman, człowiek ciągle próbujący wygrać TCS, któremu nigdy się to nie uda. Mam kontynuować? - pytam.
- Ale...
- Ale co Stefan? Teraz podasz mi przykład Małysza, Morgiego, Schlieriego i jeszcze kilku legend takich jak Nykaenen? Oni są znani z tego, że właśnie cholernie ciężko pracowali nad sobą od początku swojej kariery. I żadne rekordy ilości zwycięstw nie są zapamiętane. Oni po prostu ciągle nad sobą pracowali, kiedy było źle i kiedy było dobrze. Dlatego zostali legendami jeszcze podczas swojej kariery. 
- Ale wygrywali.
- I Ty też wygrasz. Już jesteś wygrany, bo kochasz to co robisz, dążysz do perfekcji i cieszysz się skokami. Wygrane są tylko dodatkiem. Zwłaszcza teraz kiedy są cyrki z wiatrem i belkami. 
- Chciałbym kiedyś być wspomniany jak skończę karierę. Jako ktoś znaczący w skokach.
- I będziesz. Pamiętasz takich ludzi jak Goldberger? Albo Koch? Albo Schmidt? Nie zawsze wygrywali. A legendami są.
- No niby tak ale...
- Po prostu wyluzuj. Przestań się tak spinać. Jak się za bardzo chce to nigdy nie wychodzi. Trzeba trochę dystansu Stefan. Do wszystkiego. - kończę swój wywód i siadam na ławce przed oświetloną fontanną na środku deptaku. Siada obok mnie intensywnie się we mnie wpatrując. - Co jest?
- Jesteś psychologiem? - pyta nale.
- Nie... skąd ten pomysł? - pytam zdziwiona. Wzrusza ramionami i uśmiecha się wesoło.
- Umiesz rozmawiać z ludźmi.
- Chyba tylko z Tobą. - zauważam z lekkim uśmiechem.
- Może jakbyś pogadała z Michim... może... - zaczął drapać się po głowie intensywnie nad czymś myśląc. - On ma trochę też taki problem jak ja. Tylko Jemu chociaż na sucho wychodzi. Za to kiedy siada na belkę to jakby się coś w Nim blokuje. I dzieje się tak odkąd Ella odeszła.
- To chyba nie jest dobry pomysł. - mówię.
Nooo raczej. Ja też sobie nie wyobrażam rozmowy z blondasem.
- Czemu? - pyta. - Mi trochę pomogłaś to może i Jemu pomożesz. - kontynuuje.
- Sam powiedziałeś, że Mu Ją przypominam. Nie jestem osobą, która powinna z Nim o tym rozmawiać. Ani o Jego skokach ani o Jego problemach sercowych. 
- Ale...
- Stefan ja jestem dla Niego obcą babą, która władowała Mu się do mieszkania na tydzień i nie mam prawa wtrącać się w Jego życie. Mam wejść do Jego pokoju i tak po prostu powiedzieć Mu, że się spina i za dużo myśli o przeszłości? Nie ma mowy. Wyobraź sobie Jego minę gdybym to zrobiła...
- Na tydzień? - przerywa mi zaskoczony. Oj.
Oj? Chlapnęłaś to tłumacz. Chyba czas najwyższy.
- Znalazłaś mieszkanie? - pyta zdziwiony. - I pracę?
- To... ja...
Nie jąkaj się tylko mów.
- Ja wyjeżdżam Stefan. - wzdycham. A On patrzy na mnie z niezrozumieniem i mruga co chwilę próbując zrozumieć sens moich słów.
- Do pracy? - pyta.
- Można tak powiedzieć. - odpowiadam wymijająco.
Bądźże z Nim szczera. Zasługuje na to.
- Dokąd? - pyta tym razem.
- Do Arabii. - odpowiadam a On patrzy jak na kretynkę i zaczyna się śmiać. Mi do śmiechu nie jest.
- Żartujesz prawda? - pyta ze zdziwieniem w oczach.
- Nie Stefan. Mówię poważnie. - odpowiadam.
- Do Arabii? Ty zwariowałaś?! Przecież tam zabijają! Chłostają! Kobiety gwałcą!
- Masz błędne informacje. Nie jest aż tak źle. - uśmiecham się lekko. Ale On ciągle tylko się wpatruje i to wzrokiem takim jakbym Mu powiedziała, że z Nim zrywam. 
- Ale... Czemu? - pyta w końcu.
- Bo jestem zakochana w tej kulturze. I nie chodzi mi o zamachowców, katów i psycholi religijnych tylko o ludzi, którzy rzeczywiście mają w sobie pasję, cenią swoją kulturę i tradycję i są na prawdę niesamowici. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak pięknie tam jest. I jak dobrze traktuje się obcokrajowców. I wbrew pozorom kobiety z zachodu mają tam na prawdę dobrze, a... - przerywam kiedy widzę Jego uśmiech. Lekki i trochę smutny. - Co jest? - pytam.
- Miałem nadzieję, że zostaniesz z nami trochę dłużej. - wyznaje szczerze. Och.
Och?! To jest alarm mała! On sobie normalnie nadziei i ochoty na Ciebie narobił!
- Chciałem zamienić się pokojami z Michim, żeby wstawić Twoje łóżko kiedy wprowadzi się Thomas. Żebym miał z kim pogadać wieczorem a żebyś nie musiała spać na kanapie. - mówi dalej. - Myślałem, że... - zacina się na moment. - Nieważne. - uśmiecha się szczerze. 
- Ważne Stefan. - mówię i chwytam Go za dłoń. 
To chyba nie jest dobry pomysł...
On wie, że to przyjacielski uścisk.
Nie wydaje mi się.
To siedź cicho i słuchaj.
- Odkąd Michi się w sobie zamknął... przestał gadać nawet ze mną. Mam wrażenie, że razem z Ellą odszedł Michael. Że straciłem przyjaciela. Z nikim innym nie umiałem się tak dobrze dogadać jak z Nim. Potem to znikło. A teraz pojawiłaś się Ty i to jest tak jakbym odzyskał Michiego. - powiedział cicho. - Miałem nadzieję, że skoro Cię spotkałem to nie był przypadek. 
I co teraz?
Słuchaj dalej.
- Chyba za bardzo chcę znaleźć sobie nowego przyjaciela co? - zaśmiał się smutno.
- Każdy potrzebuje przyjaciela. - uśmiecham się do Niego sympatycznie. - Ja też. - dodaję. - Jak tylko kupię sobie telefon to będę dzwonić. - mówię.
- Po co Ty tam w ogóle jedziesz? I gdzie chcesz tam znaleźć pracę? - pyta.
- Tam potrzebują takich osób jak ja. Praca leży na chodniku jeśli zna się język. - wyjaśniam.
- Znasz arabski? - dziwi się. Kiwam głową. Wygląda jakby ufo zobaczył.
- Skończyłam arabistykę i kulturę wschodu. 
- I co tam będziesz robić? Co po takim czymś w ogóle robić? 
- Oprócz tego skończyłam też architekturę. - dodaję cicho.
- Jesteś inżynierem który mówi po arabsku... Wrabiasz mnie, jaja sobie robisz czy jak? - uśmiecham się smutno. - Czemu nie szukasz pracy tutaj? Z Twoim wykształceniem? Byłabyś chyba najbardziej znaną architektką... - kaleczy. - w Innsbrucku.
- Chodzi o to Stefan, że... że ja chcę być gdzieś gdzie nikt mnie nie rozpozna.
- Ale czemu?
- Bo jeżeli przed kimś się chowasz to nie wychylasz się przed szereg...


