Inspiracja:
HALLEIN...
- Ależ One pięknie jedzą! - zachwyca się kobieta w średnim wieku karmiąca właśnie na foteliku dla dzieci jedną z małych blondyneczek.
- One w ogóle są piękne, prawda Amy, że jesteście piękne? Najpiękniejsze na świecie. Powiedz dziadkowi, kto jest najsłodszymi bliźniaczkami na... - mężczyzna przerywa kiedy na Jego twarzy pojawia się spora ilość kaszki bananowej. Obie dziewczynki zaczynają się wesoło śmiać. A z Nimi kobieta.
- Za dużo mówisz Josef haha
- Zapeszyłaś. To wszystko Twoja wina, gdybyś nie była taką wiedźmą Brigitte, nadal miałbym czysty sweter. - obrusza się. Nie potrafi jednak zrezygnować z szerokiego uśmiechu kiedy ponownie patrzy na wnuczkę. Tak słodko się do Niego uśmiecha. Jak największe niewiniątko. I te oczka. Głęboko zielone u jednej i przezroczysto-niebieskie u drugiej. Duże, szczere i wesołe. Jak na dzieci przystało. Malutkie blond palemki sterczą po obu stronach Ich okrągłych główek bujając się na boki przy każdym ruchu.
Śliczne masz te córeczki. Takie do schrupania...
Uśmiecham się pod nosem. Owszem. Są najpiękniejsze. A kiedy śpią, albo bawią się czymś i nie mają na twarzach uśmiechów, wyglądają zupełnie jak Ich ojciec. Skupione, zamyślone, poważne. Moje małe filozofki.
Apropo ojca...
Patrzę przez okno. Ciemnego nieba nie widać zza śniegu, który sypie od rana. Ale na podjeździe pojawia się czarne Audi. Od razu mi lżej. Że wrócił cały i zdrowy, że podczas podróży ze Szwajcarii nie stało się nic złego. Że w końcu mamy Go dla siebie choć na chwilę...
- Julia?! - słyszę wesołe wołanie z korytarza. Po chwili w kuchni pojawia się blondyn. - Mama? Tata? Co Wy tu robicie? - pyta i z uśmiechem na twarzy wita się z rodzicami.
- Pilnujemy Twojego skarbu. - mówi Josef.
- Wszystkich trzech. - dodaje Brigitte. Pogodzenie się z matką dało dużo dobrego Michaelowi. Uspokoił emocje, przestał rozpamiętywać, a nawet mógł w spokoju znosić obecność Stefana i Elli. A dla Emmy stał się najfajniejszym wujkiem. Ciągle się śmieje kiedy widzi blondyna. A dzieje się tak coraz częściej. Bo dla Michiego przeszłość stała się przeszłością na dobre. Najważniejsza jest przyszłość. A przyszłość właśnie zaczyna ślinić się i wyciągać rączki w Jego stronę. I tu pojawia się problem. Stoi na przeciwko dziewczynek i z wielkim uśmiechem na twarzy zaczyna do Nich mówić...
- No i którą księżniczkę mam wziąć najpierw co? - daje obu maleńkiego pstryczka w nos co powoduje wesoły chichot tych kochanych istotek. Całuje Je w główki i podchodzi do mnie. Skradam Mu całusa i wracam do kuchenki. Jest niepocieszony.
- Reszta później. - mówię Mu na ucho i puszczam oko. Mężczyznę jednak bardzo łatwo uszczęśliwić. - Głodny? - pytam wyciągając z piekarnika pieczeń.
- Jak zawsze. - odpowiada.
- No to mów. Jak było? - pyta Jego ojciec.
- O dziwo dobrze. Wiatr nie szalał, sędziowie też nie...
- Przecież to widzieliśmy w telewizji. Nie pytam o konkurs. - upomina Go. Każdy w kuchni jest ciekawy jak potoczyły się rozmowy z zarządem FISu. Czy to, co zaproponowali wszyscy skoczkowie Austriaccy, a co poparła reszta zawodników zostało w ogóle wzięte pod uwagę. Sama z zaciekawieniem patrzę na blondyna. Uśmiecha się delikatnie.