MIESZKANIE...

Nie zgodzę się i już. W ogóle co to za pomysł z tym przeniesieniem do mnie. Zna Ją kilka dni i już z Nią chce mieszkać najlepiej na stałe? Nie ma opcji. Niech śpi na kanapie te kilka dni i niech spada do siebie. A Stefana niech zostawi w spokoju.
- Masz może zapasowy pokrowiec na kombinezon? - pyta mnie Didl szarpiąc się z zamkiem od swojego.
- Pożyczałem Stefanowi. Zaraz Ci przyniosę. - i wchodzę do Jego pokoju. Kompletny bajzel ale co zrobić? Przecież Mu sprzątał nie będę. Tylko jak tu znaleźć cokolwiek w tym burdelu? 
Posprzątaj Stefanowi pokoik. Zostań bohaterem w swoim domu!
Przecież nic nie piłem!
A Julia chce z Nim mieszkać...
Nie chce. Jest na Niego skazana. 
A Ty to wiesz bo?
Nie wiem. Tak myślę. 
Zaproponuj Jej, żeby była z Tobą w pokoju.
Zwariowałeś.
Dlaczego?
A po cholerę mi ona?! 
Może jakbyś Ją bliżej poznał...
Nie chcę Jej bliżej poznawać. W ogóle Jej nie chcę poznawać. Chcę żeby się wyniosła. A najlepiej wróciła tam skąd przyszła. I daj mi spokojnie coś stąd wygrzebać! W tym momencie trącam coś leżącego na biurku Stefana co spada na podłogę. Pech chciał, że zawartość teczki, którą zrzuciłem z Niej wypada. A kiedy wszystko zbieram siadam na podłodze i się zastanawiam dlaczego akurat Ja musiałem to zobaczyć.
To teczka Julii?
Chyba... chyba tak. I coś nie pozwala mi tego odłożyć, znaleźć pokrowiec, zapomnieć, że to widziałem i żyć jak przedtem. Bo w tym momencie coś się zmienia. Moje podejście do Niej. Moje zdanie o Niej... 
Bo już wiesz dlaczego...
A chyba wolałbym nie wiedzieć. Bo taka wiedza jest kolejnym ciężarem. Sekretem, który powinienem dotrzymać. A dotrzymywanie sekretów jest trudne.
I co? Zostaniesz teraz bohaterem? 
I czuję się przytłoczony tym co widzę choć nie chcę widzieć. A nadal patrzę. A przytłoczenie to cholernie podłe uczucie...




**********~*~**********
Dziękuję Kochane za tak liczne wsparcie i za ciepłe życzenia :*
Dziś kolejna dawka informacji o Julii :)
No i co tam ten Michi znalazł w teczce hmn...??? :D

TCS!! Michi vs Schlieri i Stefan vs Kamil
i za kogo tu trzymać kciuki co? 
Tak ekscytującego Turnieju to chyba już dawno nie było.
Więc trzymam za wszystkich :)
Kolejny pojutrze :)
Buziole :*

P.S.: Jeśli zostawiłyście linka do siebie w "pozytywnym spamie" obiecuję, że zajrzę ale dopiero jutro Kochane bo czasu miałam niewiele. Ale nadrobię zaległości, obiecuję :*

wtorek, 23 grudnia 2014

6. All I want for Christmas is You...

Inspiracja:
Mariah Carey - All I Want For Christmas Is You



MIESZKANIE STEFANA I MICHAELA...

Sobota. Wolne. Cisza i spokój. I nie ważne, że nie mogę spać, można poleżeć i porozmyślać nad życiem, nad tym co zrobić żeby skoki były lepsze, żeby forma powróciła...
Żeby znormalnieć...
Nie jestem nienormalny.
Jesteś wrzodem na dupie Michi.
Niby czemu?
Bo trzeba się z Tobą obchodzić jak z jajkiem. A jak ktoś zażartuje to albo robisz miny jakby Ci się chciało do toalety albo wychodzisz udając zmęczonego. Jesteś totalnie aspołeczny Hayboeck!
Bo wszyscy chcą mi dawać rady.
Już Ci nikt nic nie radzi, nawet przestali Cię na randki wysyłać. Oni po prostu chcą odzyskać swojego dawnego kumpla.
Nie przeszkadzam Im przecież!
Ale brakuje Im Ciebie.
Moje przemyślenia i jakże fascynującą rozmowę z samym sobą przerywa darcie japy Stefana. Patrzę na zegarek i widzę 7:40. Jak ja kocham tego matoła. 
- I just want you for my own!
  More than You could ever know!
  Make my wish come truuuuuuuuue!
  All I want for Christmaaaaas is Youuuuuuuuuuuuu!
Ja pierdole. Zakładam poduszkę na uszy ale i tak słyszę Jego wycie. Dobra, ja rozumiem, że można mieć ulubioną piosenkę ale Mariah Carey? Świąteczna piosenka? O 7:40 rano? W sobotę?
W środku listopada?
Boże gdzie Twoja litość?
Widocznie Kraft stał w kolejce po życiową energię.
Widocznie była długa skoro nie dotarł do wzrostu i talentu wokalnego.
To było złośliwe Michael. hehe ale całkiem zabawne.
I sam do siebie się uśmiecham. Podnoszę głowę i się dziwię. Za oknem nie ma deszczu tylko wszędzie biało. I na niebie ani jednej chmurki. I słońce wstaje. 
Dziwne...
Co nie? I nagle radio zaczyna grać głośniej i słyszę już więcej głosów. A właściwie chórek...
- I don't want a lot for Christmas
  This is all I'm asking for
  I just want to see my baby
  Standing right outside my door
  Oooh I just want you for my own!
  More than You could ever know!
  Make my wish come truuuuuuuuue!
  All I want for Christmaaaaas is Youuuuuuuuuuuuu!
Serio? Ona tez spać nie może?
Przy Krafcie? Dziwisz się?
To, że Ją obudził nie znaczy, że ma z Nim wyć.
Idź powyj z Nimi. Będzie fajnie!
Jasne. Wstaję z łóżka i idę w kierunku drzwi. Otwieram je i widzę jak Stefan stoi z drewnianą łyżką na stole i do Niej śpiewa wyginając się tak, że zastanawiam się gdzie się podział Jego kręgosłup a Ona buja biodrami podśpiewując i nagrywając Krafta na Jego własnym telefonie. 
Znając Jego to za godzinę to nagranie będzie na Facebooku.
Z dopiskiem "z życzeniami dla wszystkich czekających na reklamę coca coli". I stoję tak w progu kuchni i obserwuję mimowolnie się śmiejąc. On w bokserkach, Ona w koszulce i prawdopodobnie...
Gdzie Ty się patrzysz zboczuchu!
I znowu się uśmiecham. Ale oczy same kierują się na Jej nogi.
Uda.
Ma całkiem zgrabne nóżki. Tylko takie chude...
Seksowne.
Czekaj... co Ona tam ma? Widzisz to? 
Wow... tatuaż! 
- Michi śpiewaj z Nami! - woła Stefan skacząc ze stołu i prawie łamiąc sobie nogi. Podchodzi do mnie z łyżką i patrzy jakby na coś czekał. Ach tak... No to śpiewam.
- Dzisiaj jest sobota, dzień długiego spania.
  Ale Stefan wyje więc oczekuję śniadania.
I patrzą na mnie oboje z minami mówiącymi "WTF?". 
Bo to było słabe.
Wzdycham i siadam przy stole podpierając głowę rękami a mój wzrok znowu przenosi się na dziewczynę. Jest mega rozczochrana i nie ma makijażu. Ale w sumie całkiem nieźle wygląda.
Ruchałbym.
Ja pierdziele. Zamykam oczy i chowam twarz w dłoniach. Niemożliwym jest żebym był taki zboczony.
Jesteś wyposzczony.
Ale bez przesady!
- Proszę, smacznego. - kładzie przede mną talerz pełen kolorowych kanapek i kubek z herbatą. Zerkam na Nią i widzę przyjazny uśmiech. No to też się uśmiecham. Z wdzięczności. Cóż... przynajmniej nie będę sobie musiał śniadania robić. Stefan siada obok i zaczyna wcinać swoje kanapki a Ona ścisza radio i nadal buja biodrami tym razem w rytm "Marry Christmas everyone" Stevensa. I znowu mój wzrok pada na Jej uda. A właściwie na jedno. Prawe. I staram się dojrzeć co to jest. 
Wygląda jak... hmn... to jest jakiś łańcuszek?
Hmn... Lekko przekrzywiam głowę ale nadal nic nie widać. Tatuaż jest za wysoko a koszulka za długa. 
Ekhem! Ma nago chodzić?
I uśmiecham się jak głupi bo sobie to wyobraziłem. I czuję jak Stefan mnie kopie więc zerkam na Niego a On szczerzy się jak małpa do byle banana i rusza brwiami jak porąbany. Więc stukam Mu w czółko i wracam do jedzenia kanapek. A Ona znika w pokoju.
- Nie mam pojęcia co to ale możemy sprawdzić jak się będzie wieczorem przebierała. - oznajmia z zadowoleniem. Znowu na Niego patrzę, tym razem z politowaniem. - No co? Ciebie też męczy ten tatuaż, przyznaj się.
- Nie wygląda na taką, która robi sobie tatuaże więc ciekawi mnie czy to kaprys bogatej panienki czy ma jakieś głębsze znaczenie. - odpowiadam.
- Ona nie jest bogata.
- Jej facet jest.
- Jej były facet. - poprawia mnie. Wzruszam ramionami i wcinam ostatnią kanapkę dziwiąc się, że to już. Ostatnio nie potrafiłem w siebie wmusić zbyt wiele jedzenia a dzisiaj zjadam 5 kanapek... Dziwne. I wraca do kuchni już ubrana. W sprane jeansy i szary sweterek z bałwanem na środku. Podkreśla Jej oczy.
I opina cycuszki!
Chryste Panie! 
Potrzebujesz seksu!
Potrzebuję żeby jak najszybciej znalazła pracę i się wyprowadziła.
To nie zmieni tego, że na widok fajniejszej laski będzie Ci stawał.
Krztuszę się kanapką a Ona patrzy z lekkim przerażeniem na mnie. Spokojnie. Nie umieram. Ja tylko zaskakuję sam siebie. Stefan klepie mnie po plecach i po chwili jest już lepiej. Mogę normalnie oddychać. Ale staram się już na Nią nie patrzeć. W końcu jestem w samych slipach. 
- To co? Jedziemy po śniadanku wymienić Maggie buty? - pyta żywo Stefan.
- Sklepy są czynne od 10:00 normalni ludzie w sobotę o 8:00 jeszcze śpią. - zauważam.
- Szkoda takiego pięknego dnia. - mówi i wstaje od stołu. - Idziemy na spacer? - pyta.
- Jeśli mamy wymienić te buty to Julia nie może w nich iść. - mówię kończąc wyjątkowo dobrą herbatę.
- Spoko, mamy jeszcze buty Didla. To jak? Idziemy?
- Julia? - zwracam się do Niej bo mi to obojętne. Kiwa ochoczo głową i uśmiecha się związując włosy w wysoką kitkę. O nie...
- To ja się idę zebrać, Michi, masz 10 minut. - mówi prawie wbiegając do swojego pokoju. Więc wstaję od stołu dziękując za śniadanie kiedy zbiera naczynia. I nie mogę się powstrzymać wychodząc z kuchni. To silniejsze ode mnie.
- Lepiej Ci z rozpuszczonymi...