- Zarząd zgodził się na stworzenie nowego turnieju. - mówi. Oddycham z ulgą. - Memoriał Thomasa Morgensterna będzie obejmował 6 konkursów, po dwa na każdej z trzech skoczni. Najpierw będą konkursy na skoczni w Villach. Tam, gdzie zaczęła się przygoda ze skokami Thomasa. Najmniejsza skocznia, bo to początek. Potem będzie Innsbruck. Symbol skoków w Austrii. A na końcu zawody tam, gdzie tak na prawdę wszystko się skończyło. Bad Mitterndorf. - kończy. Krótka historia wielkiego skoczka. Od początku do końca kariery. Od najmniejszej skoczni do mamuciej. Symbolika jest wystarczająco jasna. Aż się ciepło na sercu robi.
- Kiedy pierwszy Memoriał? - pyta Brigitte?
- W zimowym sezonie nie ma już miejsca. Turniej Czterech skoczni, Mistrzostwa Świata, Loty, Igrzyska... a w Letnim Grand Prix nie wszyscy skoczkowie biorą udział. Dlatego doszliśmy do wniosku, że wrzesień to odpowiednia pora. Wszyscy wtedy są już w trakcie przygotowań do sezonu, kończy się letni sezon, no i współgra to z rocznicą śmierci. Do 20 września na Kulm powinna skończyć się renowacja zeskoku. Trzeba położyć igielit. - mówi spokojnie. I nagle wszyscy milczą. Bo znów zderzają się z rzeczywistością. Z tym, że nie ma Go już trzy miesiące. To długo i niedługo zarazem. Bo w tym czasie wiele może się zmienić, a jednocześnie niewiele poprawić. Z zamyślenia wyrywa mnie głos Michaela. I Jego ręce oplatające moją talię. - Jak się czuje Sabrina? - pyta. Rozglądam się po kuchni ale nigdzie nie widzę przyszłych teściów. Cichy ślub, tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. Uroczysta kolacja i wspólny wieczór przy kominku. Przyszedł grudzień i najbardziej intensywne opady śniegu od kilkunastu lat. Nikt nie ma ochoty na wielkie imprezy. Zwłaszcza, że w głowach ciągle siedzi postać Morgensterna...
- Stara się jakoś trzymać. - odpowiadam zgodnie z prawdą. Bo się stara, choć nie zawsze wychodzi. - Będzie miała syna. - dodaję. Blondyn uśmiecha się smutno.
- Ma przy sobie Matyldę. Da sobie radę. - mówi.
- Nie martwię się o to czy poradzi sobie z dzieckiem Michi... boję się o to czy poradzi sobie ze sobą.
- Matthias nie pozwoli Jej być samej. Oboje potrzebują wsparcia. Myślę, że mieszkanie razem wyjdzie Im na dobre. - mówi.
- Thomas zmarł niedawno a Ty już Ich swatasz? - nie rozumiem jak tak można.
- Nie swatam Ich. Po prostu sądzę, że teraz to najlepsze wyjście. Matt i Thomas przyjaźnili się, Sabrina jest częścią tego co odeszło. Dla Matthiasa jest tak samo ważna jak Morgi. Ja mam Ciebie, Gregor ma Sandrę, a Oni nie mają nikogo oprócz siebie. I jeśli istnieje ktoś kto ma prawo być blisko Sabriny to właśnie jest Matthias. - wyjaśnia.
Pokręcone ale logiczne.
No tak...
- Tęskniłem za Wami. - mówi cicho prosto do mojego ucha.
- My za Tobą też. - odpowiadam szczerze. - Cieszę się, że się udało. Thomas na to zasługuje.
- Nagrody w Memoriale zdecydowaliśmy przekazywać na oddziały onkologiczne dla dzieciaków. - dodaje. Kiwam tylko głową. I nagle sobie przypominam, że przecież nie dałam Mu jeszcze kolacji.
- Siadaj, zjesz w końcu coś na spokojnie. - chcę zabrać się za nałożenie Mu jedzenia ale powstrzymuje mnie silnym uściskiem. - Coś się stało? - pytam widząc Jego minę. Skupioną, poważną i tajemniczą.
- Jest coś co powinnaś wiedzieć. - mówi. I zaczynam się martwić. Bo nie wiem czy to jest coś co chciałabym usłyszeć, czy wolałabym zostawić to poza moją świadomością...
***
- My się będziemy już zbierać. - przerywa mi moja mama wchodząc do kuchni. Tak. Zawsze miała wyczucie...
- Teraz? - dziwi się Julka.
- Dziewczynki zasnęły, Wy na pewno macie sobie do powiedzenia parę rzeczy... - kontynuuje mama.
- I do porobienia parę rzeczy... - wtrąca z uciechą ojciec. Mogę jedynie przewrócić oczami.
- Josef!
- No co? Och Ty też kiedyś byłaś młoda. Pamiętasz jak byłem w delegacji? Jak za mną tęskniłaś?
- Uspokój się Ty stary pierniku!
- Matka tak się stęskniła, że po 9 miesiącach pojawił się Aleks. - teraz wszyscy się śmiejemy.
- W taką pogodę chcecie jechać? - pytam.
- To tylko trochę śniegu Michael. - mówi mama całując mnie na pożegnanie. - Zjedz coś, bo schudłeś. - grozi mi palcem jak małemu dziecku.
W końcu między Wami jest dobrze...
Tak. W końcu.
- To ja Was odprowadzę. - proponuje Julka i znika z rodzicami w korytarzu.
No to zjedz coś.
Nie jestem głodny. Wolałbym porozmawiać z Julią.
Macie na to czas. W końcu teraz Święta. Będziesz miał trochę przerwy.
To nie może czekać i dobrze o tym wiesz. Więc zostawiam obiad w garnku i idę do salonu. Biorę dwa kieliszki i nalewam do nich wina. Nie dużo. Tak, żeby tylko policzki się zarumieniły.
- Wino zamiast kolacji. - stwierdza. Odwracam się w kierunku wejścia do salonu. Uśmiecham się. Nie potrafię się nie uśmiechnąć widząc jak stoi z niezadowoloną miną i rękami opartymi na biodrach. I jeszcze ten uroczy kucyk w stylu Mikey...
I ten powyciągany dresik... sam sex.
Spadaj.
- Przyda się. - odpowiadam i podaję Jej kieliszek. Kręci głową ale nie odmawia i siada obok mnie na kanapie. Opiera się o poduszki, podciąga kolana pod brodę i upija łyk wina. Za moment kolejny. W końcu zwraca wzrok na mnie i patrząc poważnie pyta...
- Co się stało Michael?
- A musiało się coś stać? - pytam biorąc Jej dłoń w swoją. Unosi jedną brew.
- Powiedziałeś, że muszę o czymś wiedzieć, a teraz pijesz wino mimo, że nie powinieneś. - zauważa.
- Wypij do końca. - mówię. Dziwi się ale widocznie mój wyraz twarzy i ton tej wypowiedzi sprawia, że nie chce się ani kłócić ani dalej wypytywać. Po prostu chce wiedzieć co się dzieje. Kiedy kończy jeden kieliszek, nalewam Jej kolejny.
- Michael...
- Pij. - podaję Jej naczynie. Przez chwilę tylko patrzy ale w końcu ulega i wypija kolejny kieliszek duszkiem. Rumieńce na Jej policzkach pojawiają się natychmiast. Siadam zaraz obok Niej. Jest zdenerwowana. Nie pokazuje tego, bo chyba już nie potrafi. Albo nie chce. Tyle emocji ile w ostatnim roku z Niej wyszło wykończyłoby emocjonalnie każdego.
- Niedawno minął rok od naszego pierwszego spotkania... - zaczynam.
- Od kiedy na Ciebie wpadłam w sukni ślubnej. - poprawia mnie. Wino stanowczo Ją rozluźnia. Uśmiecham się delikatnie.
- Owszem... - chwila przerwy. Chyba sam muszę się napić wina. - Za kilka dni weźmiemy ślub. - mówię w końcu.
- I chcesz mieć pewność, że nie ucieknę sprzed ołtarza po raz drugi, tak? - pyta lekko przygaszona.