***

Mówi i tak po prostu wychodzi. 
Mówiłam, że On to jest taki lekko psychicznie nie całkiem normalny.
Kręcę głową, bo nie bardzo czuję tego gościa. No rozumiem, że przypominam Mu o Jego byłej ale Ja nikogo nie zwodziłam.
No właśnie. To ktoś zwodził Ciebie.
Może nie w taki sposób jak Ona Jego ale zwodził prawda?
Prawda.
Może próbuje zachowywać się normalnie przez grzeczność?
Jest ładny dzień więc może to Mu trochę pomaga. Albo ma rozdwojenie jaźni i teraz prawi Ci komplementy a w nocy Ci podetnie gardło.
Uspokój się!
No co? Po takim to nigdy nic nie wiadomo.
Po porządnym i wysoko wykształconym też nie.
Ok. Masz rację ale...
Nie ma żadnego ale. Najlepiej będzie jeżeli nie będę Mu wchodzić w drogę i ograniczę kontakt z Nim do minimum. Nie ma co Go denerwować. I tak będziemy tu tylko tydzień.
No właśnie. Powiedziałaś Im?
Jeszcze nie. 
- Gotowi? - pyta z entuzjazmem Stefan. Ten to ma energii za całą grupę. I wiecznie się uśmiecha. No i jak tu Go nie lubić i się nie śmiać razem z Nim? To takie duże dziecko. Zaraża zabawą.
I dlatego przed chwilą świrowałaś pawiana do Mariah Carey?
No dobra. Trochę mnie poniosło ale dzisiaj taki ładny dzień...
- Weź rachunek. - przypomina Mi blondas więc idę do pokoju po torebkę i wychodząc z niego zakładam kurtkę. Pudełko z butami wkładam do reklamówki a na nogi zakładam buty Thomasa. Bogu dzięki za tak małych ludzi. Patrzę na Ich dwójkę i zatrzymuję wzrok na Michaelu, który patrzy na mnie wyczekująco. Więc uśmiecham się do Niego z największą sympatia na jaką mnie stać i zdejmuję gumkę z włosów pozwalając im opaść swobodnie na ramiona. Odwraca się i wychodzi z mieszkania ale dam sobie uciąć małego paluszka, że śmieje się pod nosem...

***

Nie wierzę.
Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli.
Zamknij się! Nie wierzę, że to zrobiła!
Chciała trafić w Stefana.
Ale trafiła we mnie i to ja mam śnieg za kołnierzem! Więc patrzę na Nią a Ona zamiast być przerażona tym, że zaraz prawdopodobnie zrobię Jej krzywdę śmieje się jak jakaś nawiedzona małolata. A Stefan razem z Nią. I prawie leżą ze śmiechu bo oprócz śniegu za kołnierzem mam śnieg za okularami przeciwsłonecznymi. Jest mi zimno. I jestem zły. Więc idę w Ich stronę i zdejmuję okulary. A kiedy widzi mój wzrok przestaje się śmiać i jakby rzeczywiście się mnie trochę bała.
Dziwisz się? Od początku Jej pokazujesz swoją niechęć do Niej. Bezpodstawną. Bo jak widać jest na prawdę spoko i jest ładna i jest zabawna...
I uciekła sprzed ołtarza.
I co z tego?!
- Jeśli chcesz zrobić coś Maggie najpierw musisz zmierzyć się ze mną! - przede mną staje nagle Stefan i pręży pierś. Mam ochotę się perfidnie zaśmiać ale tylko uśmiecham się lekko i grzecznie popycham Go w stronę zaspy. Wokół pełno ludzi bo ładna pogoda to wyszli na spacer i łażą po parku i lepią bałwany i wszyscy rzucają się śniegiem jakby to była największa frajda pod słońcem. A to tylko zamarznięta woda, która powoduje jedynie chorobę. Więc zbliżam się do Niej i groźnie na Nią patrzę. Rany... jest przerażona.  Hehe
Nie ma w tym nic śmiesznego.
Jest. Bo nie wie co Ją czeka. I nagle szczerzę się jak idiota i przewieszam Ją sobie przez ramię a Ona krzyczy.
- Michael co Ty robisz?!
- Nie krzycz, bo dzieci straszysz. - upominam Ją spokojnie. Mijam Stefana, który usiłuje wygrzebać się z zaspy i idę dalej. Włażę w ten największy puch, który sięga mi prawie już do kolan i ciesze się jeszcze bardziej.
- Michael przepraszam! To miało być w Stefana!
- Koniecznie musisz poćwiczyć celność. - mówię z zadowoleniem. - A póki co poznasz jak bardzo mściwy jestem.
- Michi... - jęczy próbując wierzgać nogami.
- Cicho tam. - upominam Ją. Mijam grupkę dzieci bawiących się w rugby na śniegu i idę dalej, a śniegu coraz więcej bo za chwilę jest spad. Jesteśmy na górce. Więc zatrzymuję się, a po chwili dociera do nas Stefan i patrzy nieufnie w moją stronę. Więc puszczam Mu oko i wrzucam dziewczynę w największy śnieg jaki Innsbruck widział. A Ona w nim ginie. Zapada się jak kamień w wodzie. 
- Michi... tam jest dobry metr śniegu. - zauważa Stefan. Wzruszam tyko ramionami. I patrzę kiedy się dziewczyna zbierze i wstanie ale Ona tam ciągle leży i nie widać Jej. Co prawda jest mega niska ale nie aż tak żeby nie wystawała Jej chociaż głowa. - Coś Jej nie widać. - zauważa Kraft. - Michi zabiłeś nam Maggie! - woła zrozpaczony i chce iść w tamtą stronę. Więc ciągnę Go za rękaw i wywracam oczami.
- Ty też chcesz się zgubić? Wyrośnięty nie jesteś. - mówię a On się oburza. - Ja po Nią pójdę. - wzdycham i włażę w te hektary śniegu po pas. Widzę dziurę więc musi być też dziewczyna. Pochylam się nad nią i widzę Jej zadowoloną twarz. I przez chwilę nie wiem co myśleć ale zaraz ja też leżę w śniegu a Ona siedzi na mnie. I szczerzy się jak Freund kiedy zdobył mistrza świata w lotach w zeszłym roku. W dodatku fartem. A mi znowu jest zimno. I znowu czuję śnieg za kołnierzem. 
- Refleks Michi. - cieszy się jak walnięta. Że co?
- Czy ja Wam gołąbeczki nie przeszkadzam? - szczerzy się Kraft a ja mam ochotę Ich oboje zakopać w tym śniegu. - Poseksicie się później, czas wymienić buty! - oznajmia dumnie i wyciąga Julię ze śniegu. Mnie oczywiście zostawia samego. I najchętniej bym tu został gdyby nie to, że tak strasznie zimno mi w tyłek...


***

I stoję przed tą babą z rachunkiem w ręce i patrzę na Nią a Ona na mnie. Tylko, że Ona ma na twarzy uśmiech przyklejony przez wypłatę a ja mam wnerw mega wielki, bo "nic nie może dla mnie zrobić, bo rachunek jest nieczytelny". A to moja wina, że Hayboeck mnie w metr śniegu wrzucił?
No trochę tak.
To miało być w Stefana!
- Jakiś problem? - nagle obok pojawia się blondas, który jest już wyraźnie zniecierpliwiony bo czeka na mnie ze Stefanem przed sklepem już dobre pół godziny.
- Pani nie może wymienić mi butów bo mam zamoknięty rachunek. - patrze na Niego znacząco a On się tylko uśmiecha i odwraca w stronę ekspedientki, która najwyraźniej Go rozpoznała bo patrzy na Niego jakby Brad Pitt w stroju Achillesa przed Nią stał. A to tylko Hayboeck.
W sumie to gdyby tak...
Zamilcz! 
- Na prawdę nic się nie da zrobić? - pyta pochylając się swobodnie nad ladą. 
Czy On używa swojego uroku osobistego?!
Najwyraźniej... Dziwię się.
Ja też. On w ogóle wie co to urok osobisty, bycie szarmanckim i podryw?
Nie to mnie dziwi. Dziwi mnie to, że zamiast powiedzieć "trudno, radź sobie sama" to stara się mi pomóc.
- Rachunek jest zamoknięty, nie widać ceny, numeru zakupu...
- Moja kuzynka kupowała je tutaj wczoraj. Jestem pewien, że znajdzie Pani numer rachunku w komputerze. Po modelu i numerze z pudełka. - mówi uśmiechając się do kobiety szelmowsko.
No cóż... trzeba Mu przyznać... robi wrażenie.
- Zaraz sprawdzę. - mówi i wychodzi na jakieś zaplecze. Wtedy blondas obraca się w moim kierunku i znowu ma tą swoją normalną minę.
Naburmuszoną.
Zwykłą.
- Te będą dobre. - podaje mi pudełko z bordowymi traperami wysokimi za kostkę.
- Skąd...
- Didl ma siódemkę. Ty trochę człapiesz w Jego butach więc musisz mieć szóstkę. - odpowiada na nie zadane pytanie. 
Sprytna bestia. Myślisz, że chce Cię na to wyrwać?
Raczej chce mnie mieć już z głowy i wrócić do domu. Po chwili pojawia się ekspedientka.
- Wymiana jest jak najbardziej możliwa. Koleżanka przypomniała sobie, że Pańska kuzynka rzeczywiście wczoraj u nas była. Na jaki model wymieniamy?

***

- To teraz możemy jechać na narty. - szczerzy się Stefan siedząc w salonie na kanapie.
- Nie umiem jeździć na nartach. - mówi cicho brunetka.
- Nauczymy Cię. - puszcza Jej oko. Kiedy Oni się tak zbliżyli przez te dwa dni?
A co? Zazdrosny?
Pfff! Stefan wychodzi do pokoju bo znowu dzwoni Mu telefon. A Ona siada obok mnie i patrzy wyczekująco. No to tez na Nią zerkam. Może zaczyna mówić tylko jak się na Nią patrzy...
- Dlaczego powiedziałeś, że jestem Twoją kuzynką? - pyta.
- Bo gdybym powiedział, że jesteś moją dziewczyną dalej mokłyby Ci nogi. - wyjaśniam jak idiotce.
- Dlaczego miałbyś mówić, że jestem Twoją dziewczyną? - dziwi się. Och.
No właśnie Michi. Dlaczego?
I patrzy tymi oczętami swoimi całymi w szarości. A ja nie wiem co mam powiedzieć. W końcu uśmiecha się lekko.
- Nieważne. Dzięki Tobie mam w czym schodzić Ci z oczu. - oznajmia a Ja się dziwię bo dlaczego miałaby to robić?
Przecież sam tego chcesz!
Ale Jej tego nie mówiłem!
- Dziękuję. - mówi i po chwili czuję Jej usta na moim policzku. I na chwilę mam zawał. Bo jakby nie wiem jak mam się zachować. Ale nie trwa to długo, bo znika zaraz w pokoju Didla.
Schodzi Ci z oczu.
Czyta mi w myślach. Tylko raz ktoś czytał mi w myślach i mam z tym same kiepskie wspomnienia. A to cholernie podłe uczucie...



**********~*~**********
Nic dodać, nic ująć.
Dziurozapychacz przed resztą tajemnic naszych bohaterów.
A póki co wszystkim Wam życzę spokojnych, wesołych i bogatych w kalorie Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku spędzonego w gronie najbliższych.
Ja od wczoraj jestem już w Polsce i cieszę się, że będę mogła spędzić te Święta z rodziną.
A naszym skoczkom kochanym życzę dalekich lotów, Kamilowi powrotu do zdrowia, Gregorowi ustabilizowania formy, Stefanowi pobijania rekordów a Michiemu przede wszystkim miłości no i wygrania TCS! <3


niedziela, 21 grudnia 2014

5. Pieniądze zmieniają człowieka...

Inspiracja:
One Republic ft. Sara Bareilles - Come Home



MIESZKANIE MICHAELA I STEFANA...