No nie dziw się, tak to zabrzmiało.
- Nie, nie o to mi chodziło... Właściwie to nigdy o tym nie rozmawialiśmy. - przypominam. Na Jej czole pojawia się zmarszczka. - Nigdy mi nie powiedziałaś jak to się stało, że jednak odważyłaś się uciec. - mówię spokojnie. Milczy. Cicho wpatruje się we mnie. To jasne, że nie chce o tym myśleć. Że to boli i wzbudza kiepskie emocje. - Jeśli nie chcesz do tego wracać...
- Matylda pokazała mi moje własne zdjęcia z obdukcji. Dwa tygodnie przed ślubem. Prosiła mnie żebym się zastanowiła czy takie właśnie chcę życie. Czy jeszcze Go kocham, czy zobaczyłam w końcu jak mnie traktuje... - przerywa. Bierze głęboki wdech. - To Matylda kupiła mi bilet do Arabii. Znalazła namiary na pracę dla mnie. Założyła tą teczkę... - wspomina. - Ja na prawdę chciałam za Niego wyjść Michael. - mówi poważnie. Boli. Nie wiem czemu. Przecież teraz jest ze mną, mamy dzieci, za kilka dni bierzemy ślub... - Dzień przed ślubem przyszła do mojego pokoju i zapytała mnie czy myślałam o tym jakie życie będą z Nim miały moje dzieci. - dodaje. I milknie. Zaczynają trząść się Jej ręce. Biorę od Niej kieliszek i stawiam na stoliku. Mocno Ją do siebie przytulam.
- Chciałbym, żebyśmy zamknęli ten rozdział za sobą Julka. - mówię głaskając Ją po plecach.
- To nalej mi więcej wina. Na trzeźwo o tym nie pogadam. - mówi śpiącym głosem. Wiem, że jest zmęczona. Dzień i noc z dziećmi, przyszli teściowie na głowie...
- Dlaczego Wasz ślub miał odbyć się w czwartek? - pytam. Podnosi głowę i patrzy na mnie dziwnie. - Dobrze pamiętam, że to był czwartek. - dodaję.
- Nie sądziłam, że pamiętasz taki szczegół. - mówi cicho.
- Pamiętam wszystko z tamtego dnia. To, że ukradłaś Didlowi buty też.
- Oddałam. - zauważa.
- Jego buty. Ale moich skarpetek nie. - puszczam Jej oko. Śmieje się przez chwilę. To rzadko ostatnimi czasy spotykany widok. A taki piękny.
- W piątek mieliśmy jechać do Turcji na podróż poślubną. W sobotę w Turcji podpisywał kontrakt z jakimś wielkim koncernem budowlanym. To miał być pakt stulecia. - prycha lekko. - Zawsze wszystko było tak jak On chce. Nikt nie miał prawa Mu się sprzeciwić. Nikt chyba też nie miał na to odwagi... - wspomina patrząc tępo w jeden punkt na mojej koszuli. Unoszę Jej podbródek, żeby spojrzeć w te zmęczone, śpiące oczy. Uśmiecha się pogodnie. Jest pijana. Tak łatwo traci głowę po alkoholu...
- Cieszę się, że wtedy uciekłaś.
- I że zmarzłam?
- Tak.
- I że ukradłam Ci skarpetki? - dopytuje.
- Też.
- I że prawie Cię stratowałam?
- I że mnie naprawiłaś. - potakuję. Daje mi słodkiego całusa. Znów mam ochotę się śmiać. Jest przezabawna pod wpływem alkoholu.
- Kocham Cię Michael. - mówi szeptem.
- Musisz o czymś wiedzieć. - mówię w końcu.
- Myślałam, że już mi to powiedziałeś. Że chodziło o Karola. - znów marszczy czoło.
- Bo chodziło. Tylko nie o to o co pytałem. - mówię. - Dasz radę jeszcze raz przez to przejść? - pytam.
- Nie rozumiem...
- Karol został zatrzymany. - mówię.
- Słucham? - jakby lekko trzeźwieje.
- Trafił na kogoś sprytniejszego. Wszystkie Jego przekręty wyszły na jaw. Wszyscy współpracownicy oskarżeni, a Karol właśnie wraca do Austrii w eskorcie policji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zaraz po Świętach będzie rozprawa. - mówię z uśmiechem.
- Na prawdę? - pyta niedowierzając.
- W końcu będziemy wolni. - mówię. Uśmiecha się.
- I zajęci jednocześnie. - przypomina pokazując pierścionek na palcu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę być przez Ciebie zajęty. - wzdycham. Unosi brew ku górze i praktycznie rzuca się na mnie kładąc mnie na sofie. - Chyba częściej będę dawał Ci wino. - mruczę pomiędzy pocałunkami. I nagle słychać dźwięk, za którym tęskniłem tak bardzo, że miałem ochotę wrócić z zawodów po pierwszym konkursie. Z jękiem odsuwa się ode mnie ale nie wstaje z kanapy tylko nalewa sobie kolejny kieliszek wina.
- Twoja kolej tatusiu. - mówi z zadowoleniem. Mrożę Ją wzrokiem. Płacz staje się jeszcze głośniejszy. - Jak zaraz nie pójdziesz to zacznie płakać też Kim. - zauważa. - Mówiłeś, że za tym tęskniłeś.
- Owszem, ale nie kiedy mam ochotę na coś zupełnie innego.
- Czegoś zupełnie innego dziś nie będzie. - mówi puszczając mi oko.
- Dlaczego?
Czy to był pisk czy jęk rozpaczy?
Zamknij się!
Wypija kolejną lampkę wina. No tak... Wywracam oczami i idę do moich księżniczek. I choć nieprzespana noc to cholernie podłe uczucie, śmieję się sam do siebie. Bo kocham to podłe uczucie...
**********~*~**********
- Teraz? - dziwi się Julka.
- Dziewczynki zasnęły, Wy na pewno macie sobie do powiedzenia parę rzeczy... - kontynuuje mama.
- I do porobienia parę rzeczy... - wtrąca z uciechą ojciec. Mogę jedynie przewrócić oczami.
- Josef!
- No co? Och Ty też kiedyś byłaś młoda. Pamiętasz jak byłem w delegacji? Jak za mną tęskniłaś?
- Uspokój się Ty stary pierniku!
- Matka tak się stęskniła, że po 9 miesiącach pojawił się Aleks. - teraz wszyscy się śmiejemy.
- W taką pogodę chcecie jechać? - pytam.
- To tylko trochę śniegu Michael. - mówi mama całując mnie na pożegnanie. - Zjedz coś, bo schudłeś. - grozi mi palcem jak małemu dziecku.
W końcu między Wami jest dobrze...
Tak. W końcu.
- To ja Was odprowadzę. - proponuje Julka i znika z rodzicami w korytarzu.
No to zjedz coś.
Nie jestem głodny. Wolałbym porozmawiać z Julią.
Macie na to czas. W końcu teraz Święta. Będziesz miał trochę przerwy.
To nie może czekać i dobrze o tym wiesz. Więc zostawiam obiad w garnku i idę do salonu. Biorę dwa kieliszki i nalewam do nich wina. Nie dużo. Tak, żeby tylko policzki się zarumieniły.
- Wino zamiast kolacji. - stwierdza. Odwracam się w kierunku wejścia do salonu. Uśmiecham się. Nie potrafię się nie uśmiechnąć widząc jak stoi z niezadowoloną miną i rękami opartymi na biodrach. I jeszcze ten uroczy kucyk w stylu Mikey...
I ten powyciągany dresik... sam sex.
Spadaj.
- Przyda się. - odpowiadam i podaję Jej kieliszek. Kręci głową ale nie odmawia i siada obok mnie na kanapie. Opiera się o poduszki, podciąga kolana pod brodę i upija łyk wina. Za moment kolejny. W końcu zwraca wzrok na mnie i patrząc poważnie pyta...
- Co się stało Michael?
- A musiało się coś stać? - pytam biorąc Jej dłoń w swoją. Unosi jedną brew.
- Powiedziałeś, że muszę o czymś wiedzieć, a teraz pijesz wino mimo, że nie powinieneś. - zauważa.