Uwaga! Nadchodzi burza!
Może nie będzie tak źle?
Widzisz Jego minę?
Ale nie zaczął krzyczeć na mój widok.
Bo jeszcze drzwi nie zamknął.
I teraz następuje głośne trzaśnięcie drzwi pchniętych nogą i blondas się odwraca w moim kierunku. Jego wzrok przeskakuje ze mnie prosto na biednego Stefana, który obiecał wziąć wszystko na siebie.
- Sprawa wygląda następująco Michi... - zaczyna biorąc od przyjaciela siatki z zakupami. Ten wywraca oczami i zaczyna się rozbierać. - Maggie ma kłopot.
- Niech zgadnę, nie ma gdzie spać? - pyta ściągając buty. Ma na sobie niebieski sweter, który bardzo opina Jego sylwetkę.
Oj baaardzo.
Podkreśla Jego oczy.
Oczy?! Mając tak wyeksponowaną klatę mówisz mi o oczach?!
I patrzy na mnie. A ja stoję jak głupia w korytarzu. Przechodzi obok mnie i czuję te perfumy. Te z pokoju. Te bardzo zdecydowane. Tak bardzo niepasujące do Niego.
- Właściwie to mam. - odzywam się chcąc wyjaśnić dokładnie co się dzieje. - Przyszłam tylko oddać kurtkę i buty. - dodaję ściągając z siebie te rzeczy. Z torby wyjmuję nową kurtkę, czarną z czerwoną kratą i zimowe buty. Tylko na to było mnie stać jeśli chcę za coś przeżyć dopóki nie dostanę jakiejś pracy. Michael się dziwi. I to bardzo ale na Jego twarzy nie pojawia się nic. Jakby w ogóle nie reagował. Staje tylko przy ladzie w kuchni i patrzy wyczekująco na mnie.
- Chcesz spowrotem swoją suknię? - pyta.
- Pisałam, że możesz ją wyrzucić. - mówię lekko zdezorientowana. Po co On Ją trzyma? Teraz patrzy na Stefana z wyrazem twarzy mówiącym "a nie mówiłem?" ale ten tylko wzrusza ramionami.
- To co to za kłopot, który masz? - pyta spokojnie. Zbyt spokojnie.
- Właściwie to nie mam kłopotu... - zaczynam ale Stefan nie pozwala mi dokończyć. 
- Maggie chce mieszkać w jakimś hotelu. - wyjaśnia. I znowu zero reakcji ze strony blondasa.
On jest dziwny.
- I? - pyta.
- No jak to tak? Wiesz jakie tutaj są drogie hotele? Przecież zedrą z Niej miliony! A przecież nie wiadomo kiedy znajdzie sobie pracę. - i teraz znowu patrzy na mnie. No tak, nie mam pracy ale wesele na 300 osób i ta suknia... wszyscy wiedzą co właśnie sobie pomyślał. Dostawała wszystko za ładną buźkę i jeszcze Jej było mało. Jego wzrok mówi wszystko. I mam ochotę spalić się ze wstydu bo wychodzę na rozpieszczoną leniwą panienkę.
Byłoby prościej gdybyś powiedziała Im prawdę.
To moja sprawa. Moje życie. Moje problemy.
Ich mieszkanie.
Mogę mieszkać w hotelu.
Z Twoją kasą? Przez 3 dni. A potem most.
Dlaczego On mnie tak nie lubi? Przecież nic Mu nie zrobiłam.
- Za chwilę przyjedzie Thomas ze swoimi rzeczami. Powiedzieliśmy Mu, że może się wprowadzić. - przypomina blondas i zaczyna obierać sobie jabłko.
- Stefan, ja na prawdę dziękuję za propozycję ale Michael ma rację, Thomas miał obiecany pokój, a mnie właściwie nie znacie, ja już pójdę. - mówię i ubieram swoje nowe buty, z których jestem cholernie dumna. Bo są piękne. 
I drogie.
- Rozwalą Ci się jak wdepniesz w pierwszą kałużę. - słyszę obok ucha. Podnoszę głowę i widzę Michaela, który stoi przede mną i patrzy z powątpieniem na moje cudnej urody obuwie. - Kolor ładny ale na tą pogodę nadają się do prowadzenia samochodu, a nie do przemierzania Innsbrucka na piechotę. - dodaje. I stoi tak z założonymi na piersi rękami i pachnie i patrzy na mnie. A ja mam w głowie sieczkę. Bo Go nie rozumiem. Nie rozgryzam.
- Nie znam się na butach. Zawsze wybierałam tylko kolor. Funkcjonalnością zajmował się ktoś inny... - wspominam ale dopiero po chwili słyszę jak głupio to zabrzmiało. I ten Jego uśmieszek, który mówi "może jeszcze Ci sznurówki wiązali?". 
- Znana firma nie gwarantuje dobrej jakości. - kontynuuje kiedy próbuję zasunąć zamek od kurtki, który jak na złość się tnie. Jestem ofiarą.
Albo kupiłaś drogi szmelc.
A On dalej cieszy michę jak złomiarz do wiadra gwoździ. Więc wzdycham i praktycznie rozbijam sobie głowę uderzając czołem w ścianę korytarza.
- Nie łam się Maggie, u nas jest dużo miejsca. Coś wymyślimy. - mówi nagle Stefan stając obok blondasa. - A te buty rzeczywiście są nie najlepsze. - dodaje patrząc na moje nogi.
- Nie najlepsze? - prycha blondas.
- Maggie będę szczery. - mówi w końcu i drapie się po głowie. - No kupiłaś kiszkę. Totalny relikt jeśli chodzi o buty na zimę. No shit po prostu. - wyznaje.
- Zrozumiałam. Zmarnowałam trzy stówy. - mruczę lekko już załamana.
- Jak masz rachunek to jutro pojadę z Tobą do tego sklepu i wymienimy na coś lepszego. Kurtka może być. W końcu na nartach w Niej jeździć nie będziesz nie? - pyta nagle blondas. I teraz nie wiem czy mówi poważnie czy się ze mną drażni. Więc patrzę na Niego jakbym nie rozumiała co do mnie mówi. A Stefan się cieszy jak wariat jakiś.
- My? - pytam w końcu.
- Rozbieraj się bo się jeszcze rozmyśli. - brunet ciągnie mnie do kuchni i stawia przed ladą. - Zaproponowałem Maggie, że może u nas zostać ile będzie chciała jeśli będzie nam gotować i czasem coś posprząta bo my to raczej takie trochę leniuszki jesteśmy.
- Ty jesteś. - poprawia Go blondas i siada na przeciwko mnie uważnie mnie obserwując.
- To chyba dobry deal, nie Michi? - pyta. I w tym momencie zaczyna ktoś krzyczeć. Więc się rozglądam jak nienormalna a Oni się śmieją. "Odbierz mnie! Odbierz mnie bo dzwonię! No odbierz mnie!" - Sorki Was na moment. - Stefan wychodzi do swojego pokoju zostawiając mnie na pożarcie z Michaelem. I następuje cisza. Ja nie wiem co mam robić, ba, nie wiem co mam myśleć a On siedzi i się patrzy. Więc chowam ręce do kieszeni i wbijam wzrok w blat. 
To tylko facet.
Ale te Jego oczy!
Co z Nimi nie tak? Są całkiem fajne.
Nie uważasz, że są trochę... straszne?
Jakie?!
No... piękne a zarazem takie lekko przerażające.
Ty się ich boisz!
- Jakiej pracy szukasz? - pyta w pewnym momencie. No i muszę na Niego spojrzeć bo kultura tego wymaga. 
- Na razie jakiejkolwiek. Mogę nawet pracować za barem byleby od czegoś zacząć. Nie chcę Wam siedzieć na głowie zbyt długo. - mówię. - Dziękuję, że się zgodziłeś. - dodaję z lekkim uśmiechem. Wdzięczność to odpowiednie słowo określające moje uczucia w tej chwili. 
- Nie miałem wyjścia. - oznajmia gryząc jabłko. - Stefan zagadałby mnie na śmierć jeśli pozwoliłbym Ci wyjść. - wyjaśnił. 
Walnij Go!
Kiwam tylko głową. Będzie ciężko.
To będzie masakra. Najlepiej chyba będzie Go unikać. Wiesz co mnie zastanawia? Jak z takim nastawieniem znalazł przyjaciela?
- Mam z Nim lekki kłopot, bo chciałby zbawić świat. Oglądałaś kiedyś Spadkobierców? - pyta nagle. Kiwam głową, że tak, bo kto tego nie oglądał? Chociaż jednego odcinka? - Stefan to trochę taki Worren. Przyjaciel wszystkich. - dodaje. 
No i wszystko jasne. Stefan przyjaźni się z Nim, bo ten tutaj egzemplarz nie potrafił sobie żadnego innego przyjaciela znaleźć. Z litości. 
Patrzę na Niego a On siedzi trochę zamyślony i jakby nieobecny. Mówi, bo mówi ale jakby był gdzieś zupełnie indziej. 
Ta. W swoim świecie.
- Masz szczęście mając takiego przyjaciela. - mówię w końcu a On jakby wyrywa się z transu i patrzy na mnie uważnie. - W ogóle masz szczęście mając takich ludzi wokół siebie jak Twoi przyjaciele. - dodaję. - Zawsze masz na kogo liczyć, z kim porozmawiać o zwycięstwach i porażkach, masz się komu wyżalić i opowiedzieć o tym co Cię trapi... - kontynuuję. - I choćby powiedzieli największą głupotę jaką słyszałeś w życiu to czujesz Ich wsparcie. Nie jesteś sam. A to zdejmuje z Ciebie na prawdę wielki ciężar. - kończę.
Nie rozpędzaj się tak, bo zaczniesz się zwierzać.
- A Twoi przyjaciele? - pyta poważnie. - Też mówią trzy po trzy?
Wiedziałam, że tak będzie. Teraz musisz Mu opowiedzieć o swojej samotnej egzystencji.
- Miałam jednego przyjaciela. I straciłam Go przez własną głupotę. - wyznaję. 
Tyle Mu wystarczy. I tak ma już o Tobie najgorsze zdanie.
Ale nie uśmiecha się ironicznie. Może nie jest taki zły?
Albo ma już dość...