- Wypij do końca. - mówię. Dziwi się ale widocznie mój wyraz twarzy i ton tej wypowiedzi sprawia, że nie chce się ani kłócić ani dalej wypytywać. Po prostu chce wiedzieć co się dzieje. Kiedy kończy jeden kieliszek, nalewam Jej kolejny.
- Michael...
- Pij. - podaję Jej naczynie. Przez chwilę tylko patrzy ale w końcu ulega i wypija kolejny kieliszek duszkiem. Rumieńce na Jej policzkach pojawiają się natychmiast. Siadam zaraz obok Niej. Jest zdenerwowana. Nie pokazuje tego, bo chyba już nie potrafi. Albo nie chce. Tyle emocji ile w ostatnim roku z Niej wyszło wykończyłoby emocjonalnie każdego.
- Niedawno minął rok od naszego pierwszego spotkania... - zaczynam.
- Od kiedy na Ciebie wpadłam w sukni ślubnej. - poprawia mnie. Wino stanowczo Ją rozluźnia. Uśmiecham się delikatnie.
- Owszem... - chwila przerwy. Chyba sam muszę się napić wina. - Za kilka dni weźmiemy ślub. - mówię w końcu.
- I chcesz mieć pewność, że nie ucieknę sprzed ołtarza po raz drugi, tak? - pyta lekko przygaszona.
No nie dziw się, tak to zabrzmiało.
- Nie, nie o to mi chodziło... Właściwie to nigdy o tym nie rozmawialiśmy. - przypominam. Na Jej czole pojawia się zmarszczka. - Nigdy mi nie powiedziałaś jak to się stało, że jednak odważyłaś się uciec. - mówię spokojnie. Milczy. Cicho wpatruje się we mnie. To jasne, że nie chce o tym myśleć. Że to boli i wzbudza kiepskie emocje. - Jeśli nie chcesz do tego wracać...
- Matylda pokazała mi moje własne zdjęcia z obdukcji. Dwa tygodnie przed ślubem. Prosiła mnie żebym się zastanowiła czy takie właśnie chcę życie. Czy jeszcze Go kocham, czy zobaczyłam w końcu jak mnie traktuje... - przerywa. Bierze głęboki wdech. - To Matylda kupiła mi bilet do Arabii. Znalazła namiary na pracę dla mnie. Założyła tą teczkę... - wspomina. - Ja na prawdę chciałam za Niego wyjść Michael. - mówi poważnie. Boli. Nie wiem czemu. Przecież teraz jest ze mną, mamy dzieci, za kilka dni bierzemy ślub... - Dzień przed ślubem przyszła do mojego pokoju i zapytała mnie czy myślałam o tym jakie życie będą z Nim miały moje dzieci. - dodaje. I milknie. Zaczynają trząść się Jej ręce. Biorę od Niej kieliszek i stawiam na stoliku. Mocno Ją do siebie przytulam.
- Chciałbym, żebyśmy zamknęli ten rozdział za sobą Julka. - mówię głaskając Ją po plecach.
- To nalej mi więcej wina. Na trzeźwo o tym nie pogadam. - mówi śpiącym głosem. Wiem, że jest zmęczona. Dzień i noc z dziećmi, przyszli teściowie na głowie...
- Dlaczego Wasz ślub miał odbyć się w czwartek? - pytam. Podnosi głowę i patrzy na mnie dziwnie. - Dobrze pamiętam, że to był czwartek. - dodaję.
- Nie sądziłam, że pamiętasz taki szczegół. - mówi cicho.
- Pamiętam wszystko z tamtego dnia. To, że ukradłaś Didlowi buty też.
- Oddałam. - zauważa.
- Jego buty. Ale moich skarpetek nie. - puszczam Jej oko. Śmieje się przez chwilę. To rzadko ostatnimi czasy spotykany widok. A taki piękny.
- W piątek mieliśmy jechać do Turcji na podróż poślubną. W sobotę w Turcji podpisywał kontrakt z jakimś wielkim koncernem budowlanym. To miał być pakt stulecia. - prycha lekko. - Zawsze wszystko było tak jak On chce. Nikt nie miał prawa Mu się sprzeciwić. Nikt chyba też nie miał na to odwagi... - wspomina patrząc tępo w jeden punkt na mojej koszuli. Unoszę Jej podbródek, żeby spojrzeć w te zmęczone, śpiące oczy. Uśmiecha się pogodnie. Jest pijana. Tak łatwo traci głowę po alkoholu...
- Cieszę się, że wtedy uciekłaś.
- I że zmarzłam?
- Tak.
- I że ukradłam Ci skarpetki? - dopytuje.
- Też.
- I że prawie Cię stratowałam?
- I że mnie naprawiłaś. - potakuję. Daje mi słodkiego całusa. Znów mam ochotę się śmiać. Jest przezabawna pod wpływem alkoholu.
- Kocham Cię Michael. - mówi szeptem.
- Musisz o czymś wiedzieć. - mówię w końcu.
- Myślałam, że już mi to powiedziałeś. Że chodziło o Karola. - znów marszczy czoło.
- Bo chodziło. Tylko nie o to o co pytałem. - mówię. - Dasz radę jeszcze raz przez to przejść? - pytam.
- Nie rozumiem...
- Karol został zatrzymany. - mówię.
- Słucham? - jakby lekko trzeźwieje.
- Trafił na kogoś sprytniejszego. Wszystkie Jego przekręty wyszły na jaw. Wszyscy współpracownicy oskarżeni, a Karol właśnie wraca do Austrii w eskorcie policji. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, zaraz po Świętach będzie rozprawa. - mówię z uśmiechem.
- Na prawdę? - pyta niedowierzając.
- W końcu będziemy wolni. - mówię. Uśmiecha się.
- I zajęci jednocześnie. - przypomina pokazując pierścionek na palcu.
- Nawet nie wiesz jak bardzo chcę być przez Ciebie zajęty. - wzdycham. Unosi brew ku górze i praktycznie rzuca się na mnie kładąc mnie na sofie. - Chyba częściej będę dawał Ci wino. - mruczę pomiędzy pocałunkami. I nagle słychać dźwięk, za którym tęskniłem tak bardzo, że miałem ochotę wrócić z zawodów po pierwszym konkursie. Z jękiem odsuwa się ode mnie ale nie wstaje z kanapy tylko nalewa sobie kolejny kieliszek wina.
- Twoja kolej tatusiu. - mówi z zadowoleniem. Mrożę Ją wzrokiem. Płacz staje się jeszcze głośniejszy. - Jak zaraz nie pójdziesz to zacznie płakać też Kim. - zauważa. - Mówiłeś, że za tym tęskniłeś.
- Owszem, ale nie kiedy mam ochotę na coś zupełnie innego.
- Czegoś zupełnie innego dziś nie będzie. - mówi puszczając mi oko.
- Dlaczego?
Czy to był pisk czy jęk rozpaczy?
Zamknij się!
Wypija kolejną lampkę wina. No tak... Wywracam oczami i idę do moich księżniczek. I choć nieprzespana noc to cholernie podłe uczucie, śmieję się sam do siebie. Bo kocham to podłe uczucie...
**********~*~**********
Jest :)
Od razu odpowiadam na pytania ile jeszcze.
Ostatni w piątek, a w niedzielę Epilog.
Buziaki :*
Och nie.Ja tak kocham te historię. Będzie mi ich brakowało !
OdpowiedzUsuńRozdział piękny jak zawsze!
Pozdrawiam
Madźka
Tak rodzinnie :) Bardzo, ale to bardzo mi się podobał rozdział. Pomysł z memoriałem cudowny. Widać jak chłopcy szanowali i szanują Thomasa. Dobrze, że Karol został zatrzymany. Maggie wreszcie się uwolni od przeszłości. Pewnie w piątek pojawi się opis ślubu? Baardzo na niego czekam.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że w piątek juz ostatni, no ale cóż. Szanuje Twoja decyzje, mam nadzieje, ze felietony będą się jeszcze pojawiać. :)
Jula :*
Nie, nie nie. Nie zgadzam się!.