***

To smutne.
Skoro straciła Go przez własna głupotę to raczej żałosne.
No popatrz na Nią.
No i?
Jak ktoś taki może nie mieć przyjaciół? Pamiętasz co Ci mówiła? Wychowała się w domu dziecka. Ktoś kto większość życia dzielił dom z tyloma innymi dzieciakami nie mógł wyrosnąć na aspołecznego samoluba.
Pieniądze zmieniają człowieka.
- Pieniądze zmieniają człowieka. - mówi zamyślona.
Och...
Miałem rację.
Nie uśmiechaj się tak. Popatrz na Jej oczy. Widziałeś kiedyś kogoś tak smutnego kiedy mówi o sobie? Jest świadoma swoich błędów. I najwyraźniej ich bardzo żałuje. Może Jej życie nie było tak kolorowe jak Ci się wydaje?
Sama powiedziała, że pieniądze zmieniają człowieka. A kobiety lecą na kasę.
Nie możesz wszystkich wrzucać do jednego worka Michael!
- Dlaczego czwartek? - pytam w końcu. Tylko to mnie ciekawi w Jej osobie. Patrzy na mnie z wyraźnym niezrozumieniem. - Dlaczego ślub miał odbyć się w czwartek a nie w sobotę? - pytam ponownie. I w tym momencie wraca Stefan z uśmiechem na twarzy.
- Thomas wprowadzi się dopiero jutro. - mówi z entuzjazmem. - Chyba powinniśmy ustalić kto gdzie będzie spał co? No bo dzisiaj to wiadomo. Maggie śpi u Didla a jutro? - pyta. A ja wzruszam ramionami. Ja mam swój pokój a Ona niech sobie radzi. Jak dla mnie...
- Mogę spać na kanapie. - mówi z uśmiechem. 
Trochę za często mówi to co Ty pomyślisz, nie uważasz?
Tak. Jest irytująca.
Nie o miałem na myśli...
- No chyba sobie żartujesz, że pozwolę Ci spać na tym dziadostwie. Może i wygląda super i dobrze się po ty skacze ale nic więcej. Kręgosłup od tego cholerstwa boli jakby Cię z krzyża ściągnęli. Zapytaj Morgiego. - oburza się Stefan. - Musimy wymyślić coś innego.
- Te kilka dni jakoś przetrwam Stefan. - mówi przyjaźnie.
- I problem rozwiązany. - komentuję i chcę udać się do swojego pokoju. - Zawołajcie mnie jak obiad będzie gotowy. - dodaję i zamykam się w swojej przestrzeni. Cichej, spokojnej...
Samotnej i pełnej użalania się nad sobą i przeklinania każdej kobiety chodzącej po świecie.
Nie każdej.
Większości.
Jednej.
Dwóch.
Wzdycham i siadam na łóżku chowając twarz w dłoniach. I znowu nie mogę zamknąć oczu, żeby nie widzieć Jej twarzy. Uśmiechu, który zawsze dodawał mi pewności, że dzień będzie dobry mimo wszystko. Oczu, które zawsze były pełne nadziei, a których już nigdy nie zobaczę.
I dobrze. 
Nie dobrze!
Wolałbyś dalej to ciągnąć? Ciągle być oszukiwanym?
Ale byłaby przy mnie.
Jesteś kompletnym kretynem i desperatem.
Kocham Ją.
Po tym co Ci zrobiła? Przestań!
Nie potrafię! Jedyne co teraz mogę zrobić to rzucić poduszką w ścianę i zacisnąć ręce w pięści, żeby uspokoić nerwy. Żeby choć trochę ukoić ból i beznadziejne emocje, których we mnie pełno, a które tylko zwiększają mękę. 
Michi... odpuść...
Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciał... 
Czego byś chciał?
Żeby wróciła. Do domu. Do mnie.
Potrafiłbyś wybaczyć coś takiego?
Nie wiem... 
Najwyższy czas zapomnieć.
I nigdy więcej się nie zakochiwać.
Zakochać się możesz. Nawet powinieneś. Po prostu... nigdy więcej nie pozwól nikomu się tak uzależnić...