OdpowiedzUsuńDziś krótko, bo za chwilę mi komputer padnie...
Jest pięknie, tak jak powinno byc... Tylko ja się boję o tych rodziców. Bo to brzmiało jakby w powrocie miało się coś stać :/ Julka faktycznie ma bardzo słabą głowę- brak polskich korzeni ;) I chcica Michiego, hah. Najpierw obowiązki, później przyjemności!! ;)
Pozdrawiam :*
Bardzo fajny rodzial! Taki szczęśliwy, rodzinny, dawno tu takiego nie było! Mam nadzieje ze historia Julii i Michiego zakończy sie szcześliwie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiekny. Jak zawsze. Nie wiem co poczne jak to skonczysz. Ale mam nadzieje, ze jak skonczysz, to zaczniesz cos nowego, bo uwielbiam to jak piszesz. Po prostu uwielbiam twoj styl. Jestes niesamowita. Czekam na nastepny :*
OdpowiedzUsuńJa już drugi rozdział rozpaczam po Thomasie.
OdpowiedzUsuńKochana, z lekkim poślizgiem komentarz, wybacz. Memoriał ku pamięci Thomasa? Wspaniały pomysł! Takiej osobowości jak Thomas należy się taka impreza. Bez wątpienia Morgi to legenda skoków, a po takim odejściu z tego świata zasługuje na to, żeby ludzie pamiętali o jego dokonaniach. Szkoda mi Sabriny, wspaniała kobieta, która mimo tego, że ma wielu przyjaciół tak naprawdę jest sama. To trudne, że dziecko Sabriny będzie wychowywać się bez ojca. Choć mam wrażenie, że ona i Matt będą razem. Chyba obydwoje zasługują na odrobinę szczęścia prawda? Najbardziej jednak cieszy mnie fakt, że między Julką a Michim jest już dobrze. Oni to dopiero przeszli długą drogę... Oni jeszcze bardziej niż wszyscy zasługują na szczęście.
OdpowiedzUsuńTrudno uwierzyć, że już niedługo będziemy się z tym opowiadaniem żegnać. Tak jak z poprzednimi bardzo się zżyłam bohaterami i wgl. Pozdrawiam i ściskam. :*
Michi cieszy się, że Julka wówczas uciekła? Phi, ja sama się cieszę, że wtedy uciekła. W ogóle, fajnie, że Julia w końcu opowiedziała Michaelowi wszystko co i jak związanego z jej poprzednim życiem.
OdpowiedzUsuńDobrze też, że grzeszki tego łajdaka wyszły na jaw. A końcówka? Przesłodka. :)) Pokazująca to, że nawet zwykłą monotonią można się w życiu cieszyć, a to co wydaje się być zwykłe, codzienne, czasem wręcz uciążliwe, męczące jest solą życia. Składnikiem ludzkiej egzystencji, która wbrew wszystkiemu potrzebuje zwykłej nudy w życiu. Poszukiwanie przygód nie jest wszystkim. Nadchodzi bowiem taki czas, że zwyczajnie tęsknimy za ciepłem ogniska domowego i zwykłą stabilizacją.
Rozpaczam, że przygoda z Michim dobiega końca... ;/
Mama Michiego przykładną babcią, a skoczek najlepszym wujkiem dla Emmy? To się porobiło ;) Wszystko wraca na właściwe tory, oni na to zasługują, po takich przeżyciach :) Sabrina powinna przyjąć pomoc Matta i oboje nawzajem powinni sobie pomóc. Karol złapany, wystarczy tylko zeznawać i trafi za kratki na parę ładnych lat. Mam nadzieję, że na ślubie świadek nie zapomni o obrączkach, a panna młoda nie złamie obcasa :)
OdpowiedzUsuńTak bardzo się cieszę, że Michi pogodził się z rodzicami. To takie wzruszające i piękne, że Thomas będzie miał swój Memoriał. Zdecydowanie na to zasłużył. Dobrze też, że Matt pomaga Sabrinie. Po tym co się stało potrzebuje wielkiej pomocy.
OdpowiedzUsuńI nareszcie ten bydlak został złapany!
Końcówka jest mega urocza.