***

- Michi nie zawsze taki był. - oznajmia nagle Stefan poważniejąc, co do Niego nie bardzo pasuje. Patrzę na Niego nakładając obiad na talerze i czekam na kontynuację. Nie pytam, bo to nie moja sprawa. Choć bardzo intrygująca. - Przez 2 lata spotykał się z dziewczyną. Mądra, zabawna, na prawdę fajna i trzeba przyznać, że bardzo ładna. - dodał krzątając się wokół stołu. - Wszystko było ok. Wydawali się zgraną parą. Bardzo do siebie pasowali. Kiedy tylko pojawiała sie na treningu Michael jakby dostawał skrzydeł. Przy Niej był wesoły, dużo się śmiał, jeszcze więcej żartował... - przerwał na chwilę i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się przepraszająco. - Sorki. Nie wiem po co Ci to mówię.
- Bo nie wiesz jak Mu pomóc a chcesz żeby dawny Michi wrócił i liczysz na jakąś dobrą radę. - przyznałam z lekkim uśmiechem. Przez chwilę tylko patrzył i smutno się uśmiechał.
- Jest dla mnie jak brat... - przerwał. - Nie mogę patrzeć jak ciągle Go to męczy. - przyznał. - Cały czas o Niej myśli. Wiem to. A nie powinien... Próbowaliśmy wszystkiego. Nasz psycholog z Nim rozmawiał, my z Nim gadaliśmy, nawet próbowaliśmy Go wysłać na randki ale każda kolejna była jeszcze większą porażką niż poprzednia... 
- Bardzo Ją kochał. - przyznałam. No bo ktoś kto tyle czasu zachowuje się jak dopiero co po rozstaniu to nie jest całkiem normalna sprawa.
A wydawało się, że nie ma uczuć.
Przestań! On po prostu bardzo cierpi a nie chce tego pokazać.
- Planował zaręczyny. - powiedział cicho Stefan. - Kiedyś znalazłem pierścionek w jednej z szuflad w Jego komodzie. - dodał.
Wow.
Widzisz? 
Ok, ale to nie usprawiedliwia tego zachowania w stosunku do Ciebie.
- Ma nadzieję, że Ona wróci. - westchnęłam.
- Widzisz... chcę tylko, żebyś wiedziała dlaczego tak Cię traktuje. Nie chcę Go usprawiedliwiać ale... Zostawiłaś jakiegoś faceta przy ołtarzu. Powiedziałaś, że to skomplikowane... Ella powiedziała Mu dokładnie to samo kiedy odchodziła. - przyznał.
Oj.
Ech... i wszystko jasne. Przypominam Mu Ją.
- Dlaczego odeszła? - pytam. Ciekawość zwyciężyła. Stefan tylko smutno na mnie popatrzył...

***

   I znowu ten sam sen. I znowu budzę się prawie z płaczem. Bo znowu czuję to samo. Ten sam ból co wtedy. I widzę to samo. Pustą szafę i kopertę na łóżku. I już wiem co w niej jest więc nie chcę jej otwierać a jednak to robię i wpatruję się w tekst, który znam już na pamięć. 
Otwórz oczy Michi. Uspokój się, jesteś u siebie, w pokoju, sam...
Właśnie. Sam. Siadam na łóżku chcąc choć trochę odpocząć od ciągłego bólu. I słyszę wesoły śmiech z kuchni. Wzdycham. 
To nie jest Ella.
Ale...
Nie porównuj Ich do siebie.
Przecieram oczy i widzę kartkę na stoliku obok łóżka. Więc czytam.

"Michi,
Maggie zrobiła nieziemską zapiekankę więc jak się obudzisz to przyjdź i sobie odgrzej. Będzie czekać w lodówce. 
O ile wszystkiego nie zjem.
Chyba, że obudzisz się wcześniej to też przyjdź, bo zamierzam w końcu z kimś wygrać w makao i musisz być świadkiem :D
Stefan."

I uśmiecham się do siebie. Jak On ze mną wytrzymuje?
Nie wiem. Ma nieludzką cierpliwość. Na Jego miejscu już dawno bym się na Ciebie obraził i miał Cię gdzieś a On...
Ciągle jest i mi pomaga.
Chce Ci pomóc.
No tak... Lekko uchylam drzwi do pokoju i widzę jak Stefan marszczy czoło patrząc na swoje karty i zerka na Nią niepewnie a Ona ma pokerową twarz i tylko małe iskry tańczą w Jej oczach. Wygrała. I uśmiecham się szerzej kiedy Stefan jęczy z rozpaczy i uderza głowa w stół a Ona się uśmiecha. Tak po prostu. Wesoło. I ma nogę podwiniętą prawie pod brodę. I wysoki kucyk. 
Zupełnie jak Ella, to chciałeś powiedzieć tak?
Tak. Znów wzdycham. Chyba jednak nie jestem głodny. Więc zamykam drzwi do pokoju, kładę się spowrotem na łóżko i zamykam oczy pewny tego, że zaraz będę cierpiał. A cierpienie to cholernie podłe uczucie...




**********~*~**********
Michi po raz kolejny trzeci :D
Gratulujemy co nie?
Może w TCSie to trzecie miejsce się odklei i przyklei jedyneczka ;)
A póki co, rąbek tajemnicy Michiego dla Was :*
Kolejny prawdopodobnie we wtorek ;)
Buziole :